Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Z Wisły wystawała głowa

Małgorzata Oberlan
Małgorzata Oberlan
Anna Dzikorska z Rubinkowa nie tyle została odnaleziona, co uratowana. Kobieta była o krok od utopienia się w rzece. - Na szczęście, owczarek Ziko zareagował jak prawdziwy tropiciel - mówi jego pan.

Anna Dzikorska z Rubinkowa nie tyle została odnaleziona, co uratowana. Kobieta była o krok od utopienia się w rzece. - Na szczęście, owczarek Ziko zareagował jak prawdziwy tropiciel - mówi jego pan.

<!** Image 3 align=none alt="Image 192267" sub="Stefan Czachowski z psem Ziko na szczycie skarpy. Pięć metrów niżej rozegrały się dramatyczne wydarzenia, ze szczęśliwym finałem [Fot.: Adam Zakrzewski]">Ruszamy piechotą (zresztą, inaczej się nie da) spod pieczarkarni Stefana Czachowskiego, znajdującej się na tyłach ogródków działkowych na Rudaku. Jakieś 20 minut dosłownie przedzieramy się przez chaszcze i wysokie pokrzywy. Niektóre są wyższe od nas. Przed nami biegną dwa psy - Ziko i jego młodszy kolega. Identyczną drogą pan Stefan szedł nad Wisłę w miniony poniedziałek. - Żeby dać psom się wykąpać, ochłodzić - tłumaczy.<!** reklama>

Pięć metrów skarpy

Wtedy, 2 lipca około godziny 14.20, owczarki popływały w dobrze znanej im zatoczce. Mieli już wracać, gdy Ziko nagle zniknął. Pan Stefan zauważył, że płynie już kawałek od zatoczki, po lewej stronie. Minął drzewa i chciał zawołać psa z tej strony. Nagle zauważył na brzegu, na piasku, damską torebkę. Coś go tchnęło i podbiegł. Spojrzał w nurt Wisły z wysokości stromej, pięciometrowej skarpy.

- I zdębiałem. Na dole, wśród konarów tkwiących w wodzie, widać było głowę kobiety. Trzymała się konaru jedną ręką. W drugiej zaciskała jakieś witki. Potem dopiero zrozumiałem, że próbując się ratować, chwytała za krzaczory, ale nie mogła się utrzymać. W ręku zostawały jej same gałązki - opowiada Stefan Czachowski.

Pamięta, że niedaleko torebki stał jeden but. Wyglądało to wszystko tak, jakby kobieta chciała się obmyć albo pobrodzić, i została wciągnięta przez nurt. Po samą szyję.

Instynkt? Adrenalina?

Jak jednak 67-latka pokonała stromą skarpę, by w ogóle znaleźć się na brzegu? Trudno powiedzieć.

- Zacząłem krzyczeć: „Halo, proszę pani!”. Ona jednak nie reagowała. Coś niewyraźnie mówiła, ale nie był to normalny kontakt. Nie reagowała też, jak rzucałem jej smycz - ciągnie dalej torunianin. - Wiedziałem, że nie ma na co czekać.

Dziś sam nie wie, co nim kierowało? Instynkt? Adrenalina? Sam ma już swoje lata i włosy przyprószone siwizną. Błyskawicznie zdjął zegarek, rzucił na trawę komórkę i pokonał skarpę. Z trudem wyciągnął kobietę na brzeg. Potem zadzwonił pod numer alarmowy „112”. Na miejscu dość szybko pojawili się ratownicy, a potem strażacy. Bez ich pomocy wydostanie torunianki na szczyt skarpy nie byłoby możliwe. Trzeba było użyć liny.

Nogi białe jak śnieg

- Przez cały ten czas nie zastanawiałem się, kim jest ta pani. Po prostu działałem. Potem zreflektowałem się, że to może być ta zaginiona pani Anna z Rubinkowa, o której pisały gazety - mówi pan Stefan. - Teraz myślę, że razem z psami znalazłem się w odpowiednim miejscu o odpowiednim czasie. W pobliżu nie było przecież nikogo. Jeszcze kilka minut i ta kobieta utopiłaby się. Była już słaba, a gdy ją wyciągnąłem, nogi miała białe jak śnieg. Pewnie długo walczyła w Wiśle.

Po tym dramatycznym wydarzeniu w rzece pozostał ślad. Do dziś zaplątany w konary wije się w wodzie morelowy szal pani Anny.

Nie może wrócić do domu

Annę Dzikorską, odwodniona i wymęczoną, przewieziono do szpitala na Bielanach. Była to siódma doba od jej zaginięcia.

Torunianka opuściła swoje mieszkanie w poniedziałek, 25 czerwca, w południe. Jak często to czyniła, po prostu wyszła na spacer. Gdy do godziny 23.00 nie wróciła, jej mąż zaalarmował policję.

Zaczęły się poszukiwania i wyścig z czasem. Funkcjonariusze przeczesywali okolice, weryfikowali zgłoszenia od torunian. Ktoś widział podobną kobietę w autobusie linii nr 40, jadącym w kierunku ul. Gagarina. Ktoś inny w zupełnie innej części Torunia. sprawdzano szpitale. Rozpytywano wśród taksówkarzy. Sytuacja robiła się o tyle groźna, że czas mijał. A pani Anna cierpi na zaniki pamięci, więc praktycznie każdy scenariusz, nawet najczarniejszy, wydawał się już realny.

- Dziś najważniejsze jest dla nas zapewnienie mamie całodobowej opieki. Ojciec sam ciężko choruje, na stwardnienie rozsiane. Ja mieszkam i pracuję kolo Płocka. Moja siostra też jest w innym mieście. A jasne jest, że mama po szpitalu nie może wrócić do domu - mówiła nam zaraz po odnalezieniu 67-latki jej córka - pani Bożena.

* * *

Stefan Czachowski jest skromnym człowiekiem. O wszystkim opowiedział koledze. Ten zadzwonił do „Nowości”. W ten sposób udało nam się poszerzyć policyjny komunikat o tym, jak „przypadkowy świadek” zauważył zaginioną kobietę.


Do wszystkich są długie kolejki

W Toruniu funkcjonuje zakład pielęgnacyjno-opiekuńczy przy ul. Ligi Polskiej, zakład opiekuńczo-leczniczy sióstr serafitek przy ul. Paderewskiego, zakład opiekuńczo-leczniczy Fundacji „Światło” przy ul. Grunwaldzkiej (dla osób w śpiączce), a także dom opieki „Samarytanin” na Koniuchach (opieka dzienna i paliatywna). Do wszystkich są kolejki.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska