Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Za leki płacimy dużo więcej niż Niemcy

Przemysław Łuczak
Rozmowa z TOMASZEM LATOSEM, posłem PiS, wiceprzewodniczącym Sejmowej Komisji Zdrowia.

Rozmowa z TOMASZEM LATOSEM, posłem PiS, wiceprzewodniczącym Sejmowej Komisji Zdrowia.

<!** Image 2 align=none alt="Image 183926" sub="Fot. Dariusz Bloch">Ma Pan pieczątkę „Refundacja do decyzji NFZ”?

Jako radiolog niezwykle rzadko wypisuję recepty, nie miałem więc potrzeby zaopatrzenia się w taką pieczątkę.

Inni lekarze jednak stawiają ją na receptach. Pacjenci narzekają, a premier mówi, że protest jest nieetyczny...

Nieetyczne było przede wszystkim postępowanie rządzących. To nie było przecież tak, że lekarze wyczekali do końca grudnia i nagle ogłosili swój protest. O tym mówiono już od lata ubiegłego roku. Było więc wystarczająco dużo czasu na rozmowy i poprawienie ustawy. Pacjenci oczywiście są tutaj najbiedniejsi, ale nie wszyscy zdają sobie sprawę, że z powodu tej ustawy za leki będą płacić więcej. I nawet jeśli protest lekarzy skończy się, nadal będą wracać z apteki z pustym portfelem.<!** reklama>

Lekarze powinni już zakończyć ten protest?

Najpierw musi być zmieniona ustawa. Na razie wiemy tylko to, że lekarze nie będą karani za wystawienie „złej” recepty. Zmiana ustawy nie dokonuje się w ten sposób, że jeden pan z drugim panem coś uzgodnią i ogłoszą to w Internecie. Projekt nowelizacji ustawy wpłynął do Sejmu dopiero w środę. To pokazuje opieszałość rządu.

Nawet jeżeli ktoś uparł się, żeby chronić byłą minister zdrowia, a obecną marszałek Sejmu, Ewę Kopacz, i przepchnąć ustawę bez żadnych zmian, to i tak już w grudniu w ministerstwie powinny trwać prace - tak, by w razie czego przygotować szybką nowelizację ustawy.

Minister Arłukowicz w końcu ustąpił...

Lepiej późno niż wcale. Zwłaszcza że w przeszłości minister sam był krytykiem tej ustawy i dobrze wiedział, że całe środowisko medyczne ostrzegało przed tym, co wydarzyło się na początku stycznia. Jeszcze w kampanii wyborczej rząd jednak twierdził, że jest to nieuzasadniona krytyka ustawy ze strony opozycji.

W związku z tym, że minister Arłukowicz, znając błędne zapisy tej ustawy, uparł się, żeby wprowadzić ją w życie, wziął na siebie całą odpowiedzialność za skutki tej decyzji. Uważam, że wszyscy, nie tylko środowisko medyczne, lecz również pacjenci, powinniśmy podziękować mediom, że mówiły o skutkach ustawy refundacyjnej dostatecznie głośno i rząd musiał wycofać się z błędnych decyzji.

PiS nadal będzie chciało odwołania ministra?

Uważamy, że jest coś takiego jak odpowiedzialność polityczna. W tym przypadku nie mieliśmy do czynienia z sytuacją, że przychodzi nowy minister i mówi do wszystkich, w tym również do opozycji, że w porozumieniu z środowiskiem medycznym i pacjentami zamierza poprawić złą ustawę. Przeciwnie, minister powiedział, że jest dobrze, do ostatniej chwili negocjował i uzyskał od koncernów znakomite upusty, a pacjenci będą płacić mniej.

Dziś wiemy, że będą płacić więcej. Zresztą mówienie o negocjacjach kompromituje ministra w kontekście doniesień dotyczących tego, że jedna z firm farmaceutycznych, która jest producentem insuliny, jest wyjątkowo uprzywilejowana na liście leków refundowanych. I dziwnym trafem, w przeddzień ogłoszenia listy, tanio kupowano akcje tej firmy, co samo w sobie jest już skandalem.

Wniosek o odwołanie ministra Arłukowicza nie będzie dotyczył jego odpowiedzialności za przygotowanie ustawy, lecz braku właściwych decyzji w ostatnich dwóch miesiącach i firmowania tego bubla prawnego.

Czy ustawa refundacyjna w całości jest bublem?

Ustawa ma wiele błędów, natomiast jej założenia są słuszne. Kiedy dowiedziałem się, że trafi ona do Sejmu, ucieszyłem się, bo rynek leków w Polsce wymaga uporządkowania. Nie trzeba być profesorem ekonomii, żeby wiedzieć, że coś jest nie tak, jeżeli pacjent nie tylko dostawał lek za złotówkę, ale z receptą na określony lek często także kilkadziesiąt złotych premii.

Wiadomo, że tak naprawdę pokrywane to było z pieniędzy NFZ. Zamiast pójść na leczenie czy zakupy innych leków, szły one na nadmiernie wysoką refundację danego leku. Pomysł jednolitych cen leków jest dobry, ale powinny być one tak skalkulowane, żeby przeciętny pacjent, często bardzo biedny, mógł kupić lekarstwa za ryczałt w wysokości 3,20 zł. Tego, niestety, w tej ustawie nie zrobiono, co ją dyskwalifikuje.

Co Pan sądzi o pomyśle SLD, który proponuje, że jeżeli pacjent wyda na leki więcej niż 5 proc. płacy minimalnej, będzie mógł dostać je w cenie ryczałtowej?

Mnie ta propozycja się podoba, aczkolwiek z pewnymi zastrzeżeniami, ponieważ trzeba by wprowadzić pewne dodatkowe mechanizmy, zapobiegające nadużyciom. Trzeba wiedzieć, że Niemcy dopłacają z własnej kieszeni do ceny leków przeciętnie 8 proc. (resztę płaci państwo), obywatele wielu innych krajów europejskich kilkanaście procent.

Natomiast Polacy dopłacali przed wejściem tej ustawy w życie 32 proc. Szacuje się, że po obecnych zmianach będzie to aż 38 proc. To pokazuje, jak daleko jesteśmy za innymi, jeśli chodzi o skalę udziału pacjenta w wykupie leków. Gdyby pieniędzy było więcej i zeszlibyśmy do kilkunastu procent, to zapewne rozwiązanie proponowane przez SLD nie byłoby potrzebne.

Czy kulisy negocjacji cenowych z koncernami farmaceutycznymi powinny być jawne?

Myślę, że tak. Wiele kwestii trzeba wyjaśnić, choćby to, dlaczego insuliny lub paski cukrzycowe jednej firmy są refundowane, a innych nie. Ale być może nie trzeba wcale rozmawiać z wieloma koncernami farmaceutycznymi na temat ceny tego czy innego leku, działającego w określony sposób czy mającego określony skład chemiczny, lecz wystarczy - znając rynek - ustalić określony poziom refundacji i przyjąć wszystkie firmy, które zgodzą się na proponowaną wysokość dopłat.

O czym będą mówili posłowie PiS w czasie prac nad rządowym projektem nowelizacji ustawy refundacyjnej?

Jeszcze raz zajrzymy do stenogramów z posiedzeń komisji zdrowia i naszych notatek z posiedzeń podkomisji, zapewne powtórzymy wiele argumentów, które podnosiliśmy poprzednio. Warto zresztą sięgnąć również do opinii innych środowisk, bo nikt nie ma monopolu na rację, posłuchać, co mają do powiedzenia pacjenci, aptekarze, lekarze, związkowcy i porozumieć się.

Tego wcale nie musimy nazywać okrągłym stołem medycznym, lecz zwykłą merytoryczną dyskusją. Kolejnym błędem byłoby bowiem, gdyby rząd, który przygotował nowelizację, znowu uznał, że jest to najlepsze rozwiązanie i nie ma o czym dyskutować. Tymczasem w ustawie refundacyjnej jest jeszcze wiele innych pułapek, o których będzie głośno za parę miesięcy, przed czym staram się przestrzegać.

Co Pan ma na myśli?

W ustawie przyjęto sztywny wskaźnik udziału refundacji w budżecie NFZ, który ma wynosić 17 proc. To oznacza, że jeżeli do tej pory mieliśmy do czynienia z nadwykonaniami w szpitalach i z tego powodu trzeba było zamykać oddziały, a w poradniach zapisywano pacjentów na kolejny rok, bo limity już się skończyły, to teraz możemy mieć identyczną sytuację z refundacją leków.

Nagle może się okazać, że być może tych 17 proc. nie wystarczy do końca 2012 roku, lecz tylko do września czy listopada. I co gorsza, nie będzie można tego szybko skorygować, bo poziom refundacji precyzycyzyjnie określa ustawa, a nie stosunkowo łatwe do zmiany rozporządzenie. Uważam, że przy okazji obecnej nowelizacji, również tę sprawę należy skorygować.

Jakie mogą być inne skutki ustawy refundacyjnej?

Pacjent mający kilka schorzeń będzie musiał ustawiać się w kolejce do każdego specjalisty po kolejną receptę na te same leki potrzebne do kontynuacji leczenia. Zgodnie z ustawą, np. neurolog nie będzie mógł wypisać recepty na leki kardiologiczne, nawet jeżeli byłoby to tylko przedłużenie kuracji. Sytuacja jest absurdalna, bo wiemy, jak trudny jest dostęp do specjalistów.

Zresztą niedoprecyzowanych i restrykcyjnych zapisów w tej ustawie jest więcej. Lekarz nie tylko musi wiedzieć, czy pacjent jest ubezpieczony, określić poziom refundacji oraz sprawdzić, czy w jednej chorobie dany lek jest refundowany, a w innej już nie, to na dodatek musi udokumentować na potrzeby kontroli, która przyjdzie za kilka lat, konieczność zastosowania danego leku. Może dojść do sytuacji, że jeden kontroler z NFZ uzna wypisanie antybiotyku przy jakieś infekcji za uzasadnione, a drugi będzie dociekał, czemu zastosowano ten, a nie inny lek.

* * *

Rozmowa odbyła się we wtorek. Wczoraj wieczorem, już po zamknięciu gazety, odbyło się drugie czytanie nowelizacji ustawy refundacyjnej. Ostatnie głosowanie przed skierowaniem jej do Senatu zaplanowano na dzisiejsze południe.


Teczka osobowa

Lekarz radiolog, polityk i mistrz brydżowy

Tomasz Latos ma 47 lat. Z zawodu jest lekarzem radiologiem, interesuje się ultrasonografią gałki ocznej. Poseł PiS V, VI i VII kadencji Sejmu z okręgu bydgoskiego. W ubiegłorocznych wyborach uzyskał 20308 głosów. W obecnej kadencji jest wiceprzewodniczącym Sejmowej Komisji Zdrowia. Pracuje również w Komisji Spraw Zagranicznych.

Żona Anna ukończyła pedagogikę specjalną i jest nauczycielką. Dzieci: Katarzyna, Bartosz, Błażej i Kuba.

Hobby: brydż sportowy - zdobywał medale na mistrzostwach Polski lekarzy. Lubi jeździć na nartach. Interesuje się historią starożytną.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska