Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zamiast wanilii, pieprz... - czyli po cichu o BDSM

Lucyna Tataruch
Nikt, ot tak, nagle nie powie: „Jestem submisywna, czyli wiecie - uległa. Lubię dominację, ból, poniżenie. I lubię, jak partner pierze mnie pasem po tyłku”.

O tym się ponoć tak od razu nie mówi. Nawet na imprezie, gdy wypije się już o te kilka drinków za dużo i znajomym rozwiązuje się język. Koleżanka śmieje się na wspomnienie przygody w miejscu publicznym, kolega opowiada, jaką wyuzdaną kobietę poznał ostatnio. Wątków jest wiele, ale ten raczej nie pada. Nikt, ot tak, nagle nie powie: „A ja jestem submisywna, czyli wiecie - uległa. Lubię dominację, ból, poniżenie. I lubię, jak partner pierze mnie pasem po tyłku. Po prostu lubię BDSM. Bondage, discipline, sadism, masochism”.

To dziwne, bo przecież w mainstreamie ten temat się już nieźle zadomowił. Na myśl nasuwa się oczywiście „50 twarzy Greya”, które - pomijając wartość literacką - wcale nie są takim złym przykładem tych praktyk. Wszak bohaterowie nie ograniczają się do subtelnych wyzwisk i satynowej apaszki przy wiązaniu rąk. Jest tam i umowa na absolutne oddanie, i pokój wypełniony arsenałem profesjonalnych sprzętów z sexshopu, i sztuka zadawania bólu czy poniżenia. Mimo to ci, którzy tą drogą kroczą, nie rozpływają się publicznie w zachwycie nad Greyem. Raczej wzruszają ramionami i dalej robią swoje. W tym temacie najważniejsza jest dyskrecja, zaufanie. I nikomu poza swoją sypialnią deklarować tego nie trzeba.

Skąd ja to wiem?
Otóż jakiś czas temu poznałam taką parę - nazwijmy ich Pan (ale nie Pan Tadeusz, raczej Twój Pan) i Su (tak, od suki - tak mówi na nią jej Pan). Zaprzyjaźniliśmy się, bo na co dzień to para, jak wiele innych. Relacje mają iście partnerskie, chociaż Su jest pyskata i zawsze stawia na swoim. Głośno wypowiada się o równouprawnieniu i twardo pilnuje swojej pozycji. Gdyby ktoś śmiał powiedzieć do niej, że miejsce kobiety jest na kolanach, w najlepszym przypadku usłyszałby niezłą wiązankę. Kiedy jednak Su jest ze swoim Panem w tzw. sytuacji łóżkowej, zdarza się, że nie tylko klęczy, ale i chodzi na czworakach - na smyczy. W tej relacji jest dosłownie do usług swojego partnera. Spełnia wszystkie jego zachcianki, a za każdy występek od tych reguł dostaje karę, najczęściej lanie pasem. I choć ból fizyczny ją kręci, raczej unika nieposłuszeństwa, bo najbardziej podnieca ją widok Pana w pełni zadowolonego i dumnego ze swojej „suki”.

Zdarza się, że Su krzyczy „Nie, nie rób tego, nie chcę, to boli, przestań!”, ale on nie przestaje. Zatrzymuje się jedynie wtedy, gdy usłyszy jedno z ustalonych wcześniej haseł. Wybrali kolory i to właśnie je trzeba wyartykułować, gdy chce się skończyć lub zmienić natężenie zabawy. Żółty oznacza „Chcę trochę lżej”, czerwony „Przestań natychmiast”. Do tej pory tylko raz Su powiedziała „żółty”.

Życie toczy się dalej
Być może BDSM kojarzy się wam z lateksem, pejczami i czymś na kształt ukrytej w podziemiu subkultury, ale tu jest więcej odcieni szarości, niż te tytułowe 50. Ani Su, ani Pan nie chodzą odziani w skórzane maski z zamkami. Ważniejszy jest w tym konsensualny układ - tzw. powerplay - w którym jedna osoba dominuje nad drugą i w którym obie czerpią z tego przyjemność.

- To zupełnie inna sfera niż nasze codzienne życie - tłumaczy Su. - To nie manifa feministyczna, ale świat fantazji i satysfakcji. Podnieca mnie bycie uległą, ale jedynie w takiej ustalonej formie. Nigdzie poza moim łóżkiem nikt nie może mnie tak traktować. Może to moja odskocznia? Może coś w ten sposób rozładowuję? Nieważne. Od tego mam swój rozum, by móc rozdzielić teatr od życia. Odgrywamy tu swoje role. Gdy już skończymy, wstaję z kolan, ubieram szlafrok i absolutnie usatysfakcjonowana proszę o kawę. Spektakl dobiegł końca, normalne życie toczy się dalej.

Ani Su, ani Pan nie czują potrzeby, by pytać, czy to normalne, zdrowe i do zaakceptowania. Wystarczy im świadomość, że takich ludzi jest więcej. Tak naprawdę nie robią nikomu krzywdy, choć w dosłownym znaczeniu ona często o tę krzywdę prosi. - To jak z orientacją seksualną, preferencjami kulinarnymi czy innym, nieszkodliwym odchyłem - tłumaczy Su. - Kulinaria są zresztą dobrą metaforą. To taki nasz sekret, prywatny świat, ale gdy zapytasz mnie na co mam zwykle ochotę, odpowiem - zamiast wanilii, pieprz.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Kto musi dopłacić do podatków?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiał oryginalny: Zamiast wanilii, pieprz... - czyli po cichu o BDSM - Express Bydgoski

Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska