Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Żeby festiwal nie zarósł mchem!

Tekst: Katarzyna Bogucka
„My, Polacy, mamy niedorozwiniętą wrażliwość estetyczną i dlatego wielu ludzi uważa, że styl Caravaggia i de La Toura jest bardzo podobny, a tak nie jest. Podobnie ocenia się obrazy ruchome w filmach”.

„My, Polacy, mamy niedorozwiniętą wrażliwość estetyczną i dlatego wielu ludzi uważa, że styl Caravaggia i de La Toura jest bardzo podobny, a tak nie jest. Podobnie ocenia się obrazy ruchome w filmach”.

<!** Image 2 align=none alt="Image 200345" sub="Dla Marka Żydowicza najważniejszy jest Plus Camerimage. Mówi, że osiądzie w tym mieście, które stworzy dla tej imprezy najlepsze warunki. Podczas wtorkowej konferencji prasowej, której gościem był także marszałek Piotr Całbecki, padła wzajemna deklaracja o chęci stworzenia regionalnego funduszu filmowego. Czy to oznacza, że Plus Camerimage znajdzie swoje stałe miejsce? Fot. Grzegorz Piekarski">

Rozmowa z MARKIEM ŻYDOWICZEM, pomysłodawcą i dyrektorem festiwalu Plus Camerimage, który w tym roku odbywa się po raz dwudziesty, a po raz trzeci w Bydgoszczy.<!** reklama>

Cofnijmy się w czasie. Kiedy zakochał się Pan w kinie?

Pierwszym filmem, który zrobił na mnie wrażenie w dzieciństwie, był „Wieczór kuglarzy” Bergmana.

Ciężkie kino. Kto Pana wpuścił na seans?

Miałem dziadka, który pozwalał mi oglądać filmy zarezerwowane dla osób od 16 roku życia.

A Pan miał wtedy...

Pięć, sześć lat. Był jeszcze jeden film, który zapadł mi głęboko w sercu - „Piknik pod wiszącą skałą” Petera Weira. Co ciekawe, po wielu latach poznałem Petera i opowiadałem mu, jak udało mi się dostać na seans. Otóż ten film nie cieszył się zbyt wielką popularnością w kinie „Wrzos” w Świeciu nad Wisłą. Seans odbywał się, jeśli do kasy zgłosiło się przynajmniej trzech widzów. W poszukiwaniu brakujących dwóch, szedłem na skwer naprzeciwko kina i przekupywałem okolicznych meneli (drobnymi pieniędzmi albo winem), żeby weszli ze mną na salę. Oczywiście, gdy tylko film się zaczynał, panowie wracali na swoje parkowe ławeczki. Starsza pani bileterka nie mogła się nadziwić, dlaczego ja już po raz dziesiąty przychodzę na ten sam film, co w nim jest takiego. A Peter słuchał i się śmiał. Zauważył, że życie jest pełne niesamowitych zdarzeń i spotkań, takich jak moje i jego.

Co Pana urzekło w jego filmie?

Klimat ponadczasowości i poczucie, że można póbować w kinie zatrzymać czas. Rzadko kiedy udaje się reżyserom taki stan osiągnąć, a Peter Weir należy do nielicznej grupy, która to potrafi.

Od pierwszej kinowej miłości do ścisłego mariażu z X muzą upłynęło sporo czasu...

Pracowałem na uczelni i irytował mnie feudalny układ uniwersytecki. Poza tym czułem, że robię coś, co jest niezrozumiałe dla ludzi. Badałem zagadnienia, które były bliskie pięciu ludziom w całej Europie - architektura zakonów żebraczych, malarstwo przełomu XIV i XV wieku niżu nadbałtyckiego. Czułem, że zamknąłem się w wieży z kości słoniowej. Pomyślałem, że warto byłoby zająć się czymś bliższym ludziom, w czym ludzie uczestniczą, czym żyją. No i trafiłem do kina. Postanowiłem poprowadzić zajęcia z analizy filmu. Wziąłem na warsztat „Imię róży”. Ten film jest utkany z bardzo wielu cytatów, pełno w nim odniesień - i do Sherlocka Holmesa, i do utworów literatury średniowiecznej, do Arystotelesa, mistrza Eckharta... Analiza była wielkim wyzwaniem także dlatego, że oprócz dość jasnych konotacji literackich, bardzo ważną rolę odgrywa materia nieuchwytna, która decyduje o odrębności tego medium, mam na myśli język obrazu. Kilkadziesiąt lat unifikacji naszych gustów sprawiło, że ludzie, niestety, dość powierzchownie patrzą na sztukę. My, Polacy, mamy niedorozwiniętą wrażliwość estetyczną i dlatego wielu ludzi uważa, że styl Caravaggia i de La Toura jest bardzo podobny, a tak nie jest. Podobnie ocenia się obrazy ruchome w filmach.

Czuje się Pan osaczony przez media? Sporo jest artykułów o burzliwej historii festiwalu. Czy jest Pan ofiarą mediów, polityków?

Ja? Ofiarą? Pani chyba żartuje. Jedno mogę powiedzieć - politycy mają ze mną problem. Jestem uczciwy i to jest ich problem.

Wszystkich interesuje to, czy festiwal planuje kolejną wyprowadzkę...

Na razie zamierzam zostać w Bydgoszczy. To miasto może stać się jednym z najbardziej elektryzujących miejsc w Polsce. Bydgoszcz to fajne miasto z potencjałem, ale potrzebuje pozytywnej eksplozji, materializacji ducha w postaci budynku, czegoś w rodzaju Wieży Eiffla, żeby ludzie z autostrady, która Bydgoszcz ominęła, zboczyli te 40 kilometrów i tutaj przyjechali. Proszę powiedzieć, jaki dziś jest powód, żeby to zrobić? Imprezy, owszem, są, ale za chwilę ich nie ma. To incydentalne wydarzenia. Jeśli powstanie budynek - rzeźba, coś jak Guggenheim Museum Bilbao, albo Walt Disney Concert Hall, każdy turysta obowiązkowo zaplanuje wizytę w Bydgoszczy.

Czego życzyć festiwalowi z okazji dwudziestych urodzin?

Żeby nie zarósł mchem!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska