Organizowałem tam harcerstwo w Ziembicach na Dolnym Śląsku, a do Torunia wzywał mnie ojciec - muzyk z Filharmonii Poznańskiej - i szkoła, którą powinienem dokończyć.
Wstąpiłem do V Miejskiego Gimnazjum i Liceum w Toruniu. Harcerstwa jednak nie porzuciłem. Zgłosiłem się do komendanta hm. Krzewińskiego i na jego rozkaz reaktywowałem III Drużynę Morską im. Jana z Kolna.
Schowany sztandar
Należeli do niej moi koledzy ze szkoły i przyjaciele, między innymi Czesław Czubak, Antoni Seidler, Klemens Wilmański, Andersz Szulc (jego synem był jeden z redaktorów „Nowości”), jak również niektórzy harcerze, którzy - podobnie jak ja - powrócili z Ziembic.
Wiosna 1946. Zadaniem zwierzchnictwa harcerskiego, do którego należałem było nie tylko dbanie o rozwój fizyczny druhów, ale także wpajanie zasad prawa harcerskiego w którym dominowało hasło: BÓG, HONOR I OJCZYZNA. Za tym hasłem kryły się nie tylko słowa, ale ideologia życia w trzeźwości, miłości bliźniego, solidnej pracy oraz w posłuszeństwie w rodzinie i bogobojności.
Przy reaktywacji drużyny otrzymaliśmy sztandar przechowywany przez całą okupację przez harcerza zwanego Bobkiem (nie pamiętam jego nazwiska), w domu jego rodziców przy ulicy Kopernika w Toruniu. Z tym sztandarem uczestniczyliśmy w wielu uroczystościach. Jedną z większych były obchody Konstytucji 3 maja .
W trakcie formowania pochodu zdarzył się niemiły incydent, bowiem jacyś delegaci poinformowali mnie w ostatniej chwili, że dzień 3 maja odtąd ma się nazywać Dniem Sportu. Ja prowadziłem drużynę otwierającą cały pochód. Sztandar niósł druh Klemens Wilmański. Poczet tworzyli koledzy w cudem zdobytych białych spodniach i ciemnych marynarkach. Dalej szli starsi harcerze z różnych drużyn toruńskiego hufca, a za nimi młodzież szkolna. Pochód zamykali studenci UMK. Wszyscy byli przekonani, że nadal biorą udział w pochodzie z okazji rocznicy Konstytucji..
Wielką uroczystością w 1946 roku była też procesja w święto Bożego Ciała. Jak zawsze w Toruniu, na ulice wyszły rzesze wiernych. Wśród nich harcerze. Licznie przybyli również toruńscy studenci. Wszyscy w białych czapkach.
Honor studenta
W owych czasach honorem każdego studenta było noszenie tego symbolu przynależności do naszego uniwersytetu. Co roku niemałe pieniądze robili na nich czapnicy. Najbardziej znanym był ten z ulicy Strumykowej w Toruniu.
W harcerstwie realizowałem moje ambicje przywódcze i rozwijałem lepszą stronę mego charakteru.
Praca z młodzieżą dawała mi wiele satysfakcji. Organizowałem gry i zawody, a w szczególności gry terenowe w czasie których młodzież zdobywała sprawności harcerskie. Zwiedzaliśmy wspólnie zabytki Torunia i okolic, ucząc się przez to historii naszego regionu i kraju.
Na wakacje 1946 planowaliśmy pojechać na obóz. Na to jednak nie mieliśmy funduszy, ale był wśród nas Czesiek Czubak i cała grupa chętna do działalności artystycznej. Stworzyłem z nich zastęp, który miał się zająć przygotowaniem harcerskich przedstawień.
Czesiek Czubak był w tym bardzo dobry. Matka Cześka prowadziła kawiarnię Teatralną mieszczącą się przy Rynku Staromiejskim.
Tam Czesiek nawiązywał kontakty z toruńskimi artystami, wśród których byli sławni później aktorzy i reżyserzy: Tadeusz Fijewski, Hanna Skarżanka, Salaburscy, a przede wszystkim dyrektor, Willam Horzyca.
Oni widząc zapał tego chłopaka, chętnie mu udzielali cennych rad, wypożyczali scenariusze i nie szczędzili rad dotyczących wielu rozwiązań reżyserskich i aktorskich.
Komendant, harcmistrz Krzewiński udostępnił nam salę widowiskową Ośrodka Harcerskiego (obecnie Baj Pomorski), w której wystawiliśmy pierwsze Toruniu po wojnie przedstawienie harcerskie pt. „Groch z kapustą”.
Odbyły się dwa przedstawienia, które wspomogły finansowo zaplanowany przez nas obóz. Czesiek Czubak nie zakończył swej pracy reżyserskiej na tych dwóch przedstawieniach. Kontynuował ją jeszcze długo w Toruniu w ramach Teatru Harcerskiego.
Do Ciechocinka
Z końcem 1946 roku roku moje gimnazjum miało zostać rozwiązane. Szczęśliwie dla mnie dyrektor toruńskiego gimnazjum, Władysław Radliński, zaproponował mi przeniesienie do Ciechocinka, gdzie miał zorganizować pierwsze w dziejach tego miasta gimnazjum i liceum.
Ta szkoła otrzymała później imię Stanisława Staszica. W ciechocińskiej szkole ukończyłem małą maturę pierwszą klasę licealną, obie w jednym roku, zakładałem też pierwszą drużynę harcerską w tym kurorcie.
Ryszard Brąszkiewicz
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?