Zawodnicy mistrza Polski byli przed rewanżem we własnej hali w zdecydowanie lepszej sytuacji, bowiem na wyjeździe wygrali 3:1. Do pełni szczęścia brakowało dwóch pojedynczych wiktorii. Mimo to przed drugim meczem w obozie ASTS Olimpii-Unii panował spokój i nie było hurraoptymizmu.
- Jak się za wcześnie myśli o półfinale, to potem łatwo jest w nim nie zagrać - podkreśla Piotr Szafranek, szkoleniowiec grudziądzkiego zespołu.
Goście - niemieckie FC Saarbruecken - przyjechali do Grudziądza mocno zmotywowani i liczyli, że odwrócą losy ćwierćfinału. W ich szeregach pojawił się Francuz Adrien Mattenet. Lider Bundesligi zagrał va banque. Postawił na takie ustawienie składu, które miało dać triumf 3:0, a w efekcie awans.
Misternie przygotowany plan mógł wypalić. Na otwarcie do boju ruszyli bowiem liderzy swoich ekip. Konishi Kaii wygrał pierwszego seta z Portugalczykiem Tiago Apolonią.
Drugiego jednak przegrał na przewagi, a w dwóch kolejnych też był nieco gorszy od rywala. Ten dał zatem pierwszy punkt swojej drużynie. Po chwili podwyższył Bojan Tokic. Zawodnik ten przed tygodniem zawiódł, dwukrotnie przegrywając. Tym razem ograł 3:0 Ukraińca Yaroslava Zhmudenkę. W każdej z partii przewaga Słoweńca była niezbyt duża, ale jednak była.
Po tym, jak FC Saarbruecken wyszło na prowadzenie 2:0, zaczęło być gorąco. Stało się pewne, że Wang Yang będzie musiał pokonać Matteneta, by utrzymać zespół przy życiu. Chińczyk ze słowackim paszportem zafundował jednak fanom i kolegom z drużyny istny horror. Najpierw wygrał do dwóch, potem do ośmiu. W trzecim secie reprezentant gospodarzy miał też wszystko pod kontrolą. Prowadził 8:4. Wówczas jednak siedem piłek z rzędu padło łupem rywala i graliśmy dalej. Mattenet obronił też setbola w czwartej odsłonie, doprowadzając do remisu 2:2. W piątym secie więcej zimnej krwi udało się zachować Yangowi. Wygrał 11:9, wykorzystując trzecią piłkę meczową.
Sytuacja zmieniła się diametralnie. Teraz to grudziądzanom - z uwagi na korzystny bilans setów - brakowało tylko tego, by wygrać dwa sety. A do stołu podszedł japoński lider miejscowych oraz Tokic. W pierwszej potyczce górą był Konishi, który także i teraz potwierdził klasę. Wygrał dwa sety i... odebrał Niemcom ochoty na dalszą rywalizację. Słoweniec skreczował, oddając triumf 3:0 przeciwnikowi, a Apolonia w ogóle na koniec nie podszedł do stołu, przez co zapisano walkowera na korzyść ASTS Olimpii-Unii, która triumfowała 3:2 i jest w najlepszej czwórce w Europie!
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?