Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak chorąży Wiater z Bośnią się bratał

Radosław Rzeszotek
Po wojnie w byłej Jugosławii Amerykanie z sił stabilizacyjnych SFOR starali się zdobyć zaufanie Serbów z Teslicia. Bardzo pomogli im w tym Polacy. Bracia Słowianie wiedzieli, jak wielką moc ma rakija...

Po wojnie w byłej Jugosławii Amerykanie z sił stabilizacyjnych SFOR starali się zdobyć zaufanie Serbów z Teslicia. Bardzo pomogli im w tym Polacy. Bracia Słowianie wiedzieli, jak wielką moc ma rakija...

<!** Image 2 align=right alt="Image 67777" sub="Nordycko-polska brygada SFOR w Bośni. Lata 90. Chorąży Jarosław Wiater (na pierwszym planie) pracował w wywiadzie. Choć formalnie zakres jego obowiązków wyglądał bardzo poważnie, rozkazy dowódców brzmiały o wiele prościej: „Pijcie, panie chorąży i miejcie uszy i oczy otwarte, bo chcemy wiedzieć, co w Tesliciu się święci”. Cywilne ubrania zawsze trzeba było mieć pod ręką. /Fot. Archiwum">Ani Norwegowie, ani Szwedzi, Finowie, a zwłaszcza Duńczycy, nie rozumieli, o co chodzi w wojnie domowej w byłej Jugosławii. Skandynawscy żołnierze nordycko-polskiej brygady przestrzegali procedur, ich zadaniem było przecież stabilizowanie sytuacji po wojnie. Nie próbowali nawet zbliżać się do miejscowych kobiet, z bazy wychodzili do miasta uzbrojeni i nie pili pędzonej w co drugim bośniackim domu wódki zwanej rakiją. Kiedy w Tesliciu za kontakty z miejscową ludnością zaczął odpowiadać norweski major Knut Rosandhaug, w ciągu sześciu miesięcy sytuacja uległa zmianie.

Polak, czyli skarb

- Na misję do Bośni pojechałem tylko dlatego, że znałem jako tako angielski, a w tamtym czasie mało który żołnierz polskiego wojska znał obce języki - mówi Jarosław Wiater z Torunia. - Przyjęli mnie z marszu i po miesięcznym szkoleniu w Danii przewieźli samolotem w samo serce Bośni. Miałem pracować w sztabie, ale przypadkowo przydzielili mnie do sztabowego wywiadu. Nie musiałem mieć o tej pracy większego pojęcia, bo przez pierwsze pół roku przekładałem papiery i tłumaczyłem pisma od Amerykanów. Tak naprawdę odnalazłem się w tamtej rzeczywistości dzięki Wojtkowi Bukowieckiemu, który służył już tam od kilku miesięcy. Dopiero w drugiej części mojej misji pracowałem w terenie...

<!** reklama>Był początek 1999 roku. Wojna na Bałkanach formalnie skończyła się już cztery lata temu. Wszystkie strony konfliktu nadal jednak oddawały żołnierzom SFOR-u broń i nikt nie miał wątpliwości, że do całkowitego rozbrojenia jest jeszcze daleko. Do dziś w wielu bośniackich domach bez trudu można by znaleźć karabiny i granaty. Według raportu ONZ, Bośnia jest jednym z najbardziej zaminowanych państw na świecie. Przy rosnących nakładach społeczności międzynarodowej na rozminowanie tego kraju potrzeba jeszcze 40 lat, aby lasy, łąki, pola i przydrożne rowy można uznać za wolne od min przeciwpiechotnych.

<!** Image 3 align=right alt="Image 67777" sub="Major Knut Rosandhaug (z lewej) odpowiadał w Bośni za kontakty
z miejscową ludnością. Jego prawą ręką był Jarosław Wiater. /Fot. Archiwum">Żołnierze z sił SFOR szybko nauczyli się, że nie wolno im sikać na poboczu. Wejście w przydrożne krzaki wiele razy kończyło się detonacją bomby. Zrozumieli też, że życie w kraju zniszczonym wojną powoli wraca do normy. Ludzie chodzili do pracy, odprowadzali dzieci do szkoły, pojawiali się w kościołach i meczetach.

- To normalne, że żołnierze czasem chcieli zabawić się na mieście, gdy nie było podniesionej gotowości bojowej - dodaje Jarosław Wiater. - Procedura zezwalała na to, ale pod warunkiem, że wychodzić będą minimum po trzech. Do tego jeden musiał być trzeźwy i uzbrojony. Jednak w knajpie ludzie źle reagowali na natowskie mundury. Dla części Serbów byliśmy po prostu okupantami. Trzeba było mieć się na baczności, ale dzięki takim wyjściom na miasto nauczyłem się trochę miejscowego języka.

Jarosław Wiater trafił pod komendę norweskiego majora Knuta Rosandhauga, który nie znał ani słowa po serbo-chorwacku. Polak znający miejscowe zwyczaje, rozumiejący jako tako język, był dla niego skarbem. Zabrał go więc na spotkanie z dziennikarzem lokalnego radia „Dżungla”, przez które siły SFOR zamierzały podawać informacje o utrudnieniach komunikacyjnych, związanych z rozminowywaniem albo transportem sprzętu wojskowego. Do spotkania doszło - jak to na Bałkanach - w knajpce...

- W której - jak się okazało - przesiadywała miejscowa mafia, czyli byli żołnierze z czasów wojny domowej - wspomina Jarosław Wiater. - Przez parę minut tylko nam się przyglądali. Potem zaczęły się słowne zaczepki. Kiedy usłyszałem obraźliwe zdanie pod adresem mojej matki, zbluzgałem tego, który sobie na to pozwolił. Ich zaskoczenie było ogromne, a na koniec spytałem, dlaczego mnie, Polaka, brata Słowianina, tak traktują? Z pomocą przyszedł mi nasz tłumacz, Ivan, szwedzki żołnierz urodzony w Belgradzie, który przyznał, że jest kibicem piłkarzy Crvena Zwezda Belgrad. Niestety, goście lokalu byli kibicami Partizana Belgrad. Groźnie patrząc spytali, czy ja też jestem kibicem Zwezdy. Odparłem, że jak będzie trzeba się bić, to kolegi nie zostawię. Uznali, że jesteśmy honorowi i nie tylko postawili rakiję, ale jeszcze zostaliśmy kolegami.

Raport norweskiego majora opisujący umiejętność nawiązywania kontaktów przez polskiego biurowego wywiadowcę z miejscową ludnością spowodował przeniesienie chorążego Wiatra do pracy operacyjnej. Choć formalnie zakres obowiązków wyglądał bardzo poważnie, rozkazy dowódców brzmiały o wiele prościej: „Pijcie, panie chorąży i miejcie uszy i oczy otwarte, bo chcemy wiedzieć, co w Tesliciu się święci”.

Szmal na zdobycie zaufania

Major Knut Rosandhaug, chorąży Wiater i Ivan Tomovic (Szwed serbskiego pochodzenia) przez sześć miesięcy jeździli więc od knajpy do knajpy. Pijąc rakiję badali nastroje serbskiej ludności. Nordycko-polska brygada SFOR dysponowała nawet budżetem, który miał zostać przeznaczony na „zyskanie zaufania” miejscowej ludności.

- Dla Norwegów czy Szwedów to nie były wielkie pieniądze, ale dla Serbów - kupa szmalu - dodaje były chorąży. - Kiedy udało się załatwić komputery dla miejscowej szkoły podstawowej, dyrektor nie wiedział , jak nam dziękować. Parę lat później odwiedziłem turystycznie tamte okolice. Wciąż dobrze nas, Polaków, tam wspominali...

W kulturze bałkańskiej gość traktowany jest jak świętość. Obowiązkiem gospodarza jest dbanie, aby gość był zadowolony i nie został obrażony. Jednak nieporozumień czasami nie udawało się uniknąć.

Gość jest nietykalny...

- W trakcie jakiejś imprezy, pospierałem się z pewnym Serbem, który nienawidził obcych - uśmiecha się Jarosław Wiater. - Ale jemu puściły nerwy i rzucił się na mnie z pięściami. Nie zdążył zadać ciosu, bo jego koledzy złapali go dosłownie w locie, przycisnęli do ściany aż zaczął piszczeć. Dla nich takie zachowanie było ogromną zniewagą. Gość jest przecież nietykalny. Do tego akcją obezwładnienia porywczego Serba kierował pop. Skończyło się tak, że napastnik mnie przepraszał, po kolei inni goście robili to samo. Nie miałem szans o własnych siłach wstać od stołu...

Tymczasem międzynarodowa sytuacja polityczna nagle się skomplikowała. Stany Zjednoczone zagroziły nalotami na Belgrad. Odpowiedzią Serbów była cicha mobilizacja - nie tylko w ich ojczyźnie, ale także w Bośni. W przypadku nalotów, partyzanci serbscy mieli zaatakować siły SFOR.

- W takim momencie trafiliśmy zupełnie przypadkowo na wsi na pożegnanie chłopaka, który szedł do serbskiego wojska - mówi Jarosław Wiater. - Pożegnanie wyglądało lepiej niż nasze wesele. Na widok natowskich mundurów zapadła grobowa cisza, orkiestra przestała grać, wszyscy mężczyźni wstali od stołów. Znów uratowała nas rakija. I biało-czerwona flaga na rękawie munduru...

Przez sześć miesięcy chorąży z Torunia bratał się z Serbami. Do dziś ma wśród nich wielu przyjaciół. Kiedy wrócił do Polski, zdjął mundur.

- Przesiąknąłem chyba trochę klimatem bałkańskich knajp - uśmiecha się. - Założyłem własny pub. Taki malutki kawałek tamtych zwyczajów...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska