Choć do nieszczęśliwego wypadku doszło na skrzyżowaniu w pobliżu Specjalistycznego Szpitala Miejskiego przy ulicy Batorego, to nie lekarze z tej placówki ratowali rękę mieszkańca Grabowa.
Najpierw właśnie do tej lecznicy, w bólu, z pogruchotanym ramieniem miał udać się rowerzysta. Tak opisuje swoją wizytę w izbie przyjęć:
- Pokazałem dowód osobisty, przyjmująca zgłoszenie pani widziała, jak nienaturalnie zwisa moja ręka. Mówiłem, że jest złamana i że potrzebuję pomocy - relacjonuje mężczyzna. - Gdzieś zadzwoniła i powiedziała, że lekarz nie przyjdzie, a ja mam jechać na Bielany. Ból był taki, że nie miałem siły na przepychanki z personelem. Stwierdziłem, że pójdę tam, gdzie mi pomogą. Na drogę nie dostałem nawet temblaka usztywniającego złamaną rękę.
Operacja na Bielanach
W Wojewódzkim Szpitalu Zespolonym na Bielanach krwawiący mężczyzna trafił od razu na stół operacyjny. Przez trzy godziny tamtejsi ortopedzi składali rękę, stabilizując kość ramienia śrubami i płytami.
- Opowiedziałem doktorom z Bielan, co spotkało mnie w szpitalu przy Batorego. Ortopeda nawet zadzwonił do tamtejszych lekarzy, ale odpowiedzieli, że nie słyszeli o moim przypadku - Andrzej Skurzewski zastanawia się, z kim więc rozmawiała pielęgniarka w izbie przyjęć. - Pacjentem widmo nie jestem. Można zapytać ochroniarzy szpitala, u nich zostawiałem rower.
Izba (nie)przyjęć?
Miesiąc temu opisywaliśmy historię właścicielki sklepiku ze szkoły sąsiadującej z Specjalistycznym Szpitalem Miejskim.
Kobieta poczuła się tak źle, że z pomocą koleżanki, szkolnej „agatki”, udała się do tej lecznicy po pomoc. Na izbie przyjęć usłyszała, że powinna zgłosić się do swojej przychodni - Citomedu. Nikt nie zmierzył potrzebującej nawet ciśnienia, a - jak się potem okazało - miała udar mózgu.
Szpital odsyła...
- Izba przyjęć to nie przychodnia, przyjmujemy tylko pacjentów ze skierowaniem lub z zagrożeniem życia przywiezionych przez karetkę - jak stwierdził wówczas dr Andrzej Przybysz, zastępca dyrektora lecznicy miejskiej, jeśli był to nagły przypadek, kobieta powinna od razu zadzwonić po karetkę.
Sprawę mieszkańca Grabowa zastępca dyrektora komentuje tak:
- Pierwsze słyszę o tym. Nazwisko mi nic nie mówi. Być może była taka skarga, zgodnie z procedurami zostanie wyjaśniona - mówi dr Andrzej Przybysz i odmawia choćby wstępnego ustalenia, co stało się na izbie przyjęć, że pacjent ze złamaniem otwartym musiał jechać na Bielanach. - Dyrektor szpitala, który ma 550 pracowników i leczy 15 tysięcy ludzi w roku, nie ma możliwości na gwizdek dziennikarza lecieć i zajmować się sprawą, która zgodnie z określonymi procedurami zostanie wyjaśniona. Dla mnie to jest jeden z 30 tysięcy przypadków rocznie.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?