Janusz Strześniewski zanim znalazł się w samorządzie Torunia, zajmował się biznesem, a konkretnie handlem. Miał kilka sklepów w mieście. Aktywnie działał też w Fundacji Pomocy Samotnym Matkom. Gdy trafił do magistratu, od razu został wybrany na stanowisko wiceprezydenta Torunia. Zajmował je przez ponad 8 lat. Później, jak wspomina, skończyła się praca w zarządzie miasta, ale jeszcze przez 4 lata zasiadał w Radzie Miasta Torunia. Rozbrat z samorządem wziął z własnej woli w 2006 roku. Nie kandydował na kolejną kadencję.
- Moja przygoda z toruńskim magistratem rozpoczęła się od sukcesu, jaki w wyborach samorządowych w 1994 r. odniósł Komitet Wyborczy Alicji Grześkowiak - mówi Janusz Strześniewski. - Nieskromnie powiem, że byłem tym, który chyba najmocniej namawiał ówczesną panią senator do założenia własnego komitetu wyborczego. To był strzał w dziesiątkę. Wprowadziliśmy do Rady Miasta sporą grupę naszych kandydatów i nieoczekiwanie zaproponowano mi funkcję wiceprezydenta. Rada Miasta to przegłosowała, bo wówczas to ona wybierała prezydenta, jego zastępców i członków zarządu miasta.
**
Zobacz także**
Zobacz galerię: Anna Kulbicka-Tondel w kuchni "COOL w kuchni"
Okres piastowania funkcji wiceprezydenta Torunia nasz rozmówca ceni sobie głównie dlatego, że - jak twierdzi - udało mu się zbudować fajny zespół ludzi, z którymi do dzisiaj utrzymuje kontakty. - Lubiliśmy się nie tylko służbowo, ale też prywatnie - podkreśla. - W roku 2006 zszedłem z własnej woli z samorządowej sceny. Zawsze podobały mi się słowa piosenki: „trzeba wiedzieć, kiedy ze sceny zejść niepokonanym”.
Jeszcze w czasie urzędowania w magistracie Janusz Strześniewski angażował się w sport motorowy. Szczególnie karting, który uprawiał jego syn Jakub. Po opuszczeniu magistratu działał w Polskim Związkiem Motorowym, kierował polskim kartingiem, był też wiceprezesem PZMot.
- Przez cztery lata praktycznie siedziałem w Warszawie - mówi. - Jeszcze teraz jestem przewodniczącym rady nadzorczej bydgoskiego oddziału PZMot.
Janusz Strześniewski wrócił później do biznesu. Przez rok był w zarządzie toruńskiej firmy Nomet. Potemj pracował w Unibaksie, którego był udziałowcem. - Zajmowałem się tam produkcją włókniny - wspomina. - W pewnym momencie odszedłem z Unibaksu i założyłem własną firmę - najpierw jedną, potem drugą i trzecią.
Rozmawiamy w jednej z nich, o nazwie Kaja. - Wszystkie spółki są nasze, rodzinne - mówi Janusz Strześniewski. - Prowadzę je wspólnie z synem Kubą. Jedna zajmuje się produkcją włókniny, druga to szwalnia, a trzecia wynajmuje pościel do hoteli.
Nasz rozmówca ma żonę Katarzynę. Nie doczekał się jeszcze, nad czym ubolewa, wnuków.
**
Czytaj także: Bogdan Major. Przywrócił insygnia Torunia**
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?