<!** Image 2 align=left alt="Image 217629" >Wiele wody musi chyba w Wiśle upłynąć, zanim pod względem codziennej higieny i czystości dorównamy krajom zachodnioeuropejskim.
Nie ma takiego lata, podczas którego nie dochodziłoby do masowych zatruć pokarmowych na koloniach czy wczasach. Zawsze znajdzie się ktoś, kto „zapomni” umyć ręce, zechce oszczędzić na produktach i zamiast podawać świeże, spróbuje sprzedać przeterminowane. Dopóki personel rozmaitych barów nie nauczy się raz na zawsze, że gotować dla klientów trzeba w tak samo sterylnych warunkach jak dla własnej rodziny, salmonella i spółka będą nadal letnim postrachem turystów.
<!** reklama>
W wielu sklepach spożywczych i mięsnych widać już poprawę. Klimatyzowane pomieszczenia, odpowiednio ubrane ekspedientki stosujące przepisy sanepidu sprawiają, że mimo kryzysu te placówki nie narzekają na brak klientów. Sporo osób woli nawet zapłacić o złotówkę drożej za kilogram mięsa albo owoców, ale mieć pewność, że nie zaszkodzi zdrowiu. Na szczęście coraz mniej jest także reliktów peerelowskiej gastronomii wśród personelu.
Dopóki jednak kontrole będą ujawniać bary, w których smaży się na starym oleju, sklepy z niesprawnymi lodówkami, dopóki dania podawać będą klientom niechlujne sprzedawczynie, bakterie i inne drobnoustroje będą górą w tej letniej wojnie. Jak się przed tym ustrzec, aby nie zmarnować sobie urlopu przez zatrucie? Szerokim łukiem omijać miejsca, gdzie gołym okiem widać brak dbałości o higienę. Będąc poza domem, czasem lepiej zjeść kupioną w sklepie suchą bułkę, niż dać zarobić brudasom i jeszcze cierpieć.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?
