Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Asystenci w projektach zamknięci

Redakcja
Nazywa się ich przyjaciółmi rodziny. Mają ważne zadanie - uchronić najmłodszych przed „bidulem”. Samorządy narzekają, że na pensje dla „przyjaciół” nie mają... Bieda to czy niezaradność? Ośrodki pomocy ratują się programami unijnymi, ale przecież nie o to chodzi...

Nazywa się ich przyjaciółmi rodziny. Mają ważne zadanie - uchronić najmłodszych przed „bidulem”. Samorządy narzekają, że na pensje dla „przyjaciół” nie mają... Bieda to czy niezaradność? Ośrodki pomocy ratują się programami unijnymi, ale przecież nie o to chodzi...<!** Image 2 align=none alt="Image 185541" >

Czy Ustawa o wspieraniu rodziny i systemie pieczy zastępczej sprawi, że samorządy zdecydują się zapłacić za pracę asystentów rodziny, zamiast w przyszłości utrzymywać bardzo drogie placówki wychowawcze? Na razie ustawa wywołała lawinę protestów. Podstawowe zarzuty: za drogo i za szybko. Sprawa zatrudniania asystentów odbiła się właśnie o puste miejskie kasy. W myśl kolejnej nowelizacji tej ustawy, asystenci zaczną zatem pracę, ale prawdopodobnie dopiero... w 2015 roku, o ile samorządowcy uznają, że na ich terenie tacy asystenci są w ogóle potrzebni. Dyrektorzy ośrodków pomocy społecznej zatrudniali ich, jak dotąd, najczęściej w ramach programów unijnych. Udawało się też znaleźć pieniądze na stworzenie kilku dodatkowych etatów. To jednak wciąż za mało...<!** reklama>

Miejski Ośrodek Pomocy Rodzinie w Toruniu wyszedł przed szereg i nie czekając na ustawę wysłał do swoich podopiecznych konkretne wsparcie. Już pięć lat temu uznał, że asystenci rodzin są potrzebni, i to od zaraz.

- Wyprzedziliśmy tę ustawę i sami zatrudniliśmy przyjaciół rodzin - mówi Kazimiera Janiszewska, dyrektorka MOPR. - Specjalistów pracy z rodziną, bo tak ich nazywamy, po prostu potrzebowaliśmy. Każdy z nich miał pod opieką 30 rodzin. Dzięki ciężkiej pracy tych ludzi udało się w tym czasie 100 dzieci i młodzieńców ocalić przed skierowaniem do placówki opiekuńczej, co uważam za nasz wielki sukces.

Ten sukces nie był jednak kwestią kilku tygodni czy nawet miesięcy, ale kilku lat. Nie brakowało sytuacji trudnych, wręcz dramatycznych.

Tak niszczy alkoholizm

Katarzyna Mroczkowska działa w Toruniu jako specjalistka pracy z rodziną. - Nasz zawód kojarzy się z wyręczaniem podopiecznych we wszystkim, ale to przecież nieprawda - zaręcza. - Owszem, udzielamy wskazówek, dotyczących zwykłych czynności, np. dbania o higienę osobistą, bo i z tym różnie bywa. Najważniejszy w naszej pracy jest jednak główny problem rodzin dysfunkcyjnych (bo tylko z takimi pracujemy) - groźba odebrania dzieci. Nie będę ukrywać, że trzy czwarte rodzin niszczy alkoholizm.

Jak wygląda praca takiego specjalisty? To rozmowy, łagodna perswazja, rady, pomoc w przejściu terapii, a jeśli dzieciom coś grozi, wtedy robi się wszystko, by je uchronić.

- Możemy skierować do sądu wniosek o umieszczenie dzieci w rodzinie zastępczej - dodaje Katarzyna Mroczkowska. - Sprawdzamy też, czy krewni przyjmą najmłodszych. No i motywujemy opiekunów do podjęcia walki o dzieci i o siebie.

Specjaliści mogą na przykład wnioskować o przymusowe leczenie swoich podopiecznych. - Zdecydowaliśmy się na ten krok tylko raz - wspomina Katarzyna Mroczkowska. - Chodziło o pewną młodą kobietę, która nadużywała alkoholu i dużo paliła. Gdy odkryłyśmy, że jest w ciąży, starałyśmy się znaleźć przepis, pozwalający umieścić ją na czas ciąży w jakimś ośrodku. Niestety, nie dało się nic zrobić. Postanowiłyśmy więc skierować ją na przymusowe leczenie. Niestety, skierowanie nadeszło za późno. Dziecko urodziło się bardzo chore. Tak, tak, my też się odbijamy od różnych instytucji i przepisów.

Katarzyna Mroczkowska najczęściej jeździ w teren popołudniami. Reaguje też na wszelkie niepokojące sygnały. - Bywa tak, że wchodzę do mieszkania, a tam impreza. Goście tłumaczą się od razu, że to wyjątkowa okazja i że wcale nie nadużywają alkoholu. Czy to prawda? Zdarza się, że w weekend pojawiam się kolejny raz i znowu zastaję małżonków przy kieliszkach. I wtedy dopiero zaczyna się konkretna praca - czarno na białym widzę bowiem sprawcę spustoszenia, czyli alkoholizm - mówi pracownica toruńskiego MOPR. - Z alkoholikami, zwłaszcza agresywnymi, nie jest łatwo. Nie mogę już od progu zarządzić: „Zmienia pan to i to”. Zaczynam pracę z rodziną, tym samym poznaję lepiej alkoholika i powoli, powoli oswajam go ze sobą.

Największy sukces? Katarzyna Mroczkowska przytacza historię kobiety, która wyszła za mąż za alkoholika o 30 lat starszego od niej. Mężczyzna pił i stosował wobec najbliższych, w tym trzech synów, bardzo drastyczną przemoc. - Przyznaję, że i ja się go bałam. Powtarzał też żonie, że jest nikim, że bez niego zginie. Gdy ona podejmowała pracę, on dzwonił do jej pracodawcy i oznajmiał, że żona jest chora psychicznie. Kobietę zwalniano... Nagle doszło do przełomu. Po pijackiej awanturze udało mi się wywieźć mamę i synów do ośrodka „Caritas”. Już nigdy nie wrócili do tego piekła...

Porażka? Porażką jest zawsze zabieranie dzieci. - Straszne przeżycie. Gdy po rocznym urlopie macierzyńskim wróciłam do pracy, niemal od razu musiałam odbierać pewnej rodzinie synków - mówi Katarzyna Mroczkowska. - Te dzieci strasznie płakały, a ja miałam przed oczami twarz mojego dziecka i byłam święcie przekonana, że jeden z zabieranych chłopców jest bardzo podobny do mojego dziecka, choć wcale tak nie było! Nie spałam po nocach, zadręczałam się. Z czasem jednak się uodporniłam. Nadal daję z siebie wszystko, sto procent, ale wiem, że nie wszystko zależy wyłącznie ode mnie. Wspomniani chłopcy trafili do rodziny zastępczej. Bardzo ich wspierałam, ale poważne kłopoty wychowawcze i zaburzenia seksualne sprawiły, że rodzina zastępcza, mimo pomocy z zewnątrz, nie dała rady. Dzieci trafiły do placówki, a ich mama nie zrobiła nic, by je odzyskać...

Przywrócić dzieci rodzinie

W Bydgoskim Zespole Placówek Opiekuńczo-Wychowawczych mieszka dziś 156 dzieci z rozmaitymi problemami. - To dużo, jest więc pole do popisu dla asystentów, którzy mają przecież pracować także nad przywracaniem dzieci rodzinie - mówi Hanna Zwoleńska, koordynatorka BZPO-W. - To trudne zadanie, ale przecież zdarzają się przypadki szczęśliwego powrotu do domu. Asystenci mają kontynuować naszą pracę. A będzie potrzeba ich sporo, patrząc na bardzo przepełnione placówki...

Pierwszeństwo mają zasiłki?

We włocławskim MOPR na temat możliwości funkcjonowania asystentów rodzin zdania są podzielone. - Idea jest, oczywiście, świetna, prowadziliśmy już pilotażowy program, z którego skorzystało 15 rodzin, ale dotąd nikt nie zbadał zasobności finansowej naszej gminy, więc przyszłość tej inicjatywy nie jest wciąż jasna - narzeka Maria Ignatowska, dyrektorka placówki. - Ludzie oczekują wsparcia finansowego, opieki nad starszymi, coraz więcej mamy seniorów proszących o miejsce w domu pomocy społecznej. Skąd brać pieniądze jeszcze na asystentów? Owszem, może oni będą tańsi, ale na przykład nie zawsze jest sens pracować z rodziną, której odebrano dzieci. Są ludzie, którzy traktują to jako zdjęcie odpowiedzialności, o jeden kłopot mniej. Oczekuję, że ustawa będzie poprawiona, bo sporo w niej jeszcze niejasności, sprzeczności...

Projekty się skończą?

W Bydgoszczy przez cały ubiegły rok prowadzony był program pilotażowy związany z asystowaniem dysfunkcyjnym rodzinom. Pracowało z nimi sześciu etatowych asysytentów. Weszli do 26 domów (116 dzieci). Jednocześnie od 2009 roku kontynuowany jest w Bydgoszczy program „Krok do przodu”. W ubiegłym roku w ramach tego właśnie programu pracowało 24 asystentów w 27 rodzinach (71 dzieci).

Wciąż mówi się jednak o programach, o unijnych projektach, a temat stałej pomocy pozostaje przez ustawodawców niedopracowany. Co z tą pieczą państwa?

- Bywa, że projekt się kończy, a rodzina zostaje często na lodzie, bo może nawet nie udało się przez ten krótki czas nawiązać głębszej relacji - mówi Joanna Luberadzka-Gruca, dyrektorka warszawskiej fundacji „Przyjaciółka”, pomagającej dzieciom, wychowującym się poza rodzinami. - Jednak to, że asystenci pojawili się w tej szeroko komentowanej ustawie, wynika z tego, iż ich praca przynosi efekty. Kłopot polega na tym, że nie ma pieniędzy w gminach, a istnienie asystentów zależy tylko od gmin. Ośrodki w Toruniu, w Bydgoszczy same zdecydowały się na pracę z asystentami specjalistami. Ponad setka dzieci mniej w domach dziecka? To wspaniały wynik. Roczne utrzymanie tych dzieci w placówce kosztowałoby ponad 4 mln złotych! Nie wspominam o korzyściach emocjonalnych...

Może trzeba było pomyśleć nad tym, by pracownicy socjalni mieli mniej rodzin pod opieką, może podzielić ich na operacyjnych (typowa praca socjalna) i na tych, zajmujących się pracą papierkową.

- Wybrano inną drogę - dodaje Joanna Luberadzka-Gruca. - Mnie zresztą nie interesuje nazwa zawodu, ale efekt. Obawiam się, że w przyszłości nie będzie żadnego systemowego efektu, bo nie będzie państwowych asystentów...

Kujawsko-Pomorski Urząd Wojewódzki w Bydgoszczy podziela te niepokoje. - Trwają prace nad kolejną nowelizacją ustawy, w której istnieją zapisy, dotyczące fakultatywnego, a nie obligatoryjnego zatrudniania asystenta w ciągu najbliższych trzech lat - mówi Dorota Hass, dyrektorka Wydziału Polityki Społecznej Urzędu Wojewódzkiego. - Proponowane zmiany pozwolą także obniżyć koszty wprowadzania ustawy o pieczy zastępczej. Mam nadzieję jednak, że ostatecznie bilans będzie korzystny dla dzieci i ich rodzin.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska