- Indyjska ulica to jeden wielki śmietnik - piszą toruńscy podróżnicy. Dlaczego?
[break]
- Rzucanie na ziemię zbędnych rzeczy, to w Indiach normalka. Idąc chodnikiem możesz pozbyć się pustej butelki, plastikowej torby, opakowania po ciastkach czy gazety. Rzucasz wszystko pod siebie i nikt tym nie jest zdziwiony - opisuje sytuację Wojciech Łopaciński. - W Indiach doświadczam dziennie stu prób wyrolowania mnie na cenie towaru. Oszukują wszyscy. Od małych dzieci sprzedających wodę, po starców ze stoisk z krewetkami. Każdy moment nieuwagi ma w Indiach swoją konkretną cenę. Nawet kupując bilety w metrze, muszę sprawdzać pieniądze. Wydają od najmniejszych do największych banknotów i kładąc każde z osobna „zapominają” o ostatniej części reszty. Jestem po prostu białym frajerem do łojenia.
Podczas podróży po Indiach Łopacińscy zawitali do Waranasi, które nie bez powodu nazywane jest duchową stolicą Indii. To jedno z najstarszych miast na świecie. Hindusi wierzą, że Ganges jest łącznikiem ze światem bogów i przyjeżdżają do jego ujścia, aby umierać tam pod koniec swoich dni.
Rodzina Łopacińskich przyglądała się ceremoniom pogrzebowym, które odbywają się nad brzegiem rzeki. Zmarły zawinięty w białe płótno przynoszony jest przez rodzinę. Sam obrzęd publicznej kremacji ciała i ostatniego pożegnania zaczyna się odsłonięciem twarzy i wlaniem w usta nieżyjącego świętej wody z Gangesu.
- Każdy członek rodziny nabiera wodę w ręce i wylewa na twarz zmarłego. W tym czasie przygotowywany jest stos z świętego drewna - opowiada Wojciech Łopaciński. - Jako pierwszy do złożonego na drewnianej konstrukcji ciała podchodzi ze świętym ogniem mnich lub najważniejszy członek rodziny. Wykonując pięciokrotne obejście zmarłego podpala stos. Ogień utrzymywany jest w świątyni i są tacy, którzy twierdzą, że pali się nieprzerwanie od 3,5 tysiąca lat. Proces palenia zwłok trwa do 3 godzin, a rodzina w tym czasie tańczy i śpiewa. Nie wszyscy potrzebują być oczyszczeni w świętym ogniu. Kobiety w ciąży, dzieci poniżej 10 lat, ugryzieni przez kobrę i mnisi są wrzucani do wody bez obrzędów z ogniem.
W Indiach mieszka około 160 milionów osób. W Bangladeszu większość pracuje na roli i nie ma wykształcenia. Głównym zajęciem jest tu uprawa ryżu i wyplatanie bambusowych koszy. - Ludzie mieszkają w glinianych chatkach i przygotowują jedzenie w wykopanych w ziemi piecach. Palą w nich wysuszonym na słońcu krowim łajnem - piszą Łopacińscy. - Często zdarza się, że jedzą raz lub dwa razy dziennie. Praktycznie w każdym posiłku spożywają ryż i fasolę. Potrafią też zjeść szczury, nietoperze i ropuchy.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?