Biegali i skakali, ale nie grali

<!** Image 1 align=left alt="http://www.nowosci.com.pl/img/glowki/fabiszewski_marek.jpg" >Gdyby nie Justyna Kowalczyk i Kamil Stoch, to miniony weekend można by uznać za zmarnowany. Polka nawet jak nie wygrywa (w Nowym Mieście była druga), to i tak daje radę. Także w wojnie na słowa. 

Przed startem w Czechach jej najgroźniejsza rywalka, Norweżka Marit Bjoergen, napisała na blogu: „Pożyczyłam Justynie koszulkę, ale dzielą nas tylko dwa punkty, więc będę mocno walczyć, by odzyskać ją jak najszybciej. W żółtym kolorze wyglądam zdecydowanie lepiej niż Kowalczyk”. Justyna zripostowała: „Kolory koszulek nie mają dla mnie znaczenia. Mam ważniejsze rzeczy od czytania blogów”.

<!** reklama>Na szczęście w środowisku skoczków nie ma takiej presji. Kamil Stoch może się koncentrować tylko na skokach, jest regularny (w niedzielę w niemieckim Willingen był piąty), dlatego cały czas ma szansę na końcowe podium PŚ. Oboje tydzień w tydzień dostarczają polskim kibicom kolejnej porcji emocji, oczywiście pozytywnych. O te negatywne dbają inni, jak choćby ludzie związani z polskim futbolem.

Za 166 dni początek Euro, a tu nie potrafimy zorganizować jednego „głupiego” meczu o Superpuchar. Miał się odbyć w sobotę na Stadionie Narodowym w Warszawie, miały zagrać mistrz Wisła Kraków i zdobywca pucharu Legia Warszawa. Zamiast niego w proteście odbył się marsz kiboli spod znaku „L” (fani „Białej Gwiazdy” nie dojechali). Żeby było śmieszniej, ten mecz miał być pierwszą i jedyną okazją do przetestowania stadionu w warunkach bojowych. Aż strach pomyśleć, co to będzie w czerwcu. Oj, niektórzy to lubią grać kibicom na nerwach.