Brak wiedzy dotyczącej naszego ciała powoduje problemy

Dlaczego kobiety powinny ćwiczyć mięśnie Kegla?
[break]
Chociażby dlatego, żeby znać swoje ciało i swoją seksualność. Pamiętam, jak kilka lat temu prowadziłam wykład na ten temat w miejscu, w którym kiedyś była plebania. Zarzut, który padł pod moim adresem był taki, że nie wypada mówić kobietom, co mają robić, by mieć większą przyjemność z seksu. Proszę mi powiedzieć, jak dorosłe osoby mają wchodzić w świat seksu bez wiedzy na temat swojego ciała? Mięśnie Kegla to tak naprawdę organ seksualny. Kobietom trudniej cieszyć się swoją seksualnością, jeśli nie wiedzą, jak za pomocą mięśni Kegla można dopompować krew do łechtaczki, jak mogą robić skurcze i rozkurcze, by intensyfikować swoją przyjemność. Już starożytne kultury Wschodu podkreślały, jak duże znaczenie mają mięśnie Kegla dla przyjemności obojga kochanków, dlatego też te kulki nazywa się kulkami Gejszy.
Przyjemność to jednak nie jedyny powód, dla którego warto ćwiczyć?
Przede wszystkim warto ćwiczyć dla zdrowia. To trzeba podkreślać, ponieważ powszechnym problemem wśród kobiet jest wysiłkowe nietrzymanie moczu. Uczucie dyskomfortu pojawia się nawet przy kichnięciu, czy podskokach, co nasila się w okresie menopauzy, kiedy zmniejsza się poziom estrogenów. Nagle okazuje się, że kobiety miały między nogami taką tykającą bombę. Ciąża, poród, karmienie piersią, siedzący tryb życia, zmiany hormonalne to wszystko osłabia mięśnie. Jeśli w odpowiednim czasie się o nie nie zatroszczymy, to w pewnym momencie puszczą. Nie wolno dopuścić do sytuacji, kiedy to pęcherz zaczyna rządzić naszym życiem, a nie odwrotnie. Jest nawet takie określenie „pęcherzowe pustelniczki”, dotyczące kobiet, które boją i wstydzą się wyjść z domu z obawy przed nietrzymaniem moczu. To efekt braku wiedzy na temat tego, jak funkcjonuje nasze ciało. Każda kobieta powinna to wiedzieć.
Co zrobić, by nie zostać „pęcherzową pustelniczką”?
Nie załamywać rąk, tylko korzystać z tego, w co tak mądrze wyposażyła nas matka natura. To ona wszystko wymyśliła tak, by kobiety miały dużo przyjemności z seksu, by mogły mieć dużo dzieci, a potem wracały do formy i znowu wchodziły na rynek.
Pani szturmem weszła na rynek seksualny i dziś jest konkurencją dla profesora Starowicza. Dlaczego właśnie do Pani pary zgłaszają się o pomoc?
Przede wszystkim dlatego, że ja jestem praktykiem i nie straszę seksem. U nas, gdy się prowadzi rozmowę na temat seksu, to wszyscy mają takie poważne miny, jakby rozmawiali o strasznym problemie. Ja zawsze mówię, że seks nie jest poważny. Poważne są tylko jego konsekwencje (śmiech). My o seksie mówimy albo jako o dziwactwie albo trudnej jednostce chorobowej. Z kolei ja z doświadczenia wiem, że większość ludzi nie jest ani dziwakami, ani nie ma klinicznych problemów ze zdrowiem seksualnym.
To z czym przychodzą do Pani pary, które zgłaszają się do programu „Szkoła seksu Joanny Keszka?”
Przychodzą do mnie pary z uśmiechem na ustach, które potrzebują wiedzy na temat seksu, a nie straszenia. U nas edukacja polega na tym, że się straszy. Nastolatka czy nastolatek jedzie na pierwszy obóz, a rodzice edukują go w taki sposób, żeby tego seksu w ogóle mu się odechciało i wydaje im się, że to wystarczy.