Po co pchać się z aparatem tam, gdzie świszczą kule?
To nie mi jest to potrzebne. Na początku zawsze zaczyna się od tego, że chcę się czegoś dowiedzieć o danym konflikcie. A później - już na miejscu - wszystko robi się dla ludzi, którzy tam są. Okazuję się, że oni tak naprawdę nie mają głosu. Dzięki fotografiom jestem trochę ich ustami, krzykiem na to, co się dzieje.
Liban, Gruzja, Sudan Południowy, Afganistan.... Pcha się Pan w dość niebezpieczne miejsca.
Pierwszy raz w 2006 roku. Liban. Konflikt między Hezbollahem a Izraelem. Bombardowanie, strzały, ofiary... Wszystkim wydaje się, że trzeba mieć jakieś specjalne zgody, glejty, aby się dostać w samo centrum. Te sprawy często załatwia się już na miejscu. Żaden papier nie otworzy jednak człowieka, nie sprawi, że da się sfotografować. Nie będzie również magiczną tarczą, która zapewni mi bezpieczeństwo. To mogę zagwarantować sobie sam lub mając szczęście.
Dużo miał Pan takich sytuacji zagrożenia?
Zdarzały się. Przy mnie człowiek dostał szybkie rekolekcje z islamu, gdy zaczął fotografować ciało kobiety wyciąganej spod gruzów. Wyłapano go z tłumu, w którym stał i przystawiono pistolet do głowy.
Więcej w piątkowym wydaniu "Nowości"
WARTO WIEDZIEĆ
- Wojciech Grzędziński ma 35 lat. Dokumentował konflikty zbrojne i ich skutki. Za reportaż z Gruzji otrzymał w 2009 III nagrodę w konkursie World Press Photo,
Na koncie ma także laury m.in. Grand Press Photo, Newsreportaż, BZWBK Press Photo.
- Wernisaż jego prac i promocja albumu „Pustka” w piątek w Wejściówce (piwnica Teatru Horzycy) o godz. 17. Spotkanie autorskie w sobotę o godz. 16. Wstęp wolny.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?