![Na wyspie Bali i w Tajlandii wałęsa się mnóstwo bezpańskich...](https://d-art.ppstatic.pl/kadry/k/r/1/f6/31/5b6305314b920_o_large.jpg)
Co w piątkowych "Nowościach"? Zapowiedź wideo
Gdzie koty i turyści są szczęśliwi? W tajskiej kawiarni Kitty City!
Na wyspie Bali i w Tajlandii wałęsa się mnóstwo bezpańskich psów. Nas to zaskakuje, tam to normalnie. Nikt szczególnie nie przejmuje się ich losem. One są szczęśliwe – mówi Agnieszka Pancerz, która pomagała czworonogom w Tajlandii.
-Czy psy żyjące w europejskiej kulturze różnią się pod względem zachowania od tych azjatyckich?
-Styl życia opiekunów ogromnie wpływa na zachowanie czworonogów. W Europie żyjemy szybko, w stresie, nie mamy czasu, by pobyć z psem, ponudzić się. Azjaci żyją spokojniej. Byłam na wyspie Bali, tam na plaży wałęsa się mnóstwo bezpańskich psów. Nas to zaskakuje, tam to normalne. Nikt szczególnie nie przejmuje się ich losem. One są szczęśliwe. Nawiązują kontakt z turystami, towarzyszą paniom sprzedającym na straganach. U nas pies dostaje zwykle jasny komunikat od opiekuna już na pierwszych spacerach: nie obwąchuj innych psów, nie podchodź do przechodniów. Do Tajlandii wyjechałam z koleżanką, Justyną Kuścińską, która na co dzień pracuje w Wielkiej Brytanii - wolontariat w fundacji Lanta Animal Welfare. Organizacja, jedna z wielu takich w Azji, prowadzi schronisko dla 50 psów i 50 kotów oraz szpital dla zwierząt. Wolontariusze z całego świata przyjeżdżają tu i żyją na swój koszt, pracują za darmo i jeszcze do tego dopłacają; chcąc pracować w fundacji, trzeba zapłacić kaucję, którą potem wielu przekazuje na działanie schroniska. To ludzie z Europy, USA, Australii i po części z Azji zajmują się tymi zwierzakami.
- Dlaczego zdecydowała się pani pomagać bezdomnym psom i kotom w Tajlandii?
Zostać lekarzem weterynarii – to pierwsze marzenie z dzieciństwa, jakie pamiętam. Kolejnym był właśnie wyjazd do Tajlandii. To inspirujące miejsce. Inny świat. Podejście do zwierząt też jest zupełnie inne. Żyje tam bardzo dużo błąkających się psów. Junie Kovacs, Kalifornijka, która w 2005 r. założyła fundację, robi świetną robotę, zaraża swoją pasją innych. Organizacja utrzymuje się tylko z datków wolontariuszy i dzięki sponsorom. Głównym jest sama Junie, która prowadzi też restaurację i szkołę gotowania. Żadnych rządowych dotacji na schronisko nie ma.