![Nie ma praktycznie roku, by na żużlowym torze nie dochodziło...](https://d-art.ppstatic.pl/kadry/k/r/1/0d/e0/5901cf05f30de_o_large.jpg)
Co w piątkowym magazynie Nowości? [ZAPOWIEDŹ]
Nie ma praktycznie roku, by na żużlowym torze nie dochodziło do dramatycznych wypadków, śmierci i zagrożeń życia. Jednak postępy medycyny każą wierzyć, że coraz więcej poszkodowanych będzie wracać do choćby częściowej sprawności.
Tomasz Gollob w całej swojej niezwykle długiej karierze wielokrotnie wychodził szczęśliwą ręką z różnych opresji. Zapewne wszyscy, który oglądali finał „Złotego kasku” w 1999 roku we Wrocławiu, pamiętają jego koszmarnie wyglądający upadek, kiedy przeleciał ponad bandą i zatrzymał się dopiero na słupku, stojącym w pasie bezpieczeństwa. Z tego zdarzenia Tomasz „nie miał prawa” wyjść cało. A jednak już tydzień później, choć wciąż cały obolały, wystartował w ostatniej rundzie Grand Prix. Na mistrzostwo świata pracował wówczas cały sezon. Miał je praktycznie już w kieszeni, gdyby nie tamten wypadek. W Vojens, niestety, Gollob był cieniem samego siebie i walkę o złoto przegrał. Nie z przeciwnikami, ale z bólem.
Kibice zapewne pamiętają jeszcze inne, mniej groźne zdarzenia z udziałem Tomasza, które mistrza w jego długiej karierze nie omijały.
Dramat Pera Jonssona
Inni zawodnicy nie mieli tyle szczęścia. Wielu z nich na torze na skutek wypadków ponosiło śmierć, i byli to zarówno początkujący, jak i wytrawni mistrzowie, wystarczy wspomnieć Zbigniewa Rani-szewskiego, Kazimierza Araszewicza, Zbigniewa Malinowskiego czy Mariana Rosego.