[break]
Na ulicy nie ma tyczek
Po spotkaniu z właścicielami szkół nauki jazdy, Ministerstwo Infrastruktury i Budownictwa analizuje, czy ograniczyć lub znieść egzamin na placu manewrowym. To dobry krok?
Jak najbardziej. Obecnie w czasie szkolenia za dużo czasu poświęca się na place manewrowe, gdzie ludzi uczy się parkowania na tyczki i centymetry. W niektórych przypadkach można powiedzieć, że dochodzi domałpowania. Kursantowi wmawia się, że po minięciu takiej to, a takiej tyczki musi obrócić o ileś stopni kierownicą. To nie jest nauka jazdy, ale przyuczanie, jak zdać egzamin. Za dużo uwagi to pochłania. Nie słyszałem, żeby ktoś w ruchu ulicznym zginął przy parkowaniu. A jeśli ktoś nie będzie czuł się mocny w parkowaniu, to poszuka parkingu, gdzie jest więcej miejsca. Plac manewrowy to okazja dla ośrodków egzaminowania, żeby oblać część kursantów - nawet tych stosunkowo nieźle jeżdżących - i zarobić na kolejnym podejściu do egzaminu.
W takim razie, na co powinno zwrócić się większą uwagę?
Na szkolenie w zakresie ryzyka i zagrożeń podczas jazdy. Trzeba stworzyć ludziom możliwość przećwiczenia hamowania awaryjnego, doświadczenia, jak zachowuje się auto w czasie poślizgu przy zbyt dużej prędkości. W krajach skandynawskich nie ma placyków, ale tam kładzie się duży nacisk właśnie na szkolenia w zakresie ryzykownych zachowań podczas jazdy. Efekt jest taki, że w Polsce na drogach ginie więcej osób w jeden długi weekend niż w Szwecji przez cały rok. A i tak tam ofiarami są głównie zagraniczni kierowcy, nieprzeszkoleni w Skandynawii.
To sprawdzian umiejętności
Jak Pan ocenia pomysł kolegów z branży, żeby zlikwidować lub ograniczyć elementy na placu manewrowym?
Jako instruktor powiem „tak”. W szkołach nauki jazdy człowieka możemy uczyć jazdy wszędzie. Jednak posiadam też uprawnienia egzaminatora i z tego punktu widzenia znienawidzony przez kursantów łuk jest sprawdzianem umiejętności panowania nad pojazdem. Instruktor ma 30 godzin na pracę z człowiek i poznanie jego odruchów. Egzaminator widzi go pierwszy raz i musi wcześniej ocenić panowanie nad pojazdem, ruszanie, zatrzymywanie, wykonanie skrętu. Nie wyobrażam sobie, żeby bez sprawdzenia tych elementów od razu włączyć się w ruch drogowy.
Wiele szkół mogłoby zrezygnować z utrzymywania placu.
Z pewnością dla małych jedno-dwuosobowych ośrodków byłoby to na rękę. Natomiast dla nas i innych szkół, prowadzących szkolenie także w innych kategoriach niż B, to i tak nic nie zmienia.
A jak Pan oceni argumenty zwolenników likwidacji placów, że np. w USA lub Anglii nie ma placów, czy kursów jako takich, a egzaminy odbywają się po okresie próbnym z marszu we własnych samochodach?
Trzeba mieć świadomość, że tam jest inna kultura motoryzacyjna. Inni użytkownicy pomagają, ułatwiają poruszanie się po drogach, nie wspominając o infrastrukturze drogowej. W Polsce zachowanie wielu kierujących jest oburzające. Nierzadko dochodzi do ataków na instruktorów prowadzących naukę. Kierowcy zapominają, że sami się kiedyś uczyli i teraz uważają, że „elka” zawadza na drodze. Wyjazd na drogi, gdzie panuje taka agresja, to jest jednak duże ryzyko.
Moim zdaniem
Kursy na prawo jazdy w Polsce nie przystają do rzeczywistości. Za dużo słyszałem o kręceniu kierownicą według klucza po minięciu odpowiedniej tyczki albo innych patentach wbijanych do głowy kursantom.
Znam przypadki tak szkolonych „niedzielnych” kierowców, którzy parkują tylko na otwartych przestrzeniach, a w podróży do stolicy prywatne auta zostawiają na rogatkach, a dalej korzystają z komunikacji miejskiej.
Dlatego zgadzam się z poglądem, że zamiast kręcenia w „rękawie” na placu manewrowym każdego kierowcę powinno się szkolić w zakresie ryzyka na drodze, czego absolutnie nie wolno mylić z „nauką” poślizgów.(PK)
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?