Na pożegnanie podopieczni Łukasza Kierzkowskiego pokonali na własnym boisku Ostrovię 2:1 (1:1), ale po ostatnim gwizdku sędziego nie mieli wesołych min.
- Na ostatnie trzy mecze mieliśmy plan wywalczenia dziewięciu punktów – twierdzi Łukasz Kierzkowski, trener Elany. - Udało się go zrealizować. Niestety, w końcowym rozrachunku zabrakło nam niewiele i to jest smutne. Przed meczem powiedzieliśmy sobie w szatni, że musimy zrobić wszystko, by na drugi dzień móc śmiało stanąć przed lustrem. To nam się udało. Liczyliśmy na cud w Kaliszu.
Zagrażali bramce
Od początku spotkania lepiej prezentowała się Ostrovia. Nasz zespół pierwszy strzał oddał dopiero w 20. minucie. Natomiast przyjezdni często zagrażali bramce strzeżonej przez Huberta Świtalskiego. W 36. minucie, bo błędzie golkipera żółto-niebieskich, udało się im umieścić piłkę w siatce.
- W pierwszych minutach było widać nerwowość w poczynaniach mojego zespołu – dodaje Kierzkowski. - Z biegiem czasu graliśmy dokładniej i dojrzalej. Przełożyło się to na losy meczu. Udało się doprowadzić do wyrównania, a później przechylić szalę wygranej na swoją korzyść. To sprawiedliwy wynik.
Zobacz galerię: Elana wygrywa, ale spada z ligi!
Po meczu niezadowolony z wyniku był Marcin Kałuża, szkoleniowiec Ostrovii
- Nie powinniśmy tego meczu przegrać – mówi trener jedenastki z Ostrowa Wielkopolskiego. - Ostatnio rywalizowaliśmy z KKS-em Kalisz i rezerwami Lecha Poznań. Musieliśmy uznać wyższość rywali, bo oni byli lepsi. Tym razem przegraliśmy, ale nie zasłużyliśmy na to. Mój zespół lepiej prezentował się na placu gry. Mam pretensje do swoich zawodników, że nie wykorzystali słabości przeciwnika. Zabrakło nam, szczególnie w pierwszej połowie, skuteczności.
Natomiast innego zdania był… jego zawodnik.
- Elana wygrała zasłużenie, ale decydującego gola zdobyła ze spalonego – przyznaje Michał Giecz, gracz Ostrovii. Wszyscy to widzieli, tylko nie sędzia. W pierwszej połowie nasza gra nie wyglądała źle. Elana nie była agresywna. Gospodarze mieli jeszcze szansę na utrzymanie, a my graliśmy o nic, dlatego było ciężko się zmobilizować.
Dodajmy, że w końcówce spotkania na placu doszło do przepychanki między zawodnikami.
– To była jedna ze stykowych sytuacji – twierdzi Adrian Wróblewski, obrońca żółto-niebieskich. - Zawodnicy obu drużyn doskoczyli do siebie. Takie sytuacje często są na boisku w ferworze emocji. Robiliśmy wszystko, aby wygrać i się utrzymać.
Kolejna degradacja
Elana w ostatnich czterech ostatnich sezonach doznała aż strzech spadków (z II do III ligi, i dwukrotnie z III do IV ligi).
- Za każdym razem byłem członkiem degradowanych drużyn – mówi załamany Rafał Więckowski. - Tegoroczny spadek bardzo mnie boli. Wcześniej degradacja była wkalkulowana. Tym razem liczyłem, że się utrzymamy. Promyk nadziei był do końca. Niestety, nie udało. Zagrałem dobre spotkanie, ale co z tego? Wolałbym być najgorszy na placu gry, a moja drużyna uratowałaby ligowy byt.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?