Cudowny spektakl zakończony zwycięstwem Belgów

Ostatni z meczów 1/8 finału mistrzostw świata w Brazylii okazał się o wiele bardziej porywający, niż pierwsza z wtorkowych potyczek pomiędzy Argentyną i Szwajcarią, choć również w tym przypadku gole nie padały przez wiele minut.

Już pierwsza akcja starcia Belgii ze Stanami Zjednoczonymi pokazała, iż kibice będą świadkami większej liczby ofensywnych zagrań. Kilka chwil po rozpoczęciu spotkania w świetnej sytuacji pod bramką Jankesów znalazł się Divock Origi. Strzał 19-letniego napastnika szczęśliwie obronił jednak prawie dwa razy starszy Tim Howard, bramkarz Gwiazd i Pasów.

Przewaga Belgów uwidoczniła się tymczasem na początku drugiej części gry, aczkolwiek kolejnych sytuacji nie potrafili wykorzystać Dries Mertens, Eden Hazard, Kevin De Bruyne, czy choćby wspomniany wcześniej Origi.

Widowisko na dobre rozkręciło się w doliczonym czasie gry. Pierwszego gola, trzy minuty po rozpoczęciu dogrywki, zdobył rozgrywający świetny mecz De Bruyne. Gdy 12. minut później prowadzenie Belgów podwyższył Romelu Lukaku wydawało się, że Amerykanie już się nie podniosą. Wprost przeciwnie.

Kontaktową bramkę w 107. minucie zdobył Julian Green, a Jankesi uwierzyli w to, że mecz ten są jeszcze w stanie rozstrzygnąć na swoją korzyść.

Choć do końca dogrywki nie zostało wiele czasu ataki sunęły raz na jedną, raz na drugą bramkę, ale więcej goli, w tym fantastycznym spotkaniu, już nie padło. Belgowie triumfowali 2:1 i w ćwierćfinale zmierzą się z Argentyną.

Belgia - Stany Zjednoczone 2:1 po dogrywce (0:0, 2:1)
1:0 K. De Bruyne (93), 2:0 R. Lukaku (105), 2:1 J. Green (107)

Belgia: Courtois - Alderweireld, Van Buyten, Kompany (ż), Vertonghen - Mertens (60, Mirallas), Witsel, De Bruyne, Fellaini, Hazard (111, Chadli) - Origi (91, Lukaku).

Stany Zjednoczone: Howard - Cameron (ż), Gonzalez, Besler, Beasley - Johnson (32, Yedlin), Zusi (72, Wondolowski), Jones, Bradley, Bedoya (105, Green), Dempsey.