Czyżby pojawił się pretendent do fotela prezydenta Torunia?

<!** Image 4 align=left alt="Image 207427" sub="Marek Nienartowicz">Banita ante portas
Do samorządowej polityki w Toruniu wrócił Krzysztof Makowski, niegdyś radny m.in. SLD. Publicznie pytał, czy już czas na nowego gospodarza. Czyżby w 2014 roku miał konkurować o fotel prezydenta Torunia z Michałem Zaleskim?

Merytorycznie na pewno jest gotowy. Ciekawe są dzieje znajomości panów. Kiedyś na wzór Aleksandra Kwaśniewskiego i Leszka Millera zaczęli szorstki etap swojej przyjaźni. Dziś i tego już nie ma. Dzięki m.in. temu Krzysztof Makowski jest politycznie niezależny od prezydenta Zaleskiego. Inaczej niż każdy jego konkurent z PiS czy PO, nawet marszałek Piotr Całbecki czy Janusz Niedźwiecki.

Z kolei drogi Krzysztofa Makowskiego i SLD tak się rozeszły, że w 2010 roku nie znalazł się na liście do Rady Miasta. Rozmowy z PO wtedy też nic nie dały. I zaczął się czas banicji. Przyboczni prezydenta Zaleskiego atakują Krzysztofa Makowskiego, że kierują nim tylko emocje, bo ciągle nie może zapomnieć porażki z ich starcia w 2002 roku.
<!** reklama>
Coś w tym pewnie i jest. U przybocznych, totalnie uzależnionych od prezydenta, taki argument też nie dziwi. Lubią dla prezydenta Zaleskiego tylko takich konkurentów jak Przemysław Przybylski, który w 2010 roku na starcie wypalił, że walczy tylko o drugie miejsce. Tyle że ta niezależność Krzysztofa Makowskiego to jednocześnie jego porażka. Nie ma zaplecza, by walczyć o prezydenturę. Z prowokującym pytaniem chce więc wrócić do Rady Miasta. I daje innym sygnał, głównie PO, że czas, by poważnie przed wyborami działać.