Demokracja po obrowsku

<!** Image 1 align=left alt="http://www.nowosci.com.pl/img/glowki/oberlan_malgorzata.jpg" >Po to mieszkańcy wybierają sobie radnych i sołtysów, by dbali o ich interesy. Pilnowali, dla przykładu, czy lepiej wydać - jak w Obrowie - kilkaset tysięcy na zakup gruntu pod nie wiadomo do końca co, czy zainwestować je w remont jakiejś drogi, chodnik w Kawęczynie (dwóch zabitych w zeszłym roku) albo oświetlenie. Tyle teorii.

W praktyce bywa tak, że: a) żona radnego pracuje w instytucji podległej wójtowi, b) córka radnego pracuje w instytucji podległej..., c) radny odsprzedał gminie korzystnie kawałek ziemi, d) wpisać inny przypadek.

<!** reklama>Czy taka siatka powiązań istnieje w Obrowie? Czy radni i sołtysi drżą tu ze strachu przed wójtem? Nie twierdzę, choć sporo się nasłuchałam. Wczoraj usiłowałam od kilku sołtysów i radnych dowiedzieć się, na czym polega problem lokalizacji komisariatu w ich gminie. Nieliczni mieli odwagę wypowiedzieć się, z imienia i nazwiska. Jedna osoba powiedziała wiele i do rzeczy, ale poprosiła o anonimowość. Dlaczego? - Bo kiedyś już naraziłem się wójtowi, walcząc o interes mieszkańców. I poznałem, co to znaczy mu się sprzeciwić - tłumaczyła.

Radny Gabriel Mytlewski z Szembekowa na pytanie o komisariat odpowiedział mi: „Nie będę wypowiadał się w tym temacie. Dziękuję”. I rozłączył się. Sołtys Jolanta Sadowska z Dobrzejewic: „Odmawiam wypowiedzi”. I tak dalej, i tak dalej.

Myślę sobie, że mieszkańcy Obrowa mają średnie szczęście do swoich reprezentantów. Niektórych najwyraźniej odwaga opuszcza zaraz po dniu ogłoszenia wyników wyborów. A wójt Andrzej Wieczyński? Jest w komfortowej sytuacji.