Spotkanie kapitalnie rozpoczęło się dla miejscowych, którzy już w piątej minucie otrzymali rzut karny po upadku Donalda Djousse. Sędzia długo zwlekał z podjęciem decyzji, ale ostatecznie wskazał na jedenasty metr, z czym w trakcie i po meczu nie mogli pogodzić się goście.
Pewnym egzekutorem okazał się Marcin Kaczmarek.
- Gospodarze dostali prezent, a dla nas zaczęło się wszystko fatalnie – stwierdził na konferencji prasowej Mirosław Jabłoński, trener Stomilu. – Nie tylko w tym widzę jednak przyczyny naszej porażki. Rywale zagrali bardzo dobrze w defensywie. Co z tego, że mieliśmy optyczną przewagę, skoro za dużo klarownych sytuacji, by zdobyć bramkę, nie stworzyliśmy. Tutaj zabrakło nam jakości.
Goście przycisnęli zaraz po stracie bramki, a Olimpia całkowicie oddała środek pola. Po serii kilku dośrodkowań wreszcie na uderzenie z dystansu zdecydował się Paweł Głowacki, jednak jego uderzenie pewnie wyłapał Bartosz Fabiniak. Stomil zaskakiwał Olimpię wysokim pressingiem, a ta nie miała kompletnie żadnego pomysłu na to, jak rozegrać akcję. W efekcie raz po raz oddawała za darmo piłkę przeciwnej stronie.
Goście mieli świetną okazję na wyrównanie po tym, jak z prawej strony dośrodkowywał były gracz Olimpii Łukasz Suchocki. Strzał głową Dawida Szymonowicza był jednak minimalnie niecelny. Z kolei pięć minut przed końcem pierwszej połowy najpierw ładnie przy piłce utrzymał się Donald Djousse, który odegrał do Kaczmarka, a ten ładnie wrzucił piłkę na głowę Fabiana Paweli. Ta po lobie i od poprzeczki wpadła do bramki Stomilu, lecz sędzia liniowy
dopatrzył się pozycji spalonej.
W odpowiedzi kąśliwie uderzał Tsubasa Nishi. W drugiej części gry z boiska wiało nudą. Obraz rywalizacji pozostał niezmieniony. Niepewnie w Olimpii prezentował się Michał Łabędzki, po którego kolejnym błędzie olsztynianie wyprowadzili groźną akcję zakończoną minimalnie chybionym strzałem Irakliego Meschii.
Stomil – mimo przewagi – nie potrafił dojść do podbramkowej okazji, a tuż przed końcem nadział się na kontrę. Na lewej stronie ładnym płaskim podaniem Marcin Woźniak uruchomił Roberta Szczota, który wygrał pojedynek biegowy z obrońcą gości, a potem ładną podcinką pokonał Piotra Skibę.
- Nasza gra faktycznie była średnia, ale ważne, że trzy punkty pozostały w Grudziądz – powiedział Robert Szczot. – Początek nie mieliśmy wymarzony. Wszyscy liczyliśmy, że uda nam się wywalczyć komplet punktów. Bez względu, jak do tego doszło, bardzo się z tego cieszymy. Byliśmy bardzo skoncentrowani, ale pomogło nam, że szybko strzeliliśmy bramkę. Chociaż ona nas trochę uśpiła, bo rywale przejęli inicjatywę.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?