O problemie z niesolidnymi pacjentami nieodwołującymi wizyt pisaliśmy w zeszłym tygodniu.
- Kolejki do lekarzy byłyby mniejsze, gdyby pacjenci, którzy nie zamierzają skorzystać z wizyty, oddzwaniali albo przychodzili i wykreślali się z listy - usłyszeliśmy w toruńskich przychodniach, w których szacują, że nawet co piąta taka wizyta przepada!
Dodzwonić się niełatwo
Głos zabierają pacjenci i odpowiadają na zarzuty.
- Jak mam odwołać wizytę, jeśli dodzwonienie się do rejestracji przychodni graniczy z cudem? - pyta jeden z naszych Czytelników, pacjent Wojskowej Specjalistycznej Przychodni Lekarskiej z ulicy Dąbrowskiego. - Próbowałem odwołać wizytę u ortopedy, dzwoniłem dwadzieścia razy. Bez efektu!
Zobacz także: Pożar pustostanu w Toruniu. Z ogniem walczy 5 zastępów straży pożarnej [ZDJĘCIA]
Lepiej dzwonić później
- Dwadzieścia razy to mało! Pacjenci próbują i 200 razy - odpowiada Mariusz Jankowski, zastępca dyrektora placówki z ulicy Dąbrowskiego. - Realia są takie, że mamy 80 tysięcy kart pacjentów specjalistycznych, do tego 14,5 tysiąca pacjentów podstawowej opieki zdrowotnej. Stanowiska do rejestracji są trzy, a po każdej rozmowie z pacjentem trzeba wyjąć jego kartotekę, ewentualnie dołożyć skierowanie, zapisać w systemie wizytę. To wymaga czasu.
Co ma więc zrobić pacjent? Według wicedyrektora uzbroić się w cierpliwość i dzwonić w godzinach popołudniowych.
- Do godziny 10 rejestrujemy tylko pacjentów poz, dlatego lepiej zadzwonić po godzinie 10, a najlepsze godziny dla takich spraw to 17-18, gdy w przychodni jest już pusto - instruuje wicedyrektor Jankowski.
Uważa też, że bez względu na liczbę stanowisk, osób w rejestracji będzie zawsze brakować. - Jest to powszechna bolączka placówek medycznych, której nie da się łatwo wyleczyć - mówi.
Polecamy: Używane autobusy dla MZK od Mobilisa już w Toruniu [ZDJĘCIA] Osiem pojazdów z drugiej ręki zasili tabor komunikacji miejskiej
Pacjent utyka nie tylko w przeładowanych pracą rejestracjach. Terminy do specjalistów potrafią być tak odległe, że pamięć może zaszwankować. Dobrze, gdy chory przyjdzie tydzień przed wizytą, gorzej, jak zjawi się już po i trzeba dla niego znaleźć nowy termin...
I koło się zamyka
- Zachorowało mi dziecko, wylądowaliśmy z maluchem w szpitalu. Przyznaję, z tego wszystkiego pomyliłem termin wizyty u ortopedy i przyszedłem tydzień później - opowiada pacjent przychodni z ulicy Uniwersyteckiej.
Na szczęście jak przyznaje, rejestratorki podeszły ze zrozumieniem do sprawy, a nawet udało się znaleźć szybko nowy termin.
Najczęściej jednak wizyta przepada, a chory musi znów stanąć w długim ogonku oczekujących na wizytę. I koło się zamyka.
NowosciTorun
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?