Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ebi w więzieniu

Mariusz Załuski
Mariusz Załuski
Ten Ebi nie ma wdzięku cherubinka. I nie gania w krótkich spodenkach po zielonej trawce. Pan Eberhardt Mock to typ dosyć ponury, a choć nieźle wykształcony, zwyczaje ma przaśne i pikantne. No ale pan Ebi Mock jest tylko policmajstrem z przedwojennego Breslau, a nie wszechpolską gwiazdą piłkarstwa nożnego. W panu Mocku jest jednak też coś wyjątkowego - to najważniejsza postać stworzona przez polski kryminał ostatniej dekady.

<!** Image 1 align=left alt="http://www.express.bydgoski.pl/img/glowki/zaluski_mariusz.jpg" >Ten Ebi nie ma wdzięku cherubinka. I nie gania w krótkich spodenkach po zielonej trawce. Pan Eberhardt Mock to typ dosyć ponury, a choć nieźle wykształcony, zwyczaje ma przaśne i pikantne. No ale pan Ebi Mock jest tylko policmajstrem z przedwojennego Breslau, a nie wszechpolską gwiazdą piłkarstwa nożnego. W panu Mocku jest jednak też coś wyjątkowego - to najważniejsza postać stworzona przez polski kryminał ostatniej dekady.

W kulturze pop czas jest bowiem najlepszym lustratorem. Dobrze więc wiemy, którzy herosi naszej literatury kryminalnej przeszli próbę czytelników, a którzy polegli, mimo że promocyjnie nadymano ich do obłędu. Niestety, większość zdecydowana skończyła na półkach w „Tanich książkach”, przeceniana wieczorami przez znudzone ekspedientki o kolejne 50 procent. A Mock się trzyma. I wydana teraz z zaskoczenia „Dżuma w Breslau” (jak sądzono, seria Marka Krajewskiego pożegnała się już z czytelnikami książką „Festung Breslau”) to znowu superszlagier. Tyle że nowa opowieść o radcy Mocku z jednej strony daje sporo radości ludziom, którzy polubili tego wrednego typka, ale z drugiej, budzi niepokój. I choć chętnie bym do perypetii wrocławskiego detektywa kiedyś wrócił, to najlepiej po wypraniu fabuły z paru pomysłów.

<!** reklama>Największy plus w każdym razie to rezygnacja z nachalności „przewodnikowej” - książki o Mocku to zawsze i kryminały, i ballady o świecie, który zniknął w 1945 roku. Bo zniknęli mieszkańcy, knajpy, instytucje i zwyczaje Breslau - powstał Wrocław z nowymi ludźmi, nowymi rytuałami i nową narodowością. Krajewski pokazywał nam więc ten świat zaginiony z całą jego obyczajowością, co było wciągające, ale - szczególnie w pierwszych książkach - szybko traciło lekkość. Wyglądało na to, że jak już autor dopadł w archiwum jakiś stary jadłospis z knajpy w Breslau, to zamęczy nas kulinarnymi opisami. Teraz nauczył się już robić to mimochodem - owszem, trochę się popisuje, ale bez przesady.

Minusy? Niestety, sama fabuła, bo kryminał staje się tu nieco wydumanym thrillerem z tajnym spiskiem w roli głównej. No a do tego budowanie postaci Mocka... Krajewski wpędza go w takie traumy (więzienie, prawie pewny wyrok śmierci, wielomiesięczne pijaństwa, atak gwałciciela), że żaden kapitan Sowa by tego nie wytrzymał. A Eberhadt Mock to był zawsze najlepszy produkt Krajewskiego, szczególnie w „Końcu świata w Breslau”. Facet dość typowy dla kryminału - hedonista i policyjny magik jednocześnie, nie radzący sobie ze stresem i spadającymi na niego doświadczeniami, ale przy tej całej sztampowości tak po ludzku słaby. Dokładanie mu przeżyć ponad miarę normalnego człowieka nie ma sensu.

No ale i tak „Dżuma w Breslau” to absolutny ewenement na naszym kryminalnym rynku. Ciekawe więc, jaką nagrodę dostanie Marek Krajewski od prezydenta Wrocławia za promocję miasta? Mock to w końcu nowa rodzina Gucwińskich.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska