Falubaz kusi Hancocka

Jak twierdzi właściciel KS-u Toruń Przemysław Termiński, dogadał się z Hancockiem już kilka tygodni temu.

Dał słowo

Żadnego dokumentu nie podpisano, bo kontrakty można oficjalnie zawierać od 19 grudnia, zaś przeszłość pokazała, że tzw. „listy intencyjne” niczego nie załatwiają. Zawodnicy podpisywali je, a potem bezkarnie podpisywali umowy z innymi klubami. Właściciel toruńskiego klubu twierdzi, że czeka na początek okresu transferowego. Wierzy, że Amerykanin nie wycofa się z porozumienia.
Jednak to, że sprawa nie do końca jest przesądzona, wydało się po tym, jak portalowi „Sportowe Fakty” wywiadu udzielił współwłaściciel Falubazu, Robert Dowhan. Wcześniej krążyły jedynie plotki, że Hancocka do Zielonej Góry ciągnie szkoleniowiec Marek Cieślak (właśnie został trenerem Falubazu), z którym zna się z okresu jazdy w Unii Tarnów.

PRZECZYTAJ:Polacy złożą się na Hancocka?

- Nie wyznaczyliśmy mu żadnego deadline’u - mówi otwarcie o Hancocku Robert Dowhan. - Czekamy na zawodnika i będziemy to robić do momentu aż nie dogramy w tym czasie kogoś innego. Nie zamierzamy tkwić w tym samym punkcie w nieskończoność. Zamknięta jest natomiast sprawa Petera Kildemanda. Uznaliśmy, że dalsze rozmowy nie mają sensu, bo powtórzyła się sytuacja z zeszłego roku. Po raz kolejny próbował naciągnąć nasz klub - a może też inne - na licytację. W pewnym momencie powiedzieliśmy „stop”. Greg Hancock to temat nadal otwarty. To może być sprawa tygodnia. Jeśli przyjdzie do nas, to wszystko się wyjaśni. Równie dobrze może stać się tak, że w tym czasie wybierze ofertę innego klubu. W międzyczasie także my możemy pozyskać kogoś innego i Amerykanin przestanie być po prostu aktualny.

A nie mieli pieniędzy...

Jeszcze niedawno nie wiadomo było, czy Falubaz w ogóle wystartuje w rozgrywkach. Klub miał prawie dwa miliony złotych długu i groziło mu to, że nie dostanie licencji. Ostatecznie trzy firmy złożyły się na dług, powiększając kapitał spółki. Co jednak z pokryciem budżetu klubu na sezon 2016, tego nie wiadomo. Nie wiadomo też, co będzie z ponad 400 tysiącami złotych, których domaga się od zielonogórzan Jarosław Hampel (sprawa trafiła do Trybunału PZM).

W przypadku, gdyby Hancock jednak trafił do Falubazu, pretensje mogą mieć Jarosław Hampel, Piotr Protasiewicz i Patryk Dudek, bo to do nich apelowali działacze, by obniżyli wartość swoich kontraktów. Trudno, by byli zadowoleni w sytuacji, w której z jednej strony mówi się im o konieczności cięcia kosztów, a później zatrudnia jednego z najdroższych zawodników ligi.

Powtórka z Warda?

W Toruniu spokojni nie mogą być jeszcze z jednego powodu. W tym roku byli już praktycznie dogadani z Darcy’m Wardem, ale Australijczyka podkupił im właśnie Falubaz. Ward tłumaczył zmianę decyzji tym, że nie chce zabierać miejsca w drużynie swojemu koledze, Chrisowi Holderowi, ale wiadomo, że finansowo oferta zielonogórzan była atrakcyjniejsza. Teraz torunianie nie zamierzają brać udziału w licytacji. Przemysław Termiński zapowiedział, że nie podniesie oferty dla Hancocka - albo podpiszę umowę na warunkach, na jakich się dogadali, albo wcale.

Kilka wariantów

A opcji w przypadku braku Amerykanina w składzie jest kilka. Przede wszystkim wciąż do wzięcia są Grigorij Łaguta (znacznie obniżył swoje wymagania, zszedł podobno nawet do 700 tys. zł) i Jason Doyle, czyli dotychczasowi zawodnicy KS-u. Z dogadaną z Peterem Kildemandem Unią Leszno już na pewno nie zwiążą się bracia Pawliccy. Przemysław zdążył ogłosić, że przechodzi do Stali Gorzów, Piotr szuka pracy. Wyboru wielkiego nie ma. W jego przypadku na przeszkodzie przejścia do klubu z Torunia mogą stanąć jednak nie tylko oczekiwania finansowe, ale również sprawy pozasportowe.