Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Feminizm wymyślili faceci

Miasta Kobiet
Tomasz Czachorowski
Gdy obserwuję ten ogłupiający wyścig szczurów, rywalizację zawodową między płciami, to nie dziwię się, że w sferze związków jest tyle nieszczęśliwych historii. - z Wiesławem Bieńkowskim*, chirurgiem plastycznym, rozmawia Lucyna Tataruch

Spotykamy się krótko po Dniu Kobiet. Celebruje Pan jakoś to święto?
Tak, chociaż nie w takiej formie, w jakiej robiło się to dawniej, gdy ten dzień był wykorzystywany do szerzenia idei i załatwiania celów władzy. Zapraszam żonę na kolację, daję kwiaty, staram się troszkę inaczej ten dzień uporządkować.

Współcześnie ten dzień też służy szerzeniu pewnej idei - równouprawnienia. W całej Polsce odbywają się manifestacje feministyczne. Co Pan o tym myśli?
Dla mnie to jednak dzień dla dwojga, podobny do innego święta, 14 lutego. Oczywiście to indywidualna sprawa, jak chce się go spędzać. Jeśli jednak chodzi o feminizm… to zgadzam się z pewną teorią, o której pisze dwóch psychologów w książce „Trudna Miłość. Jak pokonać kryzys” (autorzy: Tonino Cantelmi, Rachele Barchiesi - przyp. red.). Feminizm wymyślili faceci.

Według autorów tej książki - po co?
Żeby stworzyć nową grupę konsumencką, która podciągnęłaby wyniki finansowe i nakręcałaby koniunkturę sprzedaży w obliczu kryzysu gospodarczego.

Ma Pan na myśli sytuację, w której kobiety uwolniły się od zależności finansowej i zaczęły same dysponować pieniędzmi, wydawać je na swoje potrzeby?
Tak. Jak wiadomo, kiedyś kobiety nie miały tej swobody, były zupełnie inaczej ustawione w hierarchii społecznej. Dopiero uzyskanie pewnych praw i przywilejów umożliwiło im podejmowanie różnych decyzji - w tym też tych związanych z zarabianiem i wydawaniem pieniędzy. W ten sposób powstała najliczniejsza grupa konsumentów. Zresztą, większość działań marketingowych jest adresowana do kobiet.

A co z innymi hasłami feminizmu? Szeroko rozumiane równouprawnienie w życiu społecznym wiąże się ze sferą ekonomiczną, ale nie tylko.
Wie pani, ja myślę, że my już możemy mówić o równouprawnieniu, tylko że często ta cała idea jest wypaczana. Nikt w ostatnich latach nie odbiera kobietom praw, każdy może robić, co chce, ale sytuacja np. na rynku pracy jest podyktowana czymś innym. W niektórych zawodach kobiety sprawdzają się lepiej, w innych to mężczyźni lepiej sobie radzą. Znajdą się oczywiście wyjątki, ale nie możemy na nich budować świata, dopasowywać do tego większości i forsować tego na siłę. Są przecież typowo męskie zajęcia, które wymagają dużej siły fizycznej. Jak chciałaby pani to przeskoczyć?

Myślę, że tu jednak bardziej chodzi o zawody, przy których ograniczenia fizyczne nie stanowią bariery. Problemem jest podważanie kompetencji kobiet na różnych stanowiskach, tylko ze względu na ich płeć.
Jednak proszę zauważyć, że w naszej kulturze kobieta była zawsze szanowana…

Była też palona na stosie.
Ja bym wolał się cofnąć przy tym wątku do czasów starożytnej Grecji czy Rzymu, gdzie kobietę szanowano, ale nie do końca jej ufano. I coś w tym jest.

W tym braku zaufania?
Tak. Sam wielokrotnie się zastanawiałem, dlaczego tak to wyglądało. I jednak uważam, że w tych potocznych powiedzeniach typu „kobieta zmienną jest”, jest dużo prawdy. Kobiety mają np. trudności z podejmowaniem decyzji ryzykownych… Nie wszystkie, ale widocznie dało się zauważyć takie cechy u większości, skądś się te powiedzenia wzięły. Kobiety różnią się od mężczyzn, co wcale nie jest złe. Są takim buforem dla różnych zwariowanych pomysłów. Myślę, że gdy te dwie płcie się uzupełniają, to wszystko gra. W końcu jesteśmy na siebie skazani.

Pana żona pracuje zawodowo?
Pracowała. Skończyła studia, chemię, ale ponieważ mamy trójkę dzieci, to w większości spędzała czas na urlopach macierzyńskich i wychowawczych. Przepracowała łącznie kilkanaście lat. Teraz jest na emeryturze.

Jak długo są Państwo małżeństwem?
Od 1973 roku… No to mamy już 42 lata.

Myśli Pan, że współcześni młodzi ludzie są jeszcze w stanie budować takie długie, trwałe związki?
Z moich obserwacji wynika, że współcześni trzydziestolatkowie nie potrafią nawiązywać ze sobą takich relacji. Wiążą się w zupełnie innym celu, nie po to, żeby na poważnie zajmować się tworzeniem rodziny. To często nie są głębokie więzi, dużo jest w tym powierzchowności. Między młodymi ludźmi jest taka szyba, przez którą się kontaktują, tak żeby nie przekroczyć pewnej bariery. Boją się.

Czego się boją?
Siebie. Kobieta się boi, że jak się za daleko posunie, zaufa, pomyśli o dziecku i zajdzie w ciążę, to nie będzie miała już na kogo liczyć. I niestety, będzie miała rację. Facet boi się, że spadnie na niego obowiązek zajmowania się tą nową sferą i nie będzie mógł już robić tego, co robił dotychczas. A przecież w jego wizji świata to, co robił było wygodne.

Mężczyźni boją się zobowiązań?
Zna pani teorię miłości? Jest w niej intymność, namiętność i zobowiązania. W tym całym współczesnym pędzie za karierą, młodzi ludzie nie mają czasu na budowanie wspólnej drogi, ale mimo to decydują się na wspólne życie, żeby jakoś wypełnić i tę lukę. Kiedy pojawia się dziecko, to zaczynają się problemy z banalnymi sprawami - kto ma zrobić obiad, kto ma sprzątnąć. Wszystkiego uczą się od nowa. I zamiast tych trzech składowych z teorii miłości, zostają tylko zobowiązania. Młodzi boją się wejścia w ten etap, bo nie mają wcześniej przepracowanego schematu. Szczególnie, jeśli nie mają dobrych wzorców ze swojego domu.

Jakie to są dobre wzorce?
Takie, na których można się oprzeć, żeby w dorosłym życiu nie wyważać otwartych drzwi. To jak przejechany fragment drogi, do którego się wraca i jest łatwiej.

Na przykład tradycyjny model rodziny?
To jest za mocno powiedziane. Uważam, że to powinien być tak naprawdę związek partnerski, ale nie taki tylko z nazwy, którym wycieramy sobie usta, żeby pokazać jak bardzo nowocześni jesteśmy. To powinien być związek, w którym dwoje ludzi wymienia się tym dobrem z własnego domu, pewien kompromis. Dla każdego może być inny, ale fundament z lat młodości jest tu najważniejszy. Moim zdaniem współczesny mężczyzna, uciekający od odpowiedzialności, to facet, który nie miał dobrych wzorców od swojego ojca. Wyrasta na Piotrusia Pana.

A współczesna kobieta?
Myślę, że kobiety szukają u swoich partnerów podobieństwa do swojego ojca, tych pozytywnych cech, które znają.

Spotkał się Pan z twierdzeniem, że kobiety wybierają partnerów podobnych do swoich ojców, nawet wtedy, gdy ten obraz jest negatywny?
Tak, chociaż ja bym tego nie nazwał wyborem. To raczej coś w rodzaju syndromu sztokholmskiego. Matka tak miała i żyła z ojcem, ja też sobie jakoś poradzę - to nie jest świadoma decyzja. Czasem bywa tak, że to co negatywne jest łatwiejsze do osiągnięcia, przychodzi bez wysiłku, jest pod ręką i jest znane. A to lepsze jest obce i odległe - nie wiadomo, jak to ugryźć.

Z tego błędnego koła nie da się wyjść?
Jest taka książka „Silna Kobieta. Odkryj swoją tożsamość” Ingrid Trobisch…

Dużo Pan czyta takiej literatury?
Zdarza się… Ta książka może być drogowskazem dla niejednej kobiety. Opisane są w niej wszystkie zawirowania tego, co teraz przeżywamy: upadku autorytetu rodziny, relacji między kobietą a mężczyzną. Gdy obserwuję ten ogłupiający wyścig szczurów, eskalację rywalizacji zawodowej między płciami, to nie dziwie się, że w sferze związków jest tyle nieszczęśliwych historii. Kobiety tym bardziej nie mają szans, żeby dopasować się z jakimś odpowiednim gościem. Może warto się zastanowić, czy nie lepiej było, gdy ludzie wiązali się mając na uwadze jakieś racjonalne przesłanki. Z punktu widzenia całej rodziny.

Małżeństwa aranżowane?
Nie musimy iść od razu w skrajności, nie chodzi o żadne przymuszanie do małżeństw, to jest sytuacja niedopuszczalna. Ale jakieś delikatne wskazania, czemu nie? Tak jak kiedyś było w dobrych, angielskich rodzinach, gdzie wszyscy spotykali się na herbacie, oceniali swój charakter. Był na to czas, było wsparcie najbliższych. I nikt z tych rodzin nie wychodził za mąż z przypadku.

Powinniśmy wrócić do czasów, gdy związki z nieodpowiednimi ludźmi nazywano mezaliansem?
Nie, ale warto pomyśleć, czy dziewczynie, której podpowie się taki odpowiedni związek, nie będzie później lepiej? Może nie zostanie sama z obowiązkami po nieodpowiedzialnym partnerze?

A chłopakowi? Synów też powinno się w ten sposób kierować?
Nie jestem zwolennikiem narzucania nikomu czegokolwiek. Ale jeśli chodzi o dzieci, to trzeba im ufać, ale i sprawdzać. Gdy dzieciak wybiera odpowiednio i wszystko idzie w dobrym kierunku, to niech idzie. No ale trudno pozwolić mu na to, by robił jakieś głupoty. Szkoda, żeby ludzie przegapiali ten swój najlepszy czas. Ogólnie to człowiek powinien się rozwijać do 40. roku życia, od 40. do 55. wykorzystywać potencjał, który zdobył, a potem już utrzymywać to, co ma. Nie mówię, że nie można się rozwijać i później, no ale wypada się pogodzić z tym, że największa witalność już za nami.

Niektóre 50-letnie kobiety mówią, że ich życie dopiero się zaczyna.
Tak, ale pewnym zmian biologicznych nie cofną…

Te czysto wizualne mogą zamaskować. Zgodzi się Pan z tym, że oszukujemy się też np. dzięki chirurgii plastycznej?
Nie zgodzę się z tym, że się oszukujemy. Dbamy o swój wizerunek. I robi to każdy, różne są tylko sposoby. Jest duży rozrzut, jeśli chodzi o wygląd kobiet, bo to zależy od uwarunkowań genetycznych i stylu życia. Uwarunkowania genetyczne nie są sprawiedliwie, ale można sobie pomóc.

Do Pana gabinetu przychodzą pacjentki, które właśnie tego chcą?
Motywacje są różne. Nie mówimy tutaj o kompleksach, bo walka z nimi rozgrywa się najczęściej gdzieś między 20. a 25. rokiem życia. Później dochodzą historie związane z deformacjami ciała po macierzyństwie, chęcią utrzymania partnera, dobrych relacji zawodowych. Spotykam czasem 50-letnie panie na kierowniczych stanowiskach, które w pracy spędzają dużo czasu z młodszymi koleżankami. Widzą, że trzydziestolatki wyglądają inaczej. Same też chcą utrzymać swój status. Każdy ma do tego prawo i nie nam to oceniać.

Wygląd jest aż tak ważny?
W obecnej sytuacji jest to podstawowy element i nie ma co się oszukiwać. Dobry wygląd pomaga nam w kontaktach prywatnych i tak samo w życiu zawodowym. Ładnym dziewczynom łatwiej znaleźć pracę, pracodawcy chętniej je zatrudniają.

Co to znaczy „ładna dziewczyna”?
Ładną dziewczynę, tak jak i wszystko inne dookoła nas, kreują media. Kanon może się zmieniać, ale i tak działa pod dyktat świata mody i mediów. Ja pani na to pytanie nie odpowiem dokładnie, bo wystarczy włączyć telewizor albo spojrzeć na pierwszą lepszą gazetę.

Nie uważa Pan, że to niesprawiedliwe, że kobiety są tym dyktatem obciążone bardziej?
Tak działa biologia, tak dobierają się płcie, mężczyźni na pewne cechy wyglądu kobiet zwracają uwagę. Mówienie o jakimś seksistowskim podejściu w tym wypadku uważam za sztuczny wytwór. Każdy wykorzystuje tego typu dyskusje do swoich interesów. Nie czuję potrzeby, żeby w tym uczestniczyć.

Sądzi Pan, że większość kobiet zgodziłaby się na operację plastyczną, gdyby miała taką możliwość?
Powiem tak - są kobiety, które to robią i o tym nie mówią, a są też takie, które to robią i wszyscy o tym wiedzą. Całość jest jak góra lodowa. Pierwsza grupa jest większa i znajduje się pod wodą, to jest jakieś 75 proc. przypadków. Widać tylko resztę. Ludzie boją się skalpela, ale ciekawe jest to, że kiedy ruszał pierwszy sezon programu „Chcę być piękna” z doktorem Sankowskim, w którym kobiety poddawały się operacjom na oczach milionów widzów, to do castingu na 6 miejsc zgłosiło się ponad 800 osób. Przy czym w swojej pracy nie spotkam się z jakimiś fanaberiami czy dziwnymi życzeniami upodobniania się do gwiazd. W Bydgoszczy, tak jak i wszędzie w Polsce, najczęściej wykonuje się korekty nosa i piersi.

*Wiesław Bieńkowski

Specjalista chirurgii ogólnej, plastycznej i rekonstrukcyjnej estetycznej. Mąż, ojciec
trzech dorosłych synów.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Feminizm wymyślili faceci - Express Bydgoski

Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska