<!** Image 1 align=left alt="Image 29885" >Relacje sądowe piszę w „Nowościach” od ponad 10 lat. Z tego powodu wielokrotnie przed 2000 rokiem zawodowo kontaktowałem się z sędzią Zbigniewem Wielkanowskim. Dla dziennikarzy był zawsze bardzo otwarty, rozumiał ich pracę, potrzeby i starał się pomóc. Chyba lubił, gdy jego nazwisko pojawiało się w prasie, a twarz w telewizji. Szczególnie, gdy miał się czym pochwalić na całą Polskę. Jak procesem w sprawie sądowej strzelaniny, kiedy pierwszy raz w kraju doszło do przesłuchania na sali rozpraw świadka incognito w tak spektakularny sposób.
<!** reklama right>I paradoksalnie, to właśnie dziennikarze, którzy wcześniej przekazywali w świat jego sukcesy, spowodowali też, że z dnia na dzień stał się dla wielu, nie tylko w toruńskim sądzie, persona non grata. Jedna publikacja sprawiła że następnego dnia do Torunia przyjechał ówczesny wiceminister sprawiedliwości Wojciech Jasiński, zwołał kolegium sędziowskie, które odwołało Wielkanowskiego z funkcji przewodniczącego wydziału karnego. Potem przyszło do dziś trwające zawieszenie w wykonywaniu obowiązków służbowych i liczne postępowania dyscyplinarne. Na toruńskiej konferencji prasowej ministra Jasińskiego, jeden z dziennikarzy zapytał go, co się stanie, gdy zarzuty przeciwko Wielkanowskiemu okażą się nieprawdziwe? - To go przeprosimy - odpowiedział wówczas dziarsko minister, który już pewnie dziś nie pamięta, kto to jest Zbigniew Wielkanowski. Być może za kilka miesięcy, na mocy sądowego wyroku, zamiast ministra Jasińskiego przeproszą sędziego dziennikarze „Rzeczpospolitej”. To zawsze niewdzięczna rola, ale wpisana w nasz zawód. Bo przecież, gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?