Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jadwiga Emilewicz: Polska gospodarka się rozwija, chociaż Niemcy dotknęło spowolnienie. Pędzimy do przodu nie oglądając się na to co za Odrą

Agaton Koziński
Agaton Koziński
Jadwiga Emilewicz - minister przedsiębiorczości i technologii od 2018 r., wcześniej wiceminister rozwoju. Była członkiem Platformy Obywatelskiej, w 2013 r. wstąpiła do Polski Razem Jarosława Gowina (dziś Porozumienie - jest wiceprezesem tej partii). Była współzałożycielką kwartalnika „Pressje”, stypendystką Uniwersytetu Oksfordzkiego
Jadwiga Emilewicz - minister przedsiębiorczości i technologii od 2018 r., wcześniej wiceminister rozwoju. Była członkiem Platformy Obywatelskiej, w 2013 r. wstąpiła do Polski Razem Jarosława Gowina (dziś Porozumienie - jest wiceprezesem tej partii). Była współzałożycielką kwartalnika „Pressje”, stypendystką Uniwersytetu Oksfordzkiego fot. Marek Szawdyn
5 proc. wzrostu PKB na koniec 2019 r. nie jest nierealne, choć ja bardziej się spodziewam wyniku rzędu 4,5-4,8 proc. Faktem jest, że OECD i inne instytucje cały czas korygują in plus swoje prognozy wzrostu dla Polski - mówi Jadwiga Emilewicz, minister przedsiębiorczości.

Jakie to uczucie: otrzymać nominację na ministra?
To mieszanina co najmniej kilku uczuć: poczucia odpowiedzialności oraz sprawczości, ale i ogromnego wyzwania i niepewności - czy podołam. Mimo tej wybuchowej mieszanki, od początku czułam się z tym dobrze - zresztą cały czas się tak czuję. Pomimo stresu i zmęczenia.

Zaczynała pani dwa lata temu jako minister - razem z Teresą Czerwińską, której w rządzie już nie ma.
Co więcej, jesteśmy obie z tego samego rocznika, choć Teresa zdecydowała się wcześniej zakończyć swoją misję.

Pani nie miała podobnych myśli?
Nie. Choć w polityce nigdy nie ma żadnej pewności, stabilizacji, ani gwarancji zatrudnienia, to jednak sama z rządu nie mam zamiaru odchodzić. Chcę dokończyć to, co zaczęłam.

O tyle pani łatwiej było wejść do rządu, bo wcześniej przez dwa lata była pani wiceministrem. Teraz ministrami została cała grupa osób bez takiego doświadczenia. Czeka ich szok?
Nawet jeśli nie wszyscy byli wcześniej w rządzie, to wszyscy mają dużo doświadczenia na różnych, innych szczeblach. Poza tym pamiętajmy, że jesteśmy w sytuacji, gdy do wyborów zostało tylko kilka miesięcy. To czas kończenia projektów, a nie otwierania nowych.

Co nowy minister powinien robić, żeby się odnaleźć w swoim resorcie?
Zaufać współpracownikom i dobrać mądrych doradców. Kluczowe jest zbudowanie dobrej relacji z własną administracją, aby „ferment” zmiany był dobrze przez nią przyjęty i aby chciała go zrealizować w sytuacji, w której nie może liczyć na szczególną gratyfikację finansową. Zarobki w administracji nie konkurują z rynkowymi, a wymagania, jakie jej stawiamy, są bardzo wysokie. Nowo mianowani ministrowie na pewno mogą też liczyć na pomoc wiceministrów, którzy w ich resortach są nie od wczoraj.

Jaka umiejętność u ministra jest najważniejsza? Zdolności zarządzania ludźmi - to zajmuje dwie trzecie czasu

Jaka umiejętność u ministra jest najważniejsza?
Przede wszystkim zdolności zarządzania ludźmi - bo tak naprawdę to zajmuje dwie trzecie czasu pracy. Warunek niezbędny, aby dokończyć w założonym czasie prace legislacyjne, uruchomić środki publiczne - to sprawne zarządzanie właśnie. Pod tym względem bycie ministrem nie różni się znacząco od pracy menedżerów wysokiego szczebla w dużych korporacjach. Liczy się dobry balans między wiedzą merytoryczną a umiejętnościami zarządzania. Trzeba też mieć wizję tego, co chce się zrobić i konsekwentnie ją realizować bez względu na przeciwności.

A sztuka poruszania się w świecie polityki? Jakie ma znaczenie?
Ministrowie zmieniają rzeczywistość - i muszą umieć to zakomunikować. Pod tym względem umiejętności polityczne czy komunikacyjne są także istotne. Jeśli pyta pan o to, czy musimy się poruszać w świecie polityki po to, aby osiągnąć założone cele - to oczywiście tak. Muszę rozmawiać z marszałkiem Sejmu - kiedy zależy mi na sprawnym procesie legislacyjnym w Sejmie, z posłami sprawozdawcami. A wcześniej przekonać kolegów z koalicji, że dany projekt ma sens i zyska poparcie społeczne.

Gdzie jest ukryta magia w stanowisku ministra? Czym ono się różni od funkcji menedżera w korpo?
Prawdziwa magia to świadomość, że będąc ministrem ma się możliwość realnej zmiany rzeczywistości wokół nas.

Zaraz pani jeszcze powie, że pragnie pokoju na całym świecie.
Rozumiem, że to, co mówię, może zabrzmieć banalnie - ale odpowiadam na serio. Moment, gdy udało mi się wrzucić do agendy rządu wcześniej nieistniejący w niej temat smogu, był dla mnie wyjątkowy. I to poczucie satysfakcji, gdy nagle usłyszałam, że już nie jestem jedynym ministrem, który mówi o potrzebie walki o czyste powietrze.
Akurat o smogu w Polsce mówi się od bardzo dawna.
Na szczeblu obywatelskim oraz eksperckim. Ale gdy ten rząd rozpoczynał pracę, mówiono, że to nie smog, tylko piach znad Sahary. Dziś nie ma ministra, który by nie podkreślał wagi tego tematu. Oczywiście, nie twierdzę, że jestem pierwszą, która zdiagnozowała problem smogu w Polsce, tu szacunek należy się organizacjom pozarządowym oraz części świata nauki. Ale ja go wprowadziłam do rządowej agendy - i z tego jestem autentycznie dumna. Podobnie jak z tego, że udało mi się przebić z tematem energetyki prosumenckiej. To ogromna satysfakcja słyszeć, jak inni politycy mówią dziś moimi słowami.

A gdzie tkwią pułapki? Na co nowi ministrowie muszą uważać w szczególności? Na czym najłatwiej się potknąć?
Na nadmiernej pewności siebie. Nigdy nie jest tak, że minister w pełni panuje nad sytuacją - zawsze są jeszcze Sejm, inni ministrowie, własna administracja, prezydent i przede wszystkim najsurowszy recenzent - opinia publiczna. Gdy szef resortu uwierzy, że w pełni kontroluje sytuację, może to dla niego oznaczać początek końca. Ja w resorcie gospodarczym, którym kieruję, doświadczam tego w pełni - ponieważ nieustannie wkraczam w obszary kompetencji innych kolegów z rządu, siłą rzeczy zderzam się regularnie z ograniczeniami, o których często nawet nie wiedziałam, że istnieją. W takich sytuacjach zbytnia pewność siebie to pułapka, z której się można już nie wydostać.

Jak się rozwiązuje spory między resortami? Negocjacje z innymi ministrami? A może liczą się dobre relacje z premierem lub Nowogrodzką?
Zawsze staram się to załatwiać poprzez rozmowy z kolegami z rządu. Wydaje mi się, że to najlepsza, najskuteczniejsza metoda.

Dużą poprawkę w codziennej pracy ministra trzeba brać na Nowogrodzką? Jak długi cień ona rzuca?
Nie wiem, czy to cień, czy wyznaczone ramy działalności. Ramy wynikające z porozumień koalicyjnych. To oczywiste, że gdy pojawiają się duże tematy, wywołujące emocje polityczne, trafiające na pierwsze strony tabloidów, wtedy oczywiście debata na temat poszczególnych rozwiązań wychodzi z poziomu gabinetów ministerialnych na fora polityczne.

Wtedy musi pani pojechać na Nowogrodzką i wyjaśnić, o co chodzi?
Nie, nie muszę - ale chcę. Staram się przedstawić swoje argumenty prezesowi Kaczyńskiemu.

Jak często to się zdarza?
Nie ma tu reguły, ani żadnych stałych cykli konsultacyjnych. Takie rozmowy są potrzebne, gdy pojawia się temat trudniejszy, a ważny. Na przykład kwestia energetyki prosumenckiej. Uznałam, że chcę do tego mieć wsparcie całego naszego zaplecza politycznego, dlatego osobiście przekonywałam do tych rozwiązań pana prezesa Kaczyńskiego. Zresztą rozmowy te bardzo cenię i lubię.

Wyobrażałem sobie, że to najbardziej stresujący moment w pracy ministra.
Miałam przyjemność poznać pana prezesa, zanim jeszcze zostałam ministrem, może dlatego teraz nie mam problemów z wizytami na Nowogrodzkiej. Nie mam miękkich kolan, gdy muszę tam jechać. To zawsze okazja do ciekawych rozmów, zwykle wykraczających poza wąski temat spotkania.

Narzeka pani, jak trudno jest poradzić sobie z resortowością w rządzie. Czy nominacja dla Jacka Sasina na wicepremiera ma być sposobem na przełamanie tej silosowości?
Sposób, w jaki Jacek Sasin prowadzi prace Komitetu Stałego, jest naprawdę imponujący. On ma niezwykły dar łączenia ognia z wodą, godzenia sprzecznych często interesów różnych ministerstw.

Poproszę o przykład.
Choćby kwestie związane z ochroną środowiska. Wiadomo, że one zwykle godzą w działalność podmiotów gospodarczych czy energetyki - ale Jacek Sasin skutecznie rozwiązuje takie konflikty.
Jaka jest jego metoda?
Wie, że konflikty muszą się utrzeć, dlatego bardzo pilnuje, żeby kwestie sporne rozwiązywać jeszcze przed rozpoczęciem posiedzenia Komitetu Stałego. A jeśli się nie udaje, dopiero wtedy dyskusja się przenosi na forum komitetu. To nie jest ciało fasadowe, lecz miejsce realnego, merytorycznego i co najważniejsze konstruktywnego sporu. Często to właśnie minister - dziś wicepremier - Sasin rozstrzyga o ostatecznym brzmieniu ustawy.

W Komitecie Stałym zwykle zasiadają wiceministrowie. Są w stanie wynegocjować ostateczne rozwiązania?
Zależy, jakie to sprawy - bo jeśli kwestia jest naprawdę skomplikowana, to na komitet idą też ministrowie. Na przykład sama wzięłam w nim udział w ostatni czwartek, ponieważ chciałam dopilnować, aby ustawa o OZE przeszła zgodnie z ustaleniami na Radę Ministrów. Ale pragnę równocześnie podkreślić, że w tym rządzie jest bardzo dużo bardzo sprawnych i kompetentnych wiceministrów. Nie tylko w moim resorcie.

Dlaczego szef Komitetu Stałego dostał awans na wicepremiera? Komitet stanie się rządem w rządzie?
Nie. Chodzi o poprawę poziomu decyzyjności. Już teraz zdarza się, że ministrowie biorą udział w posiedzeniach komitetu - bo chcą uniknąć kontrowersji w czasie obrad Rady Ministrów.

Rozumiałem, że posiedzenia rządu są miejscem, gdzie rozwiązuje się kwestie najbardziej drażliwe.
I tak jest. Tyle, że ten poziom osiągają obecnie sprawy, których nie udało się - mimo kilku podejść - rozwiązać na szczeblu Komitetu Stałego. Fakt, że ten poziom osiąga bardzo niewiele spraw, najlepiej dowodzi skuteczności pracy Jacka Sasina.

Skoro już teraz jest taki skuteczny, to dlaczego został wicepremierem? Jakie dodatkowe uprawnienia są mu potrzebne?
Jako wicepremier będzie mógł skuteczniej ingerować w prace poszczególnych resortów, a więc łatwiej mu będzie rozwiązywać konfliktowe sytuacje. To przełoży się na usprawnienie pracy całego rządu.

Temat testu przedsiębiorcy jest zamknięty. Nie będzie weryfikacji „autentyczności” przedsiębiorców

Pani jako minister odpowiada teraz za realizację „planu Morawieckiego”. Czyli pani musi się tłumaczyć z tego, że nie udaje się zrealizować zapisanego w nim postępu w kwestii poziomu inwestycji i nakładów na innowacje?
Akurat pierwszy kwartał pokazuje, że jest inaczej. Inwestycje wzrosły w nim o 12 proc., a w przedsiębiorstwach ten skok wyniósł 21 proc. Biorąc pod uwagę, że w Europie widać efekty spowolnienia gospodarczego, to bardzo przyzwoite rezultaty.

Do wskaźnika inwestycyjnego zapisanego w planie ciągle daleko. Opozycja na pewno w was uderzy w kampanii wyborczej, pod hasłem „obiecali - nie dotrzymali”.
Wskaźników, które wpisano do „Strategii Odpowiedzialnego Rozwoju” jest wiele - a nam zdecydowaną większość z nich uda się zrealizować. Proszę zobaczyć choćby jak wygląda tempo wzrostu PKB, poziom inflacji czy bezrobocia. Rzeczywiście, w kwestii inwestycji mamy więcej do nadrobienia. Szczególnie, że obecnie wchodzimy na inny poziom jakości inwestycji: robotyzacja i cyfryzacja przemysłu wymagają zupełnie innych kompetencji po stronie firm. Ten pociąg musi się rozpędzić i tym bardziej cieszą ostatnie dane makroekonomiczne.

Komisja Europejska właśnie opublikowała raport z zalecenia dla polskiej gospodarki - i wskazuje w nim, że bez większego pobudzenia innowacji nasz kraj przestanie się rozwijać gospodarczo.
Akurat w tym raporcie największy nacisk jest położony na poprawę współpracy biznesu z nauką. To rzeczywiście bolączka, z którą zmagają się kolejne rządy - nie tylko w Polsce zresztą.

Komisja w swoim dokumencie zwraca też uwagę na rekordowy - w skali UE - poziom samozatrudnienia w Polsce, czy korzystania z innych niż umowa o pracę form zatrudniania pracowników. Wrócicie do koncepcji testu przedsiębiorcy?
Temat testu przedsiębiorcy jest definitywnie zamknięty. Zrobił to zresztą osobiście premier i nie ma sensu drążyć tematu. Nie będzie żadnych dodatkowych instrumentów prawnych, żadnych nowelizacji prawa zmierzających do tego, by weryfikować „autentyczność” przedsiębiorców. Wszelkie takie instrumenty uderzyłyby zresztą w tych, którzy są wypychani na samozatrudnienie, a nie w tych, którzy w ten sposób omijają prawo i szukają oszczędności.
Poziom wydatków na innowacje w Polsce też jest ciągle poniżej założeń „planu Morawieckiego”.
Już teraz na innowacje wydajemy 1 proc. PKB i te wskaźniki cały czas rosną. Naprawdę widzę szansę na to, żeby w ciągu najbliższych pięciu lat poziom wydatków zbliżył się do 2 proc. Pomoże w tym choćby kolejna proinnowacyjna ulga, która weszła w życie na początku tego roku, czyli tzw. IP Box. Dzięki niej firmy, które komercjalizują wyniki prac B+R, zapłacą tylko 5 proc. CIT.

To wystarczy?
Liczba podmiotów, które zdecydowały się zainwestować w badania i rozwój w 2017 roku, była dwukrotnie wyższa niż w 2016 r. To efekt dwóch ustaw o innowacyjności, wielu instrumentów finansowych i całego proinnowacyjnego ekosystemu, który tworzymy. Widać, że machina inwestycji w innowacje systematycznie się rozkręca - a pamiętajmy, że te inwestycje są zawsze najtrudniejsze. To jednak coś bardziej skomplikowanego niż kupno nowego urządzenia do firmy. Ja jednak - patrząc na te dane - jestem optymistką, bo sporo udało się zmienić.

Wasz rząd dużo też mówił o repolonizacji gospodarki, tymczasem w 2017 r. - według danych Ministerstwa Finansów - transfery firm zagranicznych z Polski wyniosły 71 mld zł. Najwięcej w historii, danych za 2018 r. jeszcze nie ma. Trudno to jednak uznać za dowód na to, że repolonizacja przynosi efekty.
Pan premier - mówiąc o repolonizacji - szczególną wagę przywiązywał do sektora bankowego. Nie tylko dlatego, że był z nim związany, zanim wszedł do polityki. On kładł nacisk na to, że serce, mózg, krwiobieg polskiej gospodarki był w dużej mierze ulokowany poza naszymi granicami. Skutkowało to tym, że banki działające w Polsce nie funkcjonowały zgodnie z rytmem naszej gospodarki.

Waszemu rządowi udało się częściowo zrepolonizować sektor bankowy poprzez kupno Pekao SA czy Alioru.
Ale wcześniej doświadczyliśmy perturbacji związanych z tym, że centrale działających w Polsce banków były za granicą, konsekwencje tego widać było choćby podczas ostatniego kryzysu gospodarczego. To właśnie wtedy narodziła się koncepcja repolonizacji banków. I trzeba przyznać, że ten proces w dużej części się udał.

Nie zmienia to faktu, że poziom transferów zysków z Polski rośnie. Pieniądze wypracowane w naszym kraju, zamiast pracować u nas, napędzają inne kraje. Można to zmienić?
Proszę wziąć poprawkę na to, dlaczego te transfery zagraniczne są rekordowe - to także konsekwencja tego, że polska gospodarka bije rekordy tempa wzrostu. Wcale bym się nie zdziwiła, gdyby te transfery z roku na rok dalej rosły, bo to będzie znak, że nasza gospodarka ciągle się szybko rozwija, na czym korzystają zarejestrowane u nas korporacje globalne. Ważne, żeby przynajmniej tak samo szybko, a optymalnie dużo szybciej, rosły firmy z polskim kapitałem.

Będziecie szukali sposobu na to, by tych pieniędzy wypływało za granicę mniej? Żeby te pieniądze zostawały w Polsce?
Kilka takich rozwiązań zostało już przez Ministerstwo Finansów opracowanych. Najbardziej znana to podatek od sprzedaży detalicznej.

Został zablokowany przez Komisję Europejską.
Ale Trybunał Sprawiedliwości UE w tym sporze z Komisją przyznał nam rację. W konsekwencji podatek zacznie obowiązywać od 1 stycznia przyszłego roku, a KE będzie musiała wypłacić nam rekompensatę za lata, gdy ta ustawa nie mogła obowiązywać. A przecież wiadomo, że ta ustawa jest bardzo ważna, bo wiele sieci handlowych - także w latach superkoniunktury w handlu detalicznym - odnotowywało w Polsce straty. Ten podatek pozwoli uniknąć tego typu sytuacji w przyszłości.

Według szacunków mBanku, PKB Polski w tym roku wzrośnie o 5 proc. Bajkopisarze, czy to realny wynik?
W ustawie budżetowej mamy zapisany wzrost w wysokości 3,8 proc. PKB. Ja uważam, że będziemy mieli wzrost z czwórką z przodu - ale nie umiem powiedzieć, jaka cyfra będzie po przecinku.

O czwórce z przodu mówiła pani, zanim jeszcze została ogłoszona „piątka Kaczyńskiego” - a przecież ona powinna dodatkowo dopalić koniunkturę w kraju.
Po pierwszym kwartale tego roku szacowaliśmy, że wzrost wyniesie ok. 4,2 proc. PKB - a ostatecznie GUS podał, że było to 4,7 proc. Niewykluczone, że podobnie będzie na koniec roku. 5 proc. wzrostu PKB nie jest nierealne, choć ja bardziej się spodziewam wyniku rzędu 4,5-4,8 proc. Faktem jest, że OECD i inne instytucje cały czas korygują in plus swoje prognozy wzrostu dla Polski.
OECD przewiduje nawet, że będziemy czwartą gospodarką globu na koniec roku pod względem tempa wzrostu.
Obserwując problemy Indonezji, która według tych przewidywań jest przed nami, niewykluczone, że 2019 r. zakończymy wręcz na podium. Ale to jest nawet mniej istotne. Dla mnie ważniejszy jest inny aspekt.

Jaki?
Że polska gospodarka tak szybko się rozwija, mimo że spowolnienie dotknęło Niemcy. Nasz główny partner gospodarczy w tym roku zanotuje pewnie wzrost poniżej 1 proc. PKB - tymczasem my pędzimy do przodu, nie oglądając się na to, co się dzieje za Odrą.

Niemcy za to konsekwentnie redukują zadłużenie publiczne, tymczasem w Polsce ono wyraźnie wzrośnie w tym roku w porównaniu z 2018 r. Nie niepokoi to pani?
Wiadomo, że tego typu impuls jak zapowiedziana piątka musi za sobą pociągnąć konsekwencje w postaci wzrostu poziomu deficytu budżetowego. Ale jest to wzrost bezpieczny, dużo poniżej limitów ustanowionych przez UE. Przypominam, że dług wzrośnie w tym roku nominalnie, ale w relacji do PKB powinien znowu spaść.

W ustawie budżetowej wpisano deficyt na poziomie 2,4 proc. PKB - Unia uruchamia procedurę nadmiernego deficytu, gdy ten przekracza poziom 3 proc.
Właśnie. Dodatkowo w Polsce obowiązuje reguła wydatkowa, a my jej przestrzegamy. Owszem, deficyt w Polsce wzrośnie, ale nie da się tego uniknąć, gdy się uruchamia transfery społeczne na taką skalę.

Polska gospodarka tak szybko się rozwija, mimo że spowolnienie dotknęło Niemcy. Nie oglądamy się na to, co się dzieje za Odrą

W 2020 r. „piątka Kaczyńskiego” będzie kosztować budżet 43 mld zł.
Rozmawiałam niedawno z prof. Jerzym Hausnerem i pytałam go, co on sądzi o takim poziomie transferów - a on przyznał, że to ruch oczywisty w chwili spowolnienia gospodarczego. Jedyną wątpliwość miał, czy należało po ten atut sięgać w tym roku, czy może pozostawić go na rok 2020.

Prof. Hausner w wywiadzie dla naszej gazety przewidywał - jeszcze przed ogłoszeniem „piątki Kaczyńskiego” - że tempo wzrostu PKB spadnie do 3,5 proc. PKB w pierwszym kwartale 2020 r.
Dlatego ruch kontrcykliczny, pozwalający zahamować to spowolnienie był czymś naturalnym. Już słyszę komentarze z sektora bankowego, że ten ruch może pomóc zatrzymać spadek tempa wzrostu.

Te działania kontrcykliczne dynamizują ekonomię kosztem wzrostu deficytu. Problem w tym, że nie ma gwarancji, że gospodarka odpali - a deficyt pozostanie. Macie przygotowany plan awaryjny na taką sytuację?
To czarny scenariusz. Na razie widać, że gospodarka reaguje tak jak powinna, nie ma żadnego załamania. Polska cały czas się stabilnie rozwija i na razie nie grozi nam, by tempo wzrostu spadło poniżej 3 proc.

Ale nie można tego wzrostu ciągle stymulować impulsami budżetowymi - zyski musi generować gospodarka realna.
Oczywiście. Dlatego tak ważne są inwestycje sektora przedsiębiorstw i generalnie kondycja polskich firm. I tu na całe szczęście nie ma problemów, także tych związanych z płynnością finansową. A przed nami jeszcze duże projekty infrastrukturalne, jak Centralny Port Komunikacyjny, fundusz Trójmorza, który będzie wspierał rozwój infrastruktury w Europie Środkowej, czy ciągle niezagospodarowane 60 mld zł pieniędzy z funduszu spójności UE. Z dużą nadzieją patrzę też na reformę prawa o zamówieniach publicznych. W tej kwestii mamy bardzo dużo do nadrobienia - bo posiadamy w tej dziedzinie potężne rezerwy.

Cały czas mówimy o pieniądzach budżetowych.
Ale wykorzystuje je wiele podmiotów prywatnych - a one zaczną generować realny pieniądz, który wpłynie do polskiej gospodarki. I naprawdę to nie jest tak, że tylko państwo obraca pieniędzmi. Zobaczy pan, gdy ruszą rozmowy o finansowaniu CPK. Już teraz widać, że prywatnych podmiotów, chętnych wejść w ten projekt, jest zdecydowanie więcej niż nasze potrzeby.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska