Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Każdy ma swój magiel

Mariusz Załuski
Mariusz Załuski
Cóż, żyjemy w świecie, w którym droga od szaraczka do herosa może być dziś króciutka, jak nigdy dotąd.

Tak samo zresztą, jak i droga w drugą stronę - od bohatera do zera. Potęga mediów, i klasycznych, i internetowych - ze społecznościowymi maglami na czele - tak przyspieszyła ten proces, że różne biedaczyny zdążą zjechać na samo dno, zanim w ogóle się zorientują, o co chodzi.

Do tego Clint Eastwood po raz kolejny przekonuje nas, że bycie bohaterem we własnym kraju, to równie ciężki kawałek chleba, jak bycie prorokiem... Ale tym razem pokazuje nam bohatera dosyć niezwykłego - przeciętnego, nie rzucającego się w oczy. Tyle tylko, że świetnie wykonującego swoją pracę. I - co ważniejsze - nie bojącego się w momencie próby zadziałać nieszablonowo. I podjąć ryzyko. Taki bohater lekko nie ma, w „Sullym” musi się oczywiście zmierzyć z potężną machiną, jak na samotnego herosa przystało - bez tego nie ma przecież dramatycznego ognia - ale na końcu to zawsze jego jest na wierzchu. I tym razem jest dokładnie tak samo. O czym zresztą wiedzieliśmy dobrze, zanim jeszcze zaczęliśmy oglądać ten film.

Bo oparto go na bardzo znanej historii, którą żył świat cały. Niedługo po starcie z lotniska w Nowym Jorku samolot pasażerski zderzył się ze stadem ptaków. Wysiadły oba silniki, pilot znalazł się w rozpaczliwej sytuacji nad wielkim miastem. No i wylądował na rzece Hudson. Do tego, choć był środek zimy, akcja ratunkowa przebiegła tak sprawnie, że nikomu nic się nie stało, co uznano za cud. Pilot - tytułowy Sully - stał się natychmiast bohaterem Ameryki i reszty świata.

Eastwooda interesuje jednak to, co stało się później. Bo jasne jest, że za takie wydarzenie ktoś musi zapłacić - tak właściwie więc wszystkim wielkim: firmom ubezpieczeniowym, producentowi samolotu czy liniom lotniczym, zależało na tym, żeby odsunąć oskarżenia i pozwy jak najdalej od siebie... Trwało więc mozolne dociekanie, czy przypadkiem pilot nie przesadził z tym Hudsonem, bo mógł dolecieć do lotniska. A jakby przesadził, to można by wskazać winnego.

A łatwo się dywaguje post factum o decyzji człowieka, który musiał ją podjąć w kilka sekund, mając na głowie życie 154 osób i swoje też. Pan pilot się wybronił - podjął słuszną decyzję. Bez cienia wątpliwości. Ale gdyby cień był?

„Sully” to wielki hymn ku czci takiego niebohaterskiego bohatera, fachowca, który zbudował Amerykę - hymn serwowany zresztą z lekkim zadęciem. Eastwood wyprał tę produkcję z całej dodatkowej otoczki - owszem, jest scena lądowania, jest akcja ratunkowa, ale przez cały film skupiamy się tak naprawdę wyłącznie na Sullym. I w sumie jakoś udało się Eastwoodowi obronić, choć bądźmy szczerzy - parę obrazów większego kalibru zmajstrował.

W głównej roli występuje Tom Hanks, ulubiony przez wszystkich Polaków miłośnik maluchów. Przeze mnie ulubiony średnio. Ale akurat rola pilota Sullenbergera wyszła mu całkiem nieźle.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska