Rozmowa z Krzysztofem Bogaleckim z Chełmży, na co dzień nauczycielem języka polskiego, a poza lekcjami aktorem, konferansjerem i showmanem.<!** Image 2 align=none alt="Image 222878" sub="Krzysztof Bogalecki na scenie i przed kamerą czuje się jak ryba w wodzie / Fot.: nadesłana">
Jak to się stało, że udało się Panu zagrać w popularnym serialu „Lekarze”?
W Warszawie mam swoją agentkę Basię, która reprezentuje mnie na castingach, podczas spotkań z reżyserami czy producentami filmów, seriali i reklam. Telefonuje do mnie, gdy ktoś wyraża chęć współpracy ze mną przy jakiejś produkcji telewizyjnej. Z „Lekarzami” jest o tyle ciekawiej, że zaprosiła mnie do współpracy sama Dorota Chamczyk - producentka TVN. Przyjechałem na zdjęcia próbne, spodobałem się, no i pobiegałem sobie z Magdaleną Różczką wymieniając kilka słów w dwóch odcinkach. Nieoficjalnie mówi się, że rola kolegi do joggingu ma się wraz z kolejnymi edycjami rozszerzyć, ale pozostawiam to losowi, nic na siłę. Naprawdę mam co w życiu robić.
Co dał Panu występ w tym serialu?
Dał mi ogromną lekcję pokory. Pokazał, że wcale nie jestem taki fajny jak dotychczas myślałem. Ja jestem life-owcem - lubię prowadzić coś „na żywo”. Jestem żywiołowy, lubię zwroty akcji i wysoki poziom telewizyjnej adrenaliny. A tu, musiałem czekać w garderobie dwie, trzy godziny na swoją scenę. A potem to samo dublowaliśmy kilka razy, bo nie ten moment, źle uchwycił coś operator kamery itp. Oczywiście jest druga strona tego medalu. Poznałem wielu aktorów, miałem okazję porozmawiać z nimi, wymienić poglądy, po prostu pobyć z nimi.
Skąd u Pana zdolności aktorskie?
Życie to teatr, a my jesteśmy aktorami na jego scenie, czasami właśnie tylko epizodycznymi. Nie mam zdolności aktorskich i z każdymi próbnymi zdjęciami tylko się w tym utwierdzam. Widzę jak ogromny warsztat mają zawodowi aktorzy. Na planie Magda podpowiadała mi, jak zagrać to czy owo.
Pamięta Pan jakieś ciekawe przygody z planu zdjęciowego?
Zabawna była sytuacja z Danutą Stenką: wchodzę do garderoby, przedstawiam się, a ona się uśmiecha i mówi: ja cię kojarzę tylko nie wiem, do którego teatru mam cię przypisać. Grzecznie sprostowałem, że nie jestem aktorem. Moja agentka przedstawia mnie „zdolny aktor epizodysta” - ale niech tak robi, walczy też o pieniądze dla siebie (śmiech). Przed kamerę i na eventy mnie ciągnie, bo ja lubię ludzi, jestem człowiekiem radosnym i chciałbym się z nimi tym ogromem pozytywu podzielić, a skoro można na tym jeszcze zarobić. Szaleństwo.
Występował Pan nie tylko w „Lekarzach”. Na szklanym ekranie pojawiał się Pan również w innych programach.
Telewizja Podróże, TVN Gra, Dzień dobry TVN - byłem nawet prezenterem. Niedawno negocjowaliśmy z producentem polsatowskiego serialu „2XL”. Mowa była o bodajże czterech odcinkach i jakiejś większej roli, ale nie dogadaliśmy się.
Jaka jest recepta na sukces i na możliwość pokazania się szerokiej publiczności?
Mam taki swój wzór: kochać to, co się robi (kamera wyczuwa najmniejszy grymas fałszu) plus wytrwała praca w dążeniu do celu.
Łamie Pan stereotypy, że pochodząc z małej miejscowości nie można się przebić.
To nieprawda. Proszę zauważyć, że prawdziwe, duże kariery robią właśnie ludzie z małych miast. Są prawdziwi, nieskażeni zmanierowaną „warszawką”. Publiczność chce dzisiaj prawdy, autentyzmu i to właśnie kupuje. Gdyby nie Zespół Szkół w Chełmży, moi świetni i wyrozumiali przełożeni, młodzież, z którą pracuję, koledzy i koleżanki z pracy sprowadzający mnie czasami na ziemię, dawno bym przepadł gdzieś w wyobrażeniach o sobie. A tak jest cały czas normalność, cokolwiek inni sobie o mnie myślą.<!** reklama>
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?