Ma Pan spore doświadczenie zawodowe. Jak rozwijała się Pańska kariera?
Cóż, lata lecą. Studia ukończyłem w 1981 roku na uczelni w Warszawie. Pracowałem w różnych miejscach, w tym w wiejskich lecznicach, gdzie zajmowałem się dużymi zwierzętami. Zawsze jednak chciałem specjalizować się w domowych pupilach i tak się stało. Od 20 lat zajmuję się małymi zwierzętami, głównie z psami i kotami. Sądzę, że jestem szczęściarzem, bo moja pasja jest jednocześnie moją pracą. Nie wszyscy mają taki komfort.
Dwie dekady pracy ze zwierzętami domowymi to dużo. Na pewno ma Pan swoje obserwacje. Co w tym czasie się zmieniło?
Kiedy zaczynałem, koty do lecznicy trafiały incydentalnie. Zdecydowanie dominowały psy. Dziś te proporcje wyglądają zupełnie inaczej. Rozkład sił pomiędzy jednym a drugim gatunkiem to pół na pół. To trochę znak czasów, bo koty wydają się znacznie mniej kłopotliwe i absorbujące niż psy. Zapracowani ludzie, którzy chcą mieć jakieś zwierzę domowe, wybierają koty. Nie trzeba z nimi chociażby wychodzić na spacer, nie tęsknią tak bardzo, gdy pana nie ma w domu. Poza tym są fascynujące, tajemnicze, mają inną niż psy fizjologię. Swobodnie mogę powiedzieć, że koty stały się moją pasją. Sam mam w domu dwa bardzo charakterne koty. Są tak samo ważne jak pozostali członkowie rodziny.
Czytaj też: Czytelnik wytyka MZK niepunktualność
Praca weterynarza na pewno nie jest łatwa. Jakie są w niej najsympatyczniejsze i najtrudniejsze momenty?
To wspaniałe uczucie, kiedy mogę pomóc zwierzęciu w cierpieniu, ulżyć mu. Stawiam trafną diagnozę, układam leczenie i w końcu rozwiązuję problem. Pomagam wtedy również właścicielowi, który też boleje z powodu choroby ukochanego pupila, czasem bardzo to przeżywa. Zdrowieje zwierzę, zdrowieje też jego pan. Fatalnie jest wtedy, kiedy mimo całej swojej wiedzy nie mogę nic zrobić, nie znajduję ratunku. Wciąż bardzo trudne są dla mnie decyzje o eutanazji, które niestety w pewnych przypadkach bywają koniecznością. Mimo tylu lat w zawodzie nie pogodziłem się z tym, wciąż się wewnętrznie buntuję, rozmyślam, że może jednak coś jeszcze można zrobić. Właścicielom zawsze mówię prawdę, nie namawiam ich do uporczywej terapii.
Na co obecnie najczęściej cierpią Pańscy pacjenci?
Podobnie jak ludzie źle znoszą niekorzystne zmiany w środowisku i jego postępujące zanieczyszczenie. Bardzo często leczę więc alergie skórne i schorzenia układu pokarmowego. Zwierzęta czasem źle reagują nawet na te karmy, które są dla nich przeznaczone. Ponadto właściciele je żywieniowo rozpieszczają i to nie zawsze z dobrym skutkiem. Zwierzaki mają również problemy z jamą ustną i kamieniem nazębnym.
Zobacz:
Jak przez te wszystkie lata Pańskiej pracy zmienili się właściciele zwierząt?
Zdecydowanie na plus. Większość to ludzie odpowiedzialni, znający swoje obowiązki wobec zwierzęcia. To się przekłada na troskę, zainteresowanie, poświęcony czas. Kiedy zwierzę choruje, właściciele nie czekają aż mu się polepszy, tylko niezwłocznie szukają ratunku u weterynarzy. Są gotowi płacić za leczenie tyle, ile jest konieczne. To ludzie o wielkich sercach i zdrowym rozsądku.
I tu przy okazji chciałbym podziękować wszystkim tym, którzy na mnie głosowali w plebiscycie „Nowości”. Zaufanie Czytelników „Nowości” tym bardziej zobowiązuje mnie do jeszcze lepszej pracy. Mogę obiecać, że będę się starał wzorowo wykonywać wszystkie swoje obowiązki.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?