Lekki start, ciężkie lądowanie

<!** Image 1 align=left alt="http://www.nowosci.com.pl/img/glowki/zaluski_mariusz.jpg" >No i proszę, pan prezes zafundował sobie ból głowy na długi weekend. Po tym, jak Tomasz Moraczewski - szef bydgoskiego lotniska - lekko i z wdziękiem pozastanawiał się w telewizorze, czy aby dodanie do nazwy portu obok Bydgoszczy jeszcze Torunia nie byłoby sensowne, zagotowało się u naszych sąsiadów. Cóż, pan prezes sprzedał mediom swój pomysł w wyjątkowo mało sprzyjających okolicznościach.

<!** reklama>W czasie naszej metropolitalnej wojenki otworzył przecież nowy front. Ba, podarował zwolennikom teorii o bydgoskiej krzywdzie w kontaktach z Toruniem nowy argument. Znacznie lepszy niż wymyślane „czarne ludy” w rodzaju nonsensu o toruńskich zakusach na przeniesienie bydgoskiej Akademii Muzycznej. No i o ile w Toruniu kto może unika komentarzy w tej sprawie, to w Bydgoszczy społecznicy ruszyli na barykady, internet się grzeje, a prezydent Bruski popisał się nawet niezłą ripostą o dodawaniu teraz do UMK słów „w Toruniu i Bydgoszczy”.

I tylko szkoda, że tak niewiele miejsca poświęcono merytorycznej stronie pomysłu prezesa. Nie jestem marketingowcem, ale tak na zdrowy rozum, to rozszerzenie nazwy pewnie rzeczywiście mogłoby lotnisku pomóc. Bo w jaki sposób, poza ambicjonalnym, mogłoby zaszkodzić? Zresztą ten pomysł to żadna nowość. W końcu jedno z najbardziej znanych lotnisk w Niemczech nazywa się Kolonia - Bonn.

No, ale u nas czasy mamy takie, a nie inne. Lekko konfrontacyjne. Pytałem ostatnio znanego polityka z regionu, czemu nie angażuje się w metropolitalną batalię. Odparł, że nie ma zwyczaju angażować się w sprawy beznadziejne. A ja jakoś ciągle mam nadzieję, że jednak mamy szansę.