Przypomnijmy: w sobotnim finale ASTS Olimpia-Unia Grudziądz pokonała 3:1 KS Dekorglass Działdowo. Szeroko pisaliśmy na temat już w internecie oraz naszym poniedziałkowym wydaniu papierowym.
Relację można znaleźć tutaj.
Lider przegrał dwie gry z obcokrajowcami ASTS Olimpii-Unii
Zmagania w podwarszawskiej Lesznowoli miały bardzo wyrównany charakter.
Nic dziwnego, skoro naprzeciw siebie stanęli obrońcy złotych krążków oraz ci, którzy mocno do tego pretendowali. Ekipa z Działdowa przed sezonem wzmocniła się nawet piętnastym obecnie na świecie Tang Pengiem. Ale i jego obecność nie pomogła. Zresztą Tang Peng przegrał dwie gry - zarówno na początek z Wang Yangiem, jak i na sam koniec, kiedy uległ Konishii Kaiiowi.
- Byliśmy dobrze przygotowani do tego pojedynku - przekonuje Piotr Szafranek, trener ASTS Olimpii-Unii Grudziądz. - Pierwszy mecz okazał się kluczowy. Wang Yang po raz kolejny w tym sezonie pokazał wielką klasę. Pokonał na dobry początek ich lidera, chociaż ich rywalizacja odwracała się w każdą stronę. To jednak nasz zawodnik okazał się lepszy, co znacznie ułatwiło nam dalsze poczynania. Po chwili bowiem Konishii - można powiedzieć, że zgodnie z planem - pokonał Patryka Chojnowskiego i byliśmy już bardzo blisko triumfu.
Triumf grudziądzan odłożony w czasie
Pingpongiści ASTS Olimpii-Unii mogli wygrać nawet 3:0.
Co prawda Patryk Zatówka przegrywał już z Jirim Vrablikiem, jednak zdołał doprowadzić do stanu 2:2 w setach, a w piątym miał kilka piłek meczowych. Wówczas jednak stało się najgorsze i to doświadczony Czech wykazał więcej zimnej krwi, przedłużając całą finałową rywalizację.
- Już praktycznie byliśmy gotowi, by rozpocząć świętowanie - dodaje szkoleniowiec grudziądzkiego zespołu. - Niestety, Patrykowi nie udało się dokończyć meczu i musieliśmy odłożyć świętowanie. Była więc dodatkowa dramaturgia. Ale na koniec nasz Japończyk zrobił po prostu swoje i już wtedy zapanowała wielka radość.
Lider ASTS Olimpii-Unii Wrócił do wielkiej formy
Konishi, który w ostatnich meczach polskiej superligi prezentował nieco słabszą formę, stanął na wysokości zadania i ograł Penga, dając kolejne, piąte w ogóle, a drugie z rzędu złoto swojej drużynie. Pokazał też, że kryzys formy był tylko chwilowy, a w finale, czyli wtedy, kiedy trzeba było, powrócił do najlepszej dyspozycji.
- Całe spotkanie na pewno było bardzo ciężkie - podsumowuje Piotr Szafranek. - Wiadomo, była to nowa, jednodniowa formuła, więc były dodatkowe emocje. Ponadto, w hali sporo było kibiców z Działdowa, ale to my się cieszymy.
Po raz pierwszy w historii superligi finał rozegrano jako jeden mecz i to na neutralnym gruncie. Jednego popołudnia zatem cały dorobek sezonu zasadniczego i fazy play-off mógł zostać przekreślony. Na szczęście, w przypadku grudziądzan tak się nie stało. Udowodnili tym samym, że to złoto należało się im jak nikomu innemu.
Dodajmy, że w tym sezonie ASTS Olimpia-Unia dotarła do półfinału Ligi Mistrzów. Teraz obroniła też mistrzowską koronę w polskiej lidze.
Poziom superligi idzie w górę
- Z roku na rok jest na naszym podwórku coraz trudniej - podkreśla trener grudziądzkiego zespołu. - Kluby się zbroją i kontraktują coraz to nowych, lepszych zawodników. Nawet takich ze światowej czołówki. Dlatego nie jest łatwo. Poziom idzie w górę i to dobrze, że możemy w naszych halach oglądać tak klasowych graczy.
Tymczasem dodajmy, że drugi zespół z Grudziądza zrobił ważny krok w stronę utrzymania na zapleczu superligi. Stało się tak dzięki zwycięstwu 6:4 w Zielonej Górze z ZKS Mazel. Dwa i pół punktu dał Kamil Dziadek, dwa Samuel Kulczycki, a 1,5 Artur Grela. Rewanż w piątek o godzinie 16 w hali przy Piłsudskiego.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?