Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Młodzi, bo starzy

Mariusz Załuski
Mariusz Załuski
Jest taki moment, w którym zdajemy sobie sprawę, że więcej za nami. Że przesuwamy się coraz dalej, że przychodzą następni, że już dawno nie jesteśmy tymi młodymi zdolnymi ze starych zdjęć, a niedługo przed nami tylko strach przed starością. Ale może nie tylko? Przemijanie to wielki temat. Pewnie tak wielki, jak miłość. Oba tematy zresztą dobrze jest pozaplatać na tysiąc sposobów, bo wtedy można stworzyć arcydzieło. Albo polec z kretesem.

<!** Image 1 align=left alt="http://www.express.bydgoski.pl/img/glowki/zaluski_mariusz.jpg" >Jest taki moment, w którym zdajemy sobie sprawę, że więcej za nami. Że przesuwamy się coraz dalej, że przychodzą następni, że już dawno nie jesteśmy tymi młodymi zdolnymi ze starych zdjęć, a niedługo przed nami tylko strach przed starością. Ale może nie tylko? Przemijanie to wielki temat. Pewnie tak wielki, jak miłość. Oba tematy zresztą dobrze jest pozaplatać na tysiąc sposobów, bo wtedy można stworzyć arcydzieło. Albo polec z kretesem.

„Miłość w czasach zarazy” - ekranizacja powieści Marqueza - to tak naprawdę ani wybitny majstersztyk, ani powód do artystycznej banicji dla twórców filmu. To ciekawa ballada o różnych obliczach miłości - i tej romantycznej, i tej przesadnie życiowej, i tej poderotyzowanej tak, jak to tylko możliwe w kulturze latynoskiej, i tej nierzeczywistej, ułożonej jedynie z naszych pragnień i marzeń (a w którą zwykle wierzymy najgoręcej). Również o tej, która sprawia, że zaczynamy od niej uciekać, i o tej, która pęta nam życie przez całe lata. Choćby i pół wieku. Tyle że z drugiej strony to spętanie nadaje życiu sens... Owszem, „Miłość w czasach zarazy” to melodramat. Ale inny niż zwykle - to trochę traktat, trochę romansidło, trochę soczysta przypowieść obyczajowa, a trochę rozważania o naturze człowieczej.

Więcej tu może obrazkowych uroków i tych soczystości, niż rozważań - ale te też znajdziemy. Choćby gdybania o tym, jak pogodzić seksualną fizyczność z duchową wiernością. I o tym, jak sami przed sobą potrafimy tłumaczyć własne wybory. Ba, jak potrafimy się do nich przekonać.

<!** reklama>A oglądamy opowieść o ciągnącym się przez ponad 50 lat uczuciu, którym kiedyś zapłonęła para młodych ludzi - ubogi telegrafista i pannica z nuworyszowskiego domu. Świat im nie sprzyjał - on co prawda gonił za tym uczuciem całe życie, w czym nie przeszkadzały mu igraszki z paroma setkami kobiet, ale ona wyszła za mąż za dostojniejszego kandydata i postanowiła uczuciu uciec, uznając je tylko za iluzję. U schyłku życia jednak dochodzi do spotkania. I choć motywacje są różne, a starość piękna nie jest, to zaczyna się młode uczucie po przejściach.

„Miłość w czasach zarazy” to urocze kino - niespieszne, wyprane z nowomodnych wygłupów operatorów i montażystów, pełne ciepła. No może czasami tego ciepła jest trochę zbyt wiele, a za mało skoków temperatur, ale cóż... Problem może tylko taki, że każda ekranizacja Marqueza tak naprawdę z literackim pierwowzorem nie ma szans. Bo są tacy autorzy, u których ta cała magia buja się między literami i nie da się jej tak naprawdę oddać na ekranie. Gdzieś zniknie sarkazm, zaduma albo seksualne napięcie. Choćby nawet powstał dzięki takiej książce całkiem niezły film. Jak w tym przypadku.

„Miłość w czasach zarazy”, reż. Mike Newell

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska