Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Norbert Kobielski celuje w rekord Polski i medal w Paryżu. "Zawsze będę chłopakiem z Inowrocławia"

Joachim Przybył
Joachim Przybył
Norbert Kobielski
Norbert Kobielski PAP?Adam Warżawa
Jestem dumny, że reprezentuję Polskę i Inowrocław na arenie międzynarodowej, herb miasta zawsze będzie miał ważne miejsce na mojej koszulce. Gdybym miał wystartować dla innego miasta, to czułbym się tak, jakbym miał startować dla innego kraju - mówi Norbert Kobielski, który na Igrzyskach Olimpijskich w Paryżu chce (i może!) walczyć o medal w skoku wzwyż.

Finał Diamentowej Ligi, poprzeczkana wysokości 2.33, pierwsza próba i jest rekord życiowy, pobity o 4 cm!
Kilka dni wcześniej na mityngu w Bellinzonie czułem, że to jest ten rytm i wreszcie wszystko się zgrało. Już na mistrzostwach świata w Budapeszcie miałem formę, ale nie poradziłem sobie z mentalnością, nie potrafiłem wykorzystać swoich możliwości, może też byłem zbyt pewny siebie i skacząc jedną wysokość, myślałem już o następnej. W efekcie nie zdążyłem odpowiednio zareagować na strącenia. Bellinzona była takim zapalnikiem, w samolocie do Eugene wiedziałem, że jadę do USA po życiówkę, nie mogłem się doczekać tego startu. Wiedziałem, że poprawiłem te elementy, które do tej pory mnie blokowały, rozszerzyłem rozbieg, zmieniłem krok biegowy. Ułożyłem sobie tak konkurs, aby rekord życiowy atakować w siódmej lub ósmej próbie, wtedy zwykle mam najlepsze skoki. Byłem gotowy na 2.35, ale po pobiciu życiówki trochę rozsypałem się emocjonalnie.

Rozprawił się pan z rekordem na stadionie w Eugene, na którym rok temu odniósł pan kontuzję, która mogła nawet zakończyć karierę.
Ten dzień stanął mi przed oczami. To było złamanie zmęczeniowe, a w czasie eliminacji do konkursu mistrzostw świata kość praktycznie pękła na dwie części. Trochę wbrew radom lekarzy nie chciałem operacji, nie chciałem chodzić w ortezie i już po sześciu tygodniach wznowiłem treningi. Teraz przed Diamentową Ligą rozmawiałem o tym z rywalami i wszyscy życzyli mi szczęścia. To dla mnie bardzo osobisty konkurs.

Cztery lata czekał pan na rekord życiowy. Trzeba się było oswoić z taką wysokością?

Nie miałem respektu dla tej wysokości, to była po prostu kolejna bariera w karierze do pokonania. Teraz wreszcie uwolniłem sie od pytań: "kiedy w końcu skoczyć 2.30?", miałem tego naprawdę dosyć.

Wspomniał Pan o poprawianiu elementów, które pana hamowały. Jakich?
Wiele osób patrzy na skok wzwyż w kontekście tego, co się dzieje po wyskoku i nad poprzeczką. To jest tak naprawdę finał, a wszystko zależy od rozbiegu. Od kilku lat pracowałem nad techniką biegu, myślę, że teraz mam to opanowane w 90 procentach. Teraz mogę dokładać kolejne elementy, które pozwolą mi myśleć o jeszcze wyższych skokach. Zakłada się w naszej konkurencji, że do techniki nożycowej dokładamy 30 cm i to granica możliwości skoczka. Barshim techniką nożycową skacze 2.16 , a ja tylko 2 cm mniej. Parę w nogach więc mam i w końcu duże wyniki przyjdą.

Wynik 2.33 pozwala już przy odrobinie szczęścia myśleć o medalach na dużych imprezach.
Taki dokładnie jest plan. Nie chcę osiadać na laurach, 2.33 to przystanek i wierzę, że niedługo pozostanie moim rekordem życiowym. Myślę, że w przyszłym roku będę atakował rekord Polski.

Zajął pan drugie miejsce w Diamentowej Lidze. W historii lepszy z Polaków był tylko Piotr Małachowski, który cztery razy wygrywał swoją konkurencję.
Tak słyszałem, Sylwester Bednarek był na 7. miejscu, Artur Partyka był chyba trzeci we wcześniejszej Golden League. Jestem na szóstym miejscu w tabeli wszech czasów w Polsce, to dla mnie ogromne wyróżnienie. Od kilku lat słyszałem pod fachowców, że mam potencjał, aby skakać powyżej 2.30, ale brakowało mi pewności siebie. Nie pochodzę ze sportowej rodziny, jestem zwykłym chłopakiem z Inowrocławia. Rok temu pokonałem w Rzymie mistrza olimpijskiego Gianmarco Tambieriego, to dało mi niesamowitego kopa.

Jest sława, jest rekord życiowy, ale są i pieniądze. Na co wyda Pan premię 12 tys. dolarów?
To będą oszczędności. Chcę się ustatkować, wybudować dom, teraz powoli będę mógł realizować te marzenia. Chciałbym w przyszłości realizować projekty sportowe w moim Inowrocławiu, mamy z narzeczoną konkretne plany.

Po raz ostatni wyżej Polak skakał 15 lat temu, następna granica to 2,35, czyli życiówka Jacka Wszoły. Na treningach skacze Pan takie wysokości?
Nigdy, na treningach to skoki na 2.10 - 2.15, na takich wysokościach najlepiej jest doskonalić technikę. Inna sprawa, że nie ma takiej adrenaliny i motywacji, żeby skakać bardzo wysoko.

Zaczął pan skakać wzwyż stosunkowo późno. Jakie były początki?
Wcześniej grałem w koszykówkę. Od dziecka skakałem bardzo wysoko, pierwsze wsady robiłem, gdy miałem 1.80 wzrostu, jak miałem 18 lat udało mi się zapakować piłkę do kosza z linii rzutów wolnych, chciałem być jak Michael Jordan. Zdecydował niefortunny wypadek. Nasz trener poważnie zachorował, klub się rozpadł. Próbowałem grać w kosza w innym zespole, ale to nie było to. Wtedy wypatrzył mnie nauczyciel Albin Grablewski i konsekwentnie namawiał mnie do lekkiej atletyki. Jestem mu bardzo wdzięczny. W podstawówce na finałach czwartków lekkoatletycznych zdobyłem brąz w skoku w dal, choć to było praktycznie bez treningi. Skakałem 7.20 bez żadnej techniki, myślę, że dziś byłoby to ponad 8 metrów. Po roku olimpijskim planuję spróbować sil w skoku w dal i trójskoku na mistrzostwach Polski, chciałbym w tych trzech konkurencjach zdobyć medale.

Jest pan dość tęgi jak na skoczka, choćby w porównaniu do Barshima. To wymaga innego rodzaju treningów?
Barshim jest jeden na milion, waży 61 kg przy 190 cm. Może przy nim wydaję się tęgi, ale na co dzień mam 84 kg i 202 cm wzrostu. Mam plan, żeby zrzucić tak do 80, może do 79 kg, choć trzeba z tym uważać, aby nie spalić mięśni. Jestem silnym skoczkiem, dobrze czuję się w swoim ciele, ale gdyby udało się zrzucić te kilka kg, byłoby to dobrą drogą do naprawdę wysokiego skakania.

Inspirował pana Artur Partyka?
W sumie nie miałem takiego wzoru, skoku wzwyż uczyłem się sam. Moja sytuacja była bardzo specyficzna. Po pół roku treningów, praktycznie bez żadnej techniki zdobyłem mistrzostwo Polski juniorów młodszych. Skakałem na siedząco, praktycznie z tego, co miałem pod nogą. I tak było przez kilka lat, technika nie nadążała za siłą i moim rozwojem fizycznym. Tak naprawdę wszystkie te elementy w moim skakaniu ustabilizowały się trzy lata temu. Bardzo ważne były dla mnie opinie Artura Partyki czy Jacka Wszoły, którzy widzą we mnie przyszłego rekordzistę Polski.

Nie brakuje panu konkurencji w Polsce? W zasadzie specjalnie nie czuje pan oddechu na plecach.
Bardzo się cieszyłem, gdy moim konkurentem był Sylwek Bednarek. Pamiętam, że jako uczeń podstawówki dostałem od niego autograf, potem ogromnym przeżyciem było z nim rywalizować, a jeszcze większym go pokonać. Chciałbym dla innych polskich skoczków jak najlepiej, ale ja teraz patrzę do przodu: mam w planie pokonanie najlepszych na świecie.

Jak będzie wyglądał rok olimpijski? Sezon halowy pan odpuści?
Pewne plany już zmieniliśmy z trenerem. Do tej pory na pierwszy obóz jechaliśmy do Zakopanego czy Spały, teraz planujemy obóz klimatyczny w grudniu w ciepłych krajach. Chcę jeszcze udoskonalić technikę. Konkursowe skoki są w tym procesie ważne, więc sezonu halowego absolutnie nie odpuszczam. Liczę, że nawiążemy współpracę z Mikołajem Justyńskim, trenerem Damiana Czykiera. Z Damianem świetnie się dogadujemy i nawzajem pozytywnie nakręcamy, wspólne zgrupowanie mogłoby dać świetne efekty.

Jest pan już w tej chwili najbardziej znanym sportowcem z Inowrocławia. Na ulicy mieszkańcy poznają pana?
Zdarzają się takie sytuacje i są dla mnie bardzo miłe. Nie zamykam się w domu, mam wielu znajomych, lubię spędzać czas w mieście. Pozostanę zwykłym kolegą i człowiekiem, na pewno nie będę się wywyższał i nie będę takim mitycznym jednorożcem, którego można spotkać raz w roku. Bardzo mi zależy na promowaniu lekkiej atletyki, staram się odwiedzać dzieciaki w szkołach. Po igrzyskach w Paryżu chcę ruszyć w pełna parą z nowymi projektami, aby sportowe talenty z Inowrocławia nie musiały uciekać do Torunia czy Bydgoszczy w poszukiwaniu szansy na rozwój.

Olimpijczyk z widokami na medal to łakomy kąsek dla większych miast i bogatszych klubów. Były propozycje?
Pojawiają się od dłuższego czasu, ale nawet ich nie rozważam. Jestem dumny, że reprezentuję Polskę i Inowrocław na arenie międzynarodowej, herb miasta zawsze będzie miał ważne miejsce na mojej koszulce. W Inowrocławiu czuję się jak w domu. Gdybym miał wystartować dla innego miasta, to czułbym się tak, jakbym miał startować dla innego kraju.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wywiad z prezesem Jagiellonii Białystok Wojciechem Pertkiewiczem

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Norbert Kobielski celuje w rekord Polski i medal w Paryżu. "Zawsze będę chłopakiem z Inowrocławia" - Gazeta Pomorska

Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska