Plan minimum w Pekinie wykonany już w drugim dniu rywalizacji [komentarz]

To dobrze, że nasi skoczkowie nie startują „wymieszani” z czołówką Pucharu Świata - pomyślałem przed niedzielnym konkursem. Powiedzmy sobie uczciwie - nie są chyba w takiej formie, jak np. Karl Geiger, Ryou Kobayashi, Anze Lanisek, Halgor Egner Granerud czy Marius Lindvik. Nadziei trzeba było szukać w czymś innym - że Polacy będą skakać w innych, lepszych warunkach. Oczywiście mogli skakać też i w gorszych, ale to już i tak nie miałoby znaczenia.

Na szczęście w pierwszej serii startowali w lepszych. I Kamil Stoch, Dawid Kubacki, a nawet Stefan Hula to wykorzystali. Można byłoby powiedzieć, że Kubacki ma furę szczęścia. Wszyscy chyba pamiętamy mistrzostwa świata na skoczni normalnej w Seefeld w 2019 roku, w których - dzięki załamaniu się w pewnym momencie pogody, gdy on oddał już swój skok - awansował z 27. miejsca na pierwsze i zdobył złoto. Teraz szczęście przy nim było w pierwszej kolejce.

Ale to nie był do końca fuksiarski medal. Bo w drugiej serii Dawid skoczył znakomicie, co dało mu brąz. Awansował z ósmego miejsca na trzecie. I w ten oto sposób ten, na którego z „wielkiej trójcy” liczyliśmy najmniej, wypadł najlepiej. Mam nadzieję, że wjechał tym samym na ambicję Kamilowi Stochowi i Piotrowi Żyle.