Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Polska myśl silna jak "žMagma"

Redakcja
Pustynia w amerykańskim stanie Utah oddycha żarem. Jest czerwcowe popołudnie, 40 stopni w cieniu. W Polsce zapada zmrok. Cztery ekipy już mogą się pakować do domu, bo ich roboty usmażyły się na kamiennej patelni jak wołowe steki.

Pustynia w amerykańskim stanie Utah oddycha żarem. Jest czerwcowe popołudnie, 40 stopni w cieniu. W Polsce zapada zmrok. Cztery ekipy już mogą się pakować do domu, bo ich roboty usmażyły się na kamiennej patelni jak wołowe steki.

<!** Image 2 align=right alt="Image 151656" sub="Do budowy nadwozia polskiego łazika, zamiast stosowanego przez Amerykanów aluminium, użyto poliwęglanu i PCV. Całość zadziwiała lekkością
i trwałością. / Fot. Archiwum PIAP">Nieosłonięte elektroniczne wnętrzności konkurencyjnych maszyn nie wytrzymały temperatury i słońca. Na marne poszedł wysiłek sporej grupy zapaleńców oraz kilkadziesiąt tysięcy dolarów wpompowanych w roboty.

Bezlitosny krajobraz wokół

Hanksville

(po polsku Heńkowo), ponurej mieściny pamiętającej czasy Dzikiego Zachodu, można podziwiać... i nic więcej. Nadaje się może jeszcze na scenografię filmu o kosmosie i do tego, by udawać warunki panujące na Marsie, z tą różnicą, że tam jest czterdzieści stopni poniżej zera, a tutaj upał nie daje żyć.

<!** reklama>Niedaleko bazy, zwanej marsjańskim analogiem, gdzie od 2006 r. rozgrywane są niezwykłe zawody, Uniwersytecki Turniej Łazików (University Rover Challenge), ekipa filmowa z wytwórni Disneya kręci właśnie film o podróżniku przemierzającym Czerwoną Planetę.

- Zamknęli na pół godziny drogę i baliśmy się, że nie zdążymy na zawody - mówi Marcin Dąbrowski, 25-letni student Wydziału Fizyki, Astronomii i Informatyki Stosowanej UMK w Toruniu, jeden z konstruktorów „Magmy”, łazika marsjańskiego, wymyślonego i zbudowanego w Polsce, który zrobił furorę na tegorocznej edycji URC, zajmując tam trzecie miejsce za ekipami z uniwersytetów w Oregonie i Yorku.

Polska „Magma” powstawała w dwóch miejscach. Część związaną z optyką robota i jej oprogramowaniem oraz urządzenie fotometryczne do poszukiwania życia wykonali studenci z Torunia, natomiast za budowę podwozia i ramię manipulatora odpowiedzialni byli pasjonaci z Wydziału Mechanicznego Politechniki Białostockiej. Do Stanów poleciało z łazikiem pięciu młodych konstruktorów.

<!** Image 3 align=left alt="Image 151656" sub="Toruńska część ekipy konstruktorów „Magmy” przy wahadle Foucault na Wydziale Fizyki UMK w Toruniu (od lewej): Rafał Zieliński, Sebastian Meszyński, Marcin Dąbrowski, Kamil Wyrąbkiewicz. / Fot. Jacek Smarz ">- Już w ubiegłym roku wywołaliśmy niezłe zamieszanie, pojawiając się na zawodach. Amerykanie nie spodziewali się, że komuś z Europy będzie się chciało przechodzić całą tę procedurę logistyczną. Ogromnym wysiłkiem było już samo wysłanie robota za ocean. Rok temu „Skarabeusz” z Politechniki Warszawskiej został gdzieś po drodze przetrzymany przez celników i zdążył na ostatnią konkurencję. Tym razem było inaczej - mówi Mateusz Józefowicz z polskiego oddziału Stowarzyszenia Mars Society, organizatora URC.

Amerykanów zaskoczyło wszystko. Przede wszystkim to, że ponownie się pojawiliśmy. Polska drużyna znowu była jedyną z Europy. Po drugie, okazało się, że nasz robot jest

najlżejszy, najtańszy i najmniej zawodny

ze wszystkich maszyn, które dotarły na pustynię Utah.

- Od początku wiedzieliśmy, że prostota będzie naszym atutem. Dzięki temu, że ograniczyliśmy liczbę urządzeń na pokładzie robota, zyskał on na bezawaryjności i na lekkości. Jako jedyni też podeszliśmy poważnie do problemu odporności na słońce i temperaturę, stosując materiały termoizolacyjne - mówi Wojciech Głażewski z Politechniki Białostockiej, kierownik drużyny i koordynator całego przedsięwzięcia.

„Magma” kosztowała 7 tys. dolarów i była o połowę tańsza od innych maszyn (regulamin dopuszczał maksymalny koszt 15 tys. dol.). Naszych rywali zszokowała też waga polskiej konstrukcji. Zamiast dopuszczalnych 50 kg, pojazd ważył zaledwie 35 kg.

Konkurs zdominowany jest przez uczelnie z USA i Kanady. Niektóre z nich współpracują z Narodową Agencją Aeronautyki i Przestrzeni Kosmicznej (NASA), co na zawodach widać było gołym okiem - pojazdy amerykańskich studentów były kopią łazików, wykorzystywanych przez USA do eksploracji Marsa.

- Gdy zobaczyliśmy robota studentów z Oregonu, ich uczelnia jest w konsorcjum z NASA, trudno nam było uwierzyć, że zmieścili się w budżecie. Inne ekipy też miały wątpliwości, dlatego poprosiliśmy o ujawnienie kosztów. Niestety, nie doczekaliśmy się tego. Momentami można też było odnieść wrażenie, że ekipa z Oregonu nie zna wszystkich możliwości swojego robota. Mieli problemy ze sterowaniem - opowiada Sebastian Meszyński, odpowiedzialny za kierowanie „Magmą”. W ostatniej konkurencji jego umiejętności zostały poddane ekstremalnej próbie.

- Obraz z kamery widziałem do góry nogami i jeszcze musiałem wracać do bazy tyłem. W dodatku kończył nam się limit zasilania - Meszyński przeżywa jeszcze raz emocjonujące chwile.

Prace nad „Magmą” ruszyły jesienią ubiegłego roku. Najpierw była teoria i projektowanie. Noce spędzone w uczelnianych laboratoriach. Efekt uboczny: opuszczone wykłady, trochę zaniedbane studia. Cel główny został jednak osiągnięty. Pojazd, projektowany pod konkretne konkurencje, ukończył je wszystkie, zdobywając w sumie 250 punktów - tylko o 6 mniej niż załoga z Yorku.

Konkurencje były cztery. Rozegrano je w ciągu 2 dni. Poszukiwanie zaginionego rannego astronauty polegało na wysłaniu robota w teren, zlokalizowaniu obiektu za pomocą systemu nawigacyjnego i dostarczeniu pakietu medycznego. W kolejnym zadaniu - nawigacyjnym - wymagano, by pojazd ustalił swoją pozycję w terenie bez korzystania z GPS-u i bez kompasu, co miało symulować warunki panujące na Marsie, gdzie brak jest sieci satelitarnej i pola magnetycznego. Polacy poradzili sobie dzięki algorytmowi RODM, napisanemu przez polskiego naukowca Jana Kotlarza. Kolejna operacja, uważana za najtrudniejszą, sprawdzała

inżynieryjne możliwości pojazdu.

Robot musiał podjechać do specjalnego panelu z przełącznikami i wtyczkami, i wykonać kilka określonych czynności. Ostatniego dnia zawodów „Magma” poszukiwała śladów życia, podejmując z pustyni kawałek skały, który trzeba była przebadać. W tej konkurencji Polacy byli nie do pobicia, mimo że pojazdowi zaczęły dawać się we znaki trudy zawodów - pojawiły się problemy z zasilaniem, przegrzał się też serwer USB, wykluczając z użycia jedną z dwóch kamer.

- Sędziowie byli zaskoczeni sposobem, w jaki zabraliśmy się za badanie oznak życia. Inne zespoły przywiozły ze sobą profesjonalne mikroskopy, a my pojawiliśmy się z własnoręcznie wykonanym sprzętem niewielkich rozmiarów i odkryliśmy życie w kilka minut. Spodobał się też nasz wywód na temat spektroskopii. Okazało się, że w jury jest pani doktor specjalizująca się w tej dziedzinie - nie kryje satysfakcji Marcin Dąbrowski.

Niewykluczone, że za rok do USA pojadą aż 3 zespoły z Polski: twórcy „Skarabeusza”, konstruktorzy ulepszonej wersji „Magmy” oraz studenci z Politechniki Wrocławskiej.

Turniej Łazików

Zdążyli i powalczyli

Do konkursu zgłosiło się 12 zespołów, lecz tylko 7 na czas zbudowało pojazdy. Nie zdążyli, m.in., Włosi. Polska ekipa składała się z około 20 osób, zespół konstruktorów liczył 9 osób - Wojciech Głażewski, Sebastian Meszyński, Piotr Ciura, Emil Błoński, Marcin Dąbrowski, Kamil Wyrąbkiewicz, Rafał Zieliński, Bartosz Solnik, Szymon Zimnoch. Wśród głównych partnerów i sponsorów znaleźli się Przemysłowy Instytut Automatyki i Pomiarów, Mars Society Polska i Netia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska