Poziom bandy

<!** Image 1 align=left alt="http://www.express.bydgoski.pl/img/glowki/zawadzki_marcin.jpg" >- Gdyby nie groźba końca kariery, to dałbym mu w mordę - tak jeden z hokeistów wyraził się po grudniowym meczu o pracy sędziego Macieja Pachuckiego. Lont, który wtedy został podpalony, eksplodował bombę we wtorek. Toruńscy juniorzy o końcu kariery nie pomyśleli i po spotkaniu mistrzostw Polski zaatakowali arbitra z Gdańska. Rzecz naganna, bez względu na przyczyny rękoczynu. Tym bardziej gdy dotyczy młodzieży, którą najpierw trzeba wychować, a dopiero potem wyszkolić.

Zarząd toruńskiego klubu wycofał zespół z mistrzostw. I słusznie, ale problemu to nie rozwiąże. Sprawa, którą symbolizuje Pachucki, dotyczy też odpowiedzialnych za poziom polskich sędziów. A nie przewyższa on bandy przy lodowisku.

<!** reklama>Wydarzenia, które miały miejsce w Toruniu, nie wzięły się przez przypadek. „Występy” sędziego Pachuckiego groziły wybuchem od dawna. Mało brakowało, a do linczu doszłoby choćby w Oświęcimiu po spotkaniu o utrzymanie w lidze (Unia - Polonia Bytom). Albo w Tychach (GKS - Podhale), gdy na lód wjechały taczki, a kibice wykrzyczeli sędziemu, że jest złodziejem. Jakieś wnioski? Żadnych, bo na kolejny mecz w Toruniu (TKH - Cracovia), który decydował o awansie do półfinału ligi, znów wyznaczono Pachuckiego. Te trzy spotkania dzieliło zaledwie kilka dni przełomu lutego i marca.

Dlaczego decydenci pozwalają na kompromitację? Pewnie dlatego, że wielkiego wyboru nie mają. Poziom hokeja w Polsce obniża się, to i sędziowie są coraz słabsi. A że Pachucki nie wstydzi się tego, to trzyma się gwizdka. I naraża na szwank zdrowie. Rodzicom juniorów radzę jednak powstrzymać emocje i nie podżegać młodzieńców do samosądu. Bo to też jest kompromitacja.