Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Proces w sprawie pogryzienia. Najpierw mu podziękowano, teraz jest oskarżony

jj
To w tym miejscu pies zaatakował panią Katarzynę.
To w tym miejscu pies zaatakował panią Katarzynę. Jacek Smarz
Wczoraj rozpoczął się proces w sprawie pogryzionej przez psy Katarzyny Kozłowskiej, która własnym ciałem chroniła przed atakiem 9-miesięczną córeczkę. W sądzie jest oskarżycielem posiłkowym.

Był 13 stycznia 2015 roku. Katarzyna Kozłowska jak zwykle spacerowała ze swoją 9-miesięczną córeczką. Nagle zaatakowały ją psy. 41-latka swoim ciałem zasłoniła wózek, w którym była dziewczynka. Psy gryzły ją przez kilka minut. W krytycznym stanie trafiła do szpitala. Włocławscy lekarze uratowali kobiecie życie. Przez kolejne kilka tygodni trwała walka o nogę kobiety. Udało się uniknąć amputacji.
Obecnie Katarzyna Kozłowska przebywa w Ciechocinku, gdzie przechodzi żmudną rehabilitację.

Teraz kobieta musiała wrócić do wydarzeń sprzed kilku miesięcy. Na sali rozpraw spotkała się z mężczyzną, który prawdopodobnie jest właścicielem psów. Prawdopodobnie, bo od początku sprawy twierdzi, że to nie jego psy. Oskarżony przed sądem odpowiada za brak nadzoru nad zwierzętami, czym naraził zdrowie i życie pokrzywdzonej. Mężczyźnie grozi kara do trzech lat pozbawienia wolności.

W przerwie procesu udało nam się porozmawiać z poszkodowaną, która nie ukrywa, że jest to dla niej bardzo trudne. Wraca wspomnieniami do tych dramatycznych chwil.
- Jest ciężko, wracają wszystkie emocje - mówi Katarzyna Kozłowska. - Wyrok nie odda tego, co przeżyłam w ostatnich miesiącach ja i moja rodzina.
Jak twierdzi pani Katarzyna, oskarżony podczas procesu nadal twierdził, że to nie jego psy pogryzły kobietę.

- Oczekuję chociaż słowa przepraszam - dodaje kobieta.
Wśród świadków, którzy byli wczoraj przesłuchiwani, był Krzysztof Walentynowicz, lekarz weterynarii. Zajmował się psami po dramatycznych wydarzeniach w styczniu. Ich badanie wykazało, że nie były agresywne.

Obecny był także ojciec pokrzywdzonej kobiety. W styczniu poszedł na polanę, na której doszło do tragedii. Córka była już na noszach, właśnie wnoszono ją do karetki. Podziękował mężczyźnie, który zadzwonił po pogotowie. Zapytał, czy to jego psy? Zaprzeczył. Teraz ten mężczyzna zasiada na ławie oskarżonych.
Waldemar T. nie chciał rozmawiać z mediami.

Obecna przed salą rozpraw mieszkanka Nowej Wsi przyznała, że od czasów tragedii w okolicy nie spotyka się już luzem biegających psów.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska