Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pusto w kawiarni

Mariusz Załuski
Mariusz Załuski
Ostatni raz widziałem Gustawa Holoubka jakiś czas temu w warszawskiej kawiarni „Czytelnika”. Siedział przy sąsiednim stoliku, z Tadeuszem Konwickim i Andrzejem Łapickim. I, jak pamiętam, jadł naleśniki. Nie brał już wtedy udziału w kulturalnej ganiance dnia codziennego, ale w końcu nie błyskanie w popkulturze było jego domeną - choć w pewnym okresie, jakby przy okazji, stał się też jedną z najważniejszych polskich gwiazd popkultury.

<!** Image 1 align=left alt="http://www.express.bydgoski.pl/img/glowki/zaluski_mariusz.jpg" >Ostatni raz widziałem Gustawa Holoubka jakiś czas temu w warszawskiej kawiarni „Czytelnika”. Siedział przy sąsiednim stoliku, z Tadeuszem Konwickim i Andrzejem Łapickim. I, jak pamiętam, jadł naleśniki. Nie brał już wtedy udziału w kulturalnej ganiance dnia codziennego, ale w końcu nie błyskanie w popkulturze było jego domeną - choć w pewnym okresie, jakby przy okazji, stał się też jedną z najważniejszych polskich gwiazd popkultury.

Przede wszystkim od lat był jednak ikoną Aktorskiego Autorytetu. Jednym z tych niewielu gigantów sceny, co do których mogliśmy być pewni, że na pewno nie wystąpią w jakiejś głupiej reklamie. Bo po prostu wiadomo było, że ktoś taki jak Gustaw Holoubek pewnych rzeczy nie robi. Jego sztuka miała zawsze masę entuzjastów, choć i paru szyderców też by się znalazło. Kochali go widzowie (od wpisów wzruszonych internautów na najróżniejszych portalach po śmierci artysty aż serce się ściska), kochało go środowisko. Kochali go jednak również parodyści - jego specyficzną manierę czy barwę głosu tak łatwo było przecież naśladować. Ostatnio naśladowano go rzadziej, bo modne stały się nowe gwiazdki, a pan Gustaw ani nie brylował w serialach, ani nie tańczył na lodzie, ani nie wygłupiał się w cyrku. Ot, czasami siadywał z paroma kolegami w „Czytelniku” albo wypowiadał się spokojnie na jakiś temat, nigdy nie popadając w tę nieznośną dla niektórych starych mistrzów tonację nostalgiczną „jak to Jaracz Węgrzyna”. Do „Czytelnika” latami ściągali zresztą ciekawscy, którzy chcieli zobaczyć, jak wygląda prawdziwy polski inteligent. Taki jak ze starej książki, któremu chodzi o coś więcej niż proste uprawianie zawodu, który ma poczucie pewnej misji, który potrafi mówić własnym tekstem, a nie tylko napisaną przez kogoś rolą.

<!** reklama>Może dlatego pan Gustaw kojarzony jest i z wielkimi kreacjami, i z wielkimi momentami polskiej historii. Jak początek 1968 roku, kiedy potrząsał na scenie kajdanami jako Gustaw-Konrad w „Dziadach” Dejmka. Trudno dziś w ogóle wyobrazić sobie siłę takiej roli, bo przecież zmieniło się wszystko dookoła. Wtedy taką rolę niosła rozkręcona uniesieniem widownia, a charyzmatyczna rola niosła widzów.

Robiłem wywiady z dziesiątkami najróżniejszych aktorów, z panem Gustawem, ładnych parę lat temu, również. Pytałem go, jak pamiętam, o prognozy dotyczące kultury masowej, tabloidyzację, pułapki kultury pop w telewizji czy filmie.

Cóż, „wywiadowanych” aktorów podzielić można na dwie grupy. Ta zdecydowanie większa to ci, z którymi rozmawia się o ich dorobku i ciężkiej pracy nad rolami - o inne tematy, mówiąc szczerze, lepiej nie zahaczać. No i jest taka nieliczna grupa jakby z innej półki - z którą można rozmawiać też o tym, co trapi świat, kulturę i ludzi dookoła. I od której można się paru mądrych rzeczy nauczyć. Grupa to, niestety, niewielka. A w czwartek, po śmierci pana Gustawa, zrobiła się jeszcze mniejsza.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska