O toruńskiej aktorce pisaliśmy już kilkakrotnie w „Nowościach”. Może nawet nie tyle o niej samej, ile o jej podróżach. W lipcu 2009 roku wspólnie z Andrzejem Budnikiem wyruszyła w kilkuletnią wyprawę dookoła świata. Wcześniej związana była m.in. z Teatrem Lalek Banialuka. Na teatralnych scenach grywała Krowę, Anioła, a także Świętą.
Na dwóch kołach
Ich wspólne przedsięwzięcie stało się pretekstem do powstania strony www.loswiaheros.pl, na której dwójka podróżników dzieli się swoimi doświadczeniami z licznych zagranicznych eskapad. Opowiada o swoich przygodach, doradza, podsuwa innym obieżyświatom informacje i piszę o tym, na co warto zwrócić uwagę, gdy zapędzimy się w te same egzotyczne rejony świata, co oni. Całość wzbogacona jest setkami zdjęć. Każdy z etapów ich podróż jest bowiem obszernie dokumentowany.
Już wkrótce w Toruniu po raz pierwszy będziemy mieli okazję spotkać się z nimi osobiście. Wszystko w ramach cyklu „Podróż po świecie”, organizowanego przez Dwór Artusa. Wysłuchamy opowieści o rowerowej podróży przez afgański i tadżycki Pamir. Oboje pokonali aż 3 tys. kilometrów po górskich drogach i bezdrożach. I to nie tylko latem, ale i zimą.
Jaki ten Afganistan?
- Pamir wczesną zimą okazał się być jednym z najbardziej fascynujących miejsc, w jakich byliśmy. Pochłonął nas tak bardzo, że chcieliśmy wrócić tam jeszcze raz, ale latem, gdy ludzie nie będą już pochowani w swoich chatach. I to był strzał w dziesiątkę - piszą. - Druga wizyta dała nam zupełnie inne spojrzenie na ten rejon - ludzie, ich zwyczaje i kultura po prostu nas zachwyciły. Rozsmakowani w tadżyckiej części Pamiru spoglądaliśmy przez rzekę coraz częściej na jego afgańską stronę. Pojechaliśmy sprawdzić, jak bardzo mamy inne wyobrażenie o tej części świata.
GPS się przydał
Warto przy tej okazji wspomnieć również o innych toruńskich podróżnikach. Od ubiegłego roku relacjonujemy na naszych łamach wyprawę rodziny Łopacińskich. Wcześniej podróż podróż dookoła świata - i to na rowerze - zaliczył Marek Dittmann. Przez rok samotnie pokonał 46 tysięcy kilometrów.
- Najweselej było w Chinach, ponieważ wszystkie napisy na drogach były oczywiście po chińsku. Dla mnie to wszystko wyglądało jak jakieś krzaczki. Ratowałem się korzystając z nadajnika GPS. Rozmowa? Odpalałem internet i porozumiewaliśmy się za pomocą Google Translate - opowiadał „Nowościom” po powrocie.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?