[break]
Rozporządzenie Ministerstwa Zdrowia regulujące kwestie żywienia w placówkach oświatowych uderzyło nie tylko w sklepiki szkolne i stołówki, ale również w najstarszych uczniów liceów i techników.
Oni także mają jeść obiady bez soli, pić kompot bez cukru, a w razie głodu zadowolić się pełnoziarnistą kanapką z chudą wędliną. A przecież są pełnoletni, sami mogą o sobie decydować.
To młodzież, nie dzieci
- Od miesięcy mam dowód osobisty, niedługo zdaję maturę. Jakim prawem państwo mówi mi co mogę jeść i pić, a czego nie? - denerwuje się Kuba, licealista z toruńskiej „dziesiątki”.
- To zamach na naszą wolność i konstytucyjne prawa - wtóruje mu koleżanka.
PRZECZYTAJ:Państwo wie lepiej od dorosłego człowieka
Jeszcze w czerwcu młodzież ze szkół ponadgimnazjalnych kupowała w szkolnych sklepikach to, na co miała ochotę. Jak woda szły drożdżówki, batoniki, kanapki z salami i majonezem. Uczniowie kupowali też kawę: czarną, z mlekiem, cukrem - wedle życzenia. Mogli też kupować w automatach, gdzie za 1,5 -2 zł nabywali gorące napoje, a nawet barszczyk instant. Dziś to wszystko to tylko wspomnienie.
- Młodzi nie znoszą, jak się im coś narzuca. Tak samo jest z żywieniowymi ograniczeniami wprowadzonymi od września. Czują się dorośli i chcą o sobie decydować - mówi Roman Szefler, dyrektor IX Liceum Ogólnokształcącego na Rubinkowie. - Efekt jest taki, że na przerwach wychodzą ze szkoły, żeby kupić sobie coś do jedzenia czy picia.
W „dziewiątce” przez lata funkcjonował sklepik szkolny, stały automaty. Przerażony wizją rygorystycznych przepisów ajent zrezygnował, a automaty musiały zniknąć.
Tak samo jest w V Liceum Ogólnokształcącym na Bydgoskim Przedmieściu.
- Oficjalnych protestów jeszcze nie mieliśmy, ale uczniowie są mocno rozczarowani szkołą bez kawy - mówi Elżbieta Skórcz, dyrektorka „piątki”. - Kiedy były u nas automaty z kawą, to ustawiały się do nich kolejki.
To trawa, nie jedzenie
W V LO osoba od dawna prowadząca sklepik także zrezygnowała z interesu. Zgłosił się ktoś następny, ale nim handel ruszy, to wszystko trochę potrwa. Potrzebna jest bowiem cała góra różnych zezwoleń.
- Ogłosiliśmy też, że szukamy firmy gotowej wstawić do szkoły automaty z jedzeniem. Oczywiście mogą to być tylko takie rzeczy, na jakie zezwala nam rozporządzenie. Na razie chętnych brak - dodaje Elżbieta Skórcz.
Licealiści nie tęsknią tylko za kawą. W szkole brakuje im słodyczy. Jakby na przekór z rozrzewnieniem wspominają też colę, chipsy i tosty z wędzonym kurczakiem, keczupem i majonezem.
- Jak mamy się najeść jedzeniem, które bez soli smakuje jak trawa? - pytają licealiści. - Mamy lekcje do późna, potrzebujemy glukozy, czegoś wysokokalorycznego, żeby to wszystko wytrzymać.
Szanse na zmianę sytuacji są raczej niewielkie, tym bardziej że w resorcie zdrowia uważają, że nowe zasady nie są wcale przesadzone. Ma być zdrowo i koniec.
Minister edukacji Joanna Kluzik-Rostkowska do 30 września dała dyrektorom szkół czas na zgłaszanie ewentualnych uwag do nowego rozporządzenia. Mają napisać, co utrudnia codzienne funkcjonowanie kuchni i stołówek, a całość przekazać za pośrednictwem kuratoriów. Nim więc sygnały dotrą do Warszawy, minie sporo czasu. Zmiany więc, jeśli w ogóle będą, to na pewno nie prędko.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?