Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Siostry z "ždrugiego turnusu"

Redakcja
Sceny z życia bydgoskiego Centrum Onkologii. Miejsce akcji - korytarz. Oddział Kliniczny Nowotworów Piersi i Chirurgii Rekonstrukcyjnej czeka na specjalistę rekonstrukcji piersi, dr. Marka Budnera z Niemiec. Na dźwięk tego nazwiska kilkanaście kobiet zrywa się z krzeseł...

<!** Image 3 align=none alt="Image 214721" sub=" - Troszczymy się o siebie bardzo - mówi pani Krystyna. - Gdy gdzieś zniknęła nasza koleżanka z sali, bałyśmy się, że zasłabła w toalecie. Stoimy pod tymi drzwiami, wołamy, pukamy. A ona była na spacerze... [Fot. Tomasz Czachorowski]">

Sceny z życia bydgoskiego Centrum Onkologii. Miejsce akcji - korytarz. Oddział Kliniczny Nowotworów Piersi i Chirurgii Rekonstrukcyjnej czeka na specjalistę rekonstrukcji piersi, dr. Marka Budnera z Niemiec. Na dźwięk tego nazwiska kilkanaście kobiet zrywa się z krzeseł...

Za i przeciw rekonstrukcji rozważała, m.in. pani Anna, elegancka, przebojowa 40-latka. Gdy troskliwe koleżanki powiedziały jej kiedyś na pocieszenie: „Nie martw się, bez piersi można żyć”, wykrzyczała im w twarz: „To sobie utnijcie!”. Organicznie nie znosi, gdy ktoś się nad nią użala, nie daj Boże płacze, a po drugie, jak to będzie bez piersi, w dodatku tak kształtnej? W szafie bluzek bez dużego dekoltu jak na lekarstwo...

<!** reklama>Kilka dni temu kobieta po raz drugi w swoim życiu spakowała walizkę i spod Grudziądza przyjechała na operację do bydgoskiego Centrum Onkologii. Jak zawsze na szpilkach, w nienagannej fryzurze, z rzęsami aż do nieba. - Nie jestem i nie mam zamiaru być typową pacjentką, to nie w moim stylu - śmieje się i dodaje, że lekarze, widząc jej wigor i wolę walki, przekazywali jej numer telefonu zrozpaczonym pacjentkom.

Gdy pod drzwiami gabinetu kierownika oddziału pani Anna czeka cierpliwie na spotkanie z lekarzem, bardziej przypomina pewną siebie szefową firmy albo naczelną medycznego biuletynu niż doświadczoną przez los osobę. Porażającą diagnozę usłyszała trzy lata temu. Operacja powiodła się, lewą pierś oszczędzono. Pocieszeniem miał być wynik badań genetycznych (tych samych, którym poddała się Angelina Jolie). Nie stwierdzono podwyższonego ryzyka zachorowania na raka, chociaż mama pani Anny umarła na ten typ nowotworu w sile wieku. - Niestety, mam guzy, w dodatku agresywne, pojawiły się po trzech latach w drugiej piersi. Więc jednak geny to nie wszystko, gdzieś jeszcze tkwi błąd, ale gdzie?

<!** Image 4 align=none alt="Image 214721" sub="Pani Anna dzień przed operacją. Pacjentka jest pewna, że oprócz terapii, niebagatelną rolę w walce z chorobą odgrywa jej hart ducha. [Fot. Tomasz Czachorowski]">Teraz kobieta ma kolejna troskę na głowie - planowaną rekonstrukcję, o której już wie, że będzie zabiegiem skomplikowanym. Jest jednak w dobrych rękach.

Piersi potrzebują czasu

Centrum Onkologii podejmuje się odtwarzania piersi (w 2012 r. było 46 takich zabiegów) nierzadko, jak na renomowaną placówkę przystało, opierając się na doświadczeniach zagranicznych placówek, na przykład niemieckiej, w której pracuje osławiony Marek Budner (szef Centrum Leczenia Raka Piersi Helios w Bad Saarow pod Berlinem), albo wymieniając doświadczenia z brytyjskimi kolegami.

Jak podkreśla kierownik Oddziału Klinicznego Nowotworów Piersi i Chirurgii Rekonstrukcyjnej, dr n. med. Ryszard Laskowski, rekonstrukcja nie zawsze jest zabiegiem o natychmiastowych efektach. Nie jest też aż tak prosta, jak w telegraficznym skrócie usiłują przekazać media: - Bywa tak, że poszczególne jej etapy trwają kilka lat. I nie zawsze można odtworzyć pierś z tkanki pacjentki, zazwyczaj zmęczonej, mniej wartościowej po chemio- i radioterapii. Z kolei wszczepienie endoprotez przy całkowitej amputacji wiąże się, m.in., z długotrwałym rozciąganiem skóry. Pacjentki po agresywnej terapii nie można więc porównywać z Angeliną Jolie, która przecież usunęła zdrowe piersi. Przyznam, że nasze środowisko jest podzielone. Nie ma przecież pewności, że wadliwy gen objawi się w przyszłości chorobą, a poza tym, mamy dziś możliwości wykrywania zmian w tak wczesnej fazie, że nie stały się jeszcze guzem i można wykonać zabieg oszczędzający.

Lekarze z tego oddziału podkreślają, że pierwszorzędne znaczenie ma dla nich, przed rekonstrukcją, diagnostyka i walka z nowotworem.

Płakać czy nie?

Pani Krystyna z Włocławka jest już po operacji. Jak mówi, jest „w onkologii na drugim turnusie”. Żarty nie na miejscu? Nie na takie żarty, nierzadko mobilizujące, pozwalają sobie pacjentki. Przez korytarz idą dwie koleżanki z jednej sali. Jedna ledwo powłóczy nogami, druga, rześka jak skowronek, napiera na windę, bo spieszy się jej do słynnej, szpitalnej restauracji. Ta żwawsza krzyczy na tę powolną: - Zocha, czy ty jeszcze żyjesz? To ruszaj się!

Poskutkowało. Inna para szeptem analizuje swój stan zdrowia.

- Basiu, a ty często płaczesz przez tego raka? - pyta pani w różowej chustce swoją współtowarzyszkę choroby, z krótkimi, pofarbowanymi na rudo włosami. Ta odpowiada od niechcenia: - Na razie nie płaczę, bo i po co? Wycięli mi co trzeba, a jak już nie będzie można nic wyciąć, to się wtedy zastanowię, czy płakać, czy nie. Daj spokój, Elżbieta...

Kobiety często spacerują grupkami. Każda niesie białą torebkę w prawej albo w lewej dłoni. - Żartujemy, że idziemy z pieskiem na spacer - parska śmiechem pani Krystyna, ta z „drugiego turnusu”. - W tym płóciennym woreczku jest pojemnik, do którego przez sączek spływa chłonka z pooperacyjnych ran. Chłonka jest bardzo ważna, szczególnie jej kolor. Moja jest jeszcze w odcieniu koralowym, a zabieg miałam w poniedziałek (rozmawiamy w środę - przyp. red.). Najlepiej by było, gdyby stała się wreszcie przezroczysta, w każdym razie jasna, bo wtedy będę mogła pójść do domu. Tymczasem jestem na oddziale, ale proszę nie myśleć, że my tu tylko cierpimy. Owszem, choroba nie daje o sobie zapomnieć, ale żarty są. I sympatia. Jeden z doktorów nazywa nas „rybkami”. Wczoraj do naszego pokoju wleciał komar. Niby nic, a uśmiałyśmy się do łez z próby jego złapania. Czy wspomniałam, że leżę na sali z paniami, które poznałam dopiero kilka dni temu, a już są dla mnie jak siostry? Jak dobrze mieć sąsiada, dobrego sąsiada...

Inna „onkologiczna koleżanka” pani Krystyny (poznały się podczas ich wspólnego „pierwszego turnusu”) dzwoni do niej regularnie, przynajmniej raz w tygodniu. O czym rozmawiają? O wynikach badań, o lekach, o chorobie. - Bo tylko my rozumiemy, co to tak naprawdę znaczy mieć raka i stracić pierś...- wzdycha pacjentka. - Zdrowy bardzo współczuje, ale...

Celność tej uwagi potwierdza pani Anna. - Ja, twardzielka, płakałam z bezsilności, bo nikt z rodziny nie mógł pojąć, co czuję. Nawet lekarze, tutaj w większości mężczyźni, choć starają się, jak mogą, chyba jednak do końca nie czują naszej traumy.

Referencyjny, ale z limitami

Dr n. med. Edward Krajewski, specjalista chirurgii onkologicznej z 34-letnim doświadczeniem, zapewnia, że tę traumę czuje i to bardzo osobiście. - Chyba mogę powiedzieć, że wiem, co to dla kobiety znaczy stracić pierś... Bo i moja matka cierpiała na raka piersi, a teraz zachorowała moja siostra i była u nas operowana na obustronnego raka piersi. Amputacja to olbrzymi stres i uraz psychiczny...

Stres łagodzić próbuje cały zespół. „Cały” to w tym przypadku słowo kluczowe. Centrum Onkologii jest ośrodkiem referencyjnym, czyli dysponuje najlepszą kadrą, sprzętem, proponuje wszechstronną diagnostykę w ciągu jednego dnia, na miejscu, bo zgodnie ze współczesnymi wytycznymi, cała chirurgia kobiecej piersi, od operacji ratującej życie, aż po rekonstrukcję, powinna być prowadzona w jednym ośrodku

„Onkologia” prowadzi diagnostykę w ramach tzw. Breast Cancer Unit. To znaczy, że pacjentką zajmuje się wyspecjalizowany, wieloosobowy zespół (w jego skład wchodzi, m.in., chirurg onkolog, onkolog kliniczny, radioterapeuta, radiolog, patolog, genetyk, psycholog, a i ksiądz, jeśli jest taka potrzeba). Żeby być ośrodkiem Breast Cancer Units, trzeba spełnić kilkanaście wymogów. Jednym z nich jest leczenie przynajmniej 150 chorych na raka piersi rocznie. CO w ubiegłym roku zoperowało około tysiąc pacjentek z rakiem piersi. Choć liczba chorych zwiększyła się od 2003 r. znacząco, to coraz większy odsetek kobiet unika całkowitej amputacji gruczołu. Dziesięć lat temu bez mała 90 proc. kobiet opuszczało szpital bez piersi. W 2012 r. jest to jedynie 46 proc. Liczba zabiegów oszczędzających pierś w 2003 roku to 41, a w 2012 - 476. Trzeba jednak wziąć pod uwagę, że rok 2012 jest umowną granicą, od której placówka, jedna z najlepszych w kraju, a nawet w Europie, została zmuszona do przestrzegania surowych limitów świadczeń...


Fakty

Terapia szyta na miarę

„Personalizowana onkologia” - jest to klasyczny przykład transferu najnowocześniejszych technologii i metodologii z laboratoriów do klinik. Dzięki pracy interdyscyplinarnego zespołu: chirurgów, onkologów, patomorfologów, genetyków i biologów molekularnych, leczenie pacjenta jest skrojone na miarę jego potrzeb. Po kwalifikacji przez onkologa, specjaliści sporządzają profil genetyczny pacjenta: korelację ekspresji genów, z oceną tego, na jakie leki z 1200 testowanych organizm chorego najlepiej odpowie, a na jakie będzie oporny. W ten sposób przygotowuje się dla niego indywidualną terapię.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska