Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Śmierć na koszulce

Mariusz Załuski
Mariusz Załuski
Było o szydzeniu z Giertycha, o tragicznych zgonach i o wspólnocie pokoleniowej ludzi z małych miasteczek, których ten festiwal zgarnia z całej Polski. Najmniej było o muzyce. Jak zwykle.

<!** Image 1 align=left alt="Image 30145" >Było o szydzeniu z Giertycha, o tragicznych zgonach i o wspólnocie pokoleniowej ludzi z małych miasteczek, których ten festiwal zgarnia z całej Polski. Najmniej było o muzyce. Jak zwykle. Bo w relacjach z Przystanku Woodstock o samym graniu zawsze jest niewiele, w końcu festiwalowi dorobiono ideową gębę, więc tym media zajmują się przede wszystkim. A słuszne jest to średnio, bo raczej nie o antymoherowe demonstracje dziatwy tu chodzi, a o pomysł na wakacje.

W każdym razie nie sposób się było dowiedzieć po Woodstocku czy rodzi nam się jakaś nowa, polska ikona pop-kultury. Tak samo jak i po tłustym od gwiazd Heineken Open’er. Właśnie skończył się za to festiwal imienia jedynego jak dotąd świętego polskiego rocka, Ryszarda Riedla. Żeby było jasne - na szczęście jedynego, bo lepiej świętych słuchać, niż wypłakiwać się na ich grobach.

Rock’n’roll zaś kocha takich świętych miłością szczerą, bo nic tak nie buduje wiary w idola jak wierność ideałom aż po grób. Z okresu heroicznego rocka mamy więc Morrisona, Hendriksa czy Joplin, z okresu punkowej rewolty Sida Viciousa, z lat 90. Kurta Cobaina. Pop-kultura ciągle ich mieli, wypuszczając kolejne serie koszulek z podobiznami urodziwych gwiazd, co to zmarły zanim dopadły ich pierwsze zmarszczki. A na cmentarzu Pere-Lachaise przewodnik na jednym wdechu wymienia groby Chopina, Piaf i Morrisona.

Teraz rock z jednej strony stracił nieco zęby, a z drugiej wpadł w pułapkę niszowatości - i święty z jednej niszy nic już nie znaczy tuż obok. Pojawili się za to święci hip-hopowi, zresztą w skali masowej, bo wśród wykonawców gangsta trup ściele się gęsto. I to chyba najsmętniejszy przykład, bo większość takich ikon to idole wyjątkowo mało dydaktyczni.

<!** reklama right>W polskim rocku też paru znanych muzyków odeszło w takim momencie, że mogliby zmienić się w ikony. Tak się jednak nie stało, z różnych przyczyn, ani z Piotrem Markiem, legendą krakowskiego undergroundu, ani Ryszardem „Skibą” Skibińskim z Kasy Chorych, ani Skandalem z Dezertera, ani Bogdanem Łyszkiewiczem z Chłopców z Placu Broni. Jedynym, który świętym rock’n’rolla został jest Ryszard Riedel.

Legenda Riedla więc rośnie i tyje, bo jak wszystkie ikony idealizowany jest niemiłosiernie - jako symbol walki o wolność i kolor w świecie szarości. Nawet paskudną narkomanię, która go zniszczyła, nazywa się dziś „heroiczną walką z nałogiem”. No ale taki już los ikon.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska