Spokojnie, to tylko kolejny eksperyment

<!** Image 1 align=left alt="Image 211175" >Co nowy minister pracy, to pomysłów więcej. Niewiele jednak doprowadzonych zostaje do końca, czyli przybiera formę prawną, jest skutecznie realizowanych i (z tym chyba najtrudniej) przynosi spodziewane efekty.

O wyprowadzeniu ubezpieczenia zdrowotnego z pośredniaków słyszymy od lat. Teraz znów „Ministerstwo Pracy rozmawia z Ministerstwem Zdrowia”. Niech rozmawiają. Zobaczymy, co z tego wyniknie.

Od lat przynajmniej pięciu słyszymy o kontraktowaniu usług dla rynku pracy, czyli dopuszczeniu prywatnych agencji zatrudnienia i organizacji pozarządowych do aktywizowania bezrobotnych. Pomysł co rusz wraca (teraz znów), ale guzik z tego wynika.

Do Holandii czy Wielkiej Brytanii, gdzie rozmaite stowarzyszenia od dawna świadczą takie usługi na rzecz bezrobotnych, dzielą nas lata świetlne. W Polsce jak na razie „pochwalić” możemy się tzw. eksperymentem gdańskim, czyli nieudanym programem współpracy PUP-u z agencją Randstad. Programem, nomen omen, o poetyckiej nazwie „Nowe Horyzonty”. <!** reklama>

Niewtajemniczonym przypomnę, że polegał on na podzieleniu 900 bezrobotnych na trzy grupy: aktywizowana przez PUP, przez agencję i grupę kontrolną. Podstawowy błąd poczyniono już na wstępie, mieszając bezrobotnych. Podczas gdy homogeniczność grupy to warunek wstępny do opracowania skutecznej strategii pracy. Efekty eksperymentu były mizerne. Wbrew oczekiwaniom aktywizowanie wcale nie poszło agencji lepiej niż urzędnikom.

Polityka rynku pracy to nad Wisłą jedno wielkie pole eksperymentalne. Uprawiane bez ładu i składu, raz od miedzy, raz od środka. Większej niekonsekwencji próżno szukać. Zysk z tego mają ci, którym zmiany nie w smak: pseudobezrobotni, przedsiębiorcy zatrudniający na czarno (za ich siłę roboczą składki do ZUS płaci PUP) oraz ta część urzędników, której nic tak nie przeraża jak wizja skutecznej pracy.