Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Stał się cud - związkowcy są razem

Przemysław Łuczak
Rozmowa PIOTREM DUDĄ, przewodniczącym „Solidarności”.

<!** Image 2 align=none alt="Image 216874" sub="Piotr Duda: - Już się przyzwyczaiłem, że mówią o mnie, iż zachowuję się jak kibol z maczetą, że jestem bandytą, ale to, co zrobił pan marszałek Borusewicz, jest świństwem.
[Fot. archiwum]">

Rozmowa PIOTREM DUDĄ, przewodniczącym „Solidarności”.

Dlaczego marszałek Senatu Bogdan Borusewicz wytyka Panu, że w latach 1981-1983 służył pan w 6. Pomorskiej Dywizji Powietrzno-Desantowej i ochraniał radio i telewizję?

<!** reklama>

Kompletnie tego nie rozumiem. Kiedy jako 18-latek rozpoczynałem pracę w Hucie Gliwice, Bogdan Borusewicz czy Lech Wałęsa byli dla mnie ludźmi bez skazy, chodzącymi ideałami. Jeszcze jak zostałem szefem Komisji Krajowej, to spotykałem się z marszałkiem. Wprawdzie już się przyzwyczaiłem, że mówią o mnie, iż zachowuję się jak kibol z maczetą, że jestem bandytą, ale to, co zrobił pan marszałek, jest świństwem. Nawet nie wobec mnie, ale tych tysięcy chłopaków, którzy na początku lat 80. byli wcielani do obowiązkowej zasadniczej służby wojskowej. Jednych zamykali wówczas do „internatu”, drugich do więzienia, a trzecich wcielali do wojska. Ciekaw jestem, gdzie byłby Bogdan Borusewicz, gdyby wtedy był o 10 lat młodszy.

Co wydarzy się w Polsce 11 września?

Wolałbym, żeby nic się nie wydarzyło, żebyśmy rozmawiali o tym, że 11 września zbierze się Trójstronna Komisja, w której związkowcy jako reprezentacja pracowników, pracodawcy jako reprezentacja przedsiębiorców i rząd, który reprezentuje interes publiczny, będą prowadzili uczciwy i partnerski dialog dla wspólnego dobra. Niestety, to jest tylko moje marzenie, bo z działań premiera Tuska i rządu wynika, że do tego nie dojdzie. Dlatego 11 września będziemy kontynuowali protest, który zapoczątkowaliśmy pod koniec czerwca, wychodząc z komisji. W Polsce słowo dialog odmienia się przez wszystkie przypadki, ale nic z tego nie wynika.

Co musiałoby się stać, żeby nie doszło do protestu?

Postawiliśmy minimalne warunki naszego powrotu do rozmów ze stroną rządową i pracodawcami. Przypomnę, że kiedy w marcu spotkaliśmy się, żeby omówić projekt ustawy o elastycznym czasie pracy i 12-miesięcznym okresie rozliczeniowym, prosiliśmy premiera, żeby nie spieszył się z kierowaniem tych rozwiązań do Sejmu i jeszcze raz o nich z nami porozmawiał za miesiąc. Minęły dwa miesiące, ustawa została już przegłosowana w Sejmie, a premier przyjeżdża na rozmowy. Pytanie, po co? Czy tylko po to, żeby pokazać społeczeństwu, że premier rozmawia ze związkowcami? Związek nie chce, żeby ta ustawa weszła w życie. Drugim warunkiem jest ustąpienie ze stanowiska przewodniczącego Komisji Trójstronnej ministra Kosiniaka-Kamysza. Kiedy pod koniec 2012 roku z kierowania komisją zrezygnował ówczesny wicepremier Pawlak, proponowaliśmy, żeby przewodniczącym został premier Tusk albo wicepremier Rostowski, czyli ludzie mający realny wpływ na decyzje Rady Ministrów. Niestety, stało się inaczej. Minister Kosiniak-Kamysz przychodził jedynie po to, żeby nas informować o tym, co rząd ma zamiar zrobić z różnymi pracowniczymi sprawami.

Czy Polacy powinni przygotować się na strajk generalny?

Strajk generalny jest ostatecznością. Nasz protest planowany jest na 11 do 14 września. Ale jakie formy przybierze, nie mogę jeszcze powiedzieć. Będziemy protestować pod hasłem „Dość lekceważenia społeczeństwa”, które nie jest wyłącznie pracownicze. Chodzi o to, żeby w naszym życiu publicznym było więcej demokracji bezpośredniej, o wprowadzenie zmian do konstytucji, dotyczących instytucji referendum krajowego, żeby Polacy mogli decydować o ważnych sprawach bez polityków. Jako związek zawodowy „Solidarność” dostaliśmy od nich mocno po palcach. Zlekceważyli 2,5 miliona podpisów pod wnioskiem o referendum w sprawie podniesienia wieku emerytalnego do 67 lat. Ci, którzy teraz protestują przeciwko posyłaniu sześciolatków do szkoły i zebrali milion podpisów, też nie mogą liczyć na referendum. Zresztą premier sam namawia mieszkańców Warszawy, żeby nie głosowali w sprawie odwołania prezydent Hanny Gronkiewicz-Walz. Dlatego wrześniowe protesty będą bardzo ważne dla polskiej demokracji, a nie tylko dla pracowników.

Dlaczego mówi Pan, że współpracujące ze sobą związki zawodowe są jak jedna pięść?

Zacytowałem tylko pana premiera, który podczas konwencji PO w Chorzowie stwierdził, że Platforma musi być jak jedna pięść. Reprezentatywne związki też są jak jedna pięść, tyle że nie jest ona zwrócona przeciwko społeczeństwu, lecz w drugą stronę. Można by też powiedzieć, że o ile żaden z zapowiadanych przez premiera cudów nie spełnił się, to na pewno zdarzył się jeden, o którym nie marzył. Takim cudem jest to, że największe związki zawodowe: „Solidarność”, OPZZ i Forum Związków Zawodowych, które dużo dzieli światopoglądowo, zdołały połączyć się w walce o sprawy bardzo ważne dla całego społeczeństwa.

Czy wycofanie się związków z Komisji Trójstronnej było dobrym posunięciem?

To było przemyślane posunięcie. Nie chcemy bowiem uwiarygodniać pseudodialogu prowadzonego przez rząd. Proponowaliśmy wspólnie, żeby w 2014 roku płaca minimalna wynosiła 1720 zł miesięcznie. Natomiast premier ogłosił, że będzie to 1680 zł. I że powinniśmy się cieszyć, bo były propozycje zamrożenia płacy minimalnej na obecnym poziomie 1600 zł. Zaproponowaliśmy waloryzację emerytur i rent na poziomie 5 proc, ale rząd przyjął ustawowe minimum, czyli 2,14 proc. Chcieliśmy 7,2 proc. podwyżki w sferze budżetowej, bo nie było jej tam od 2009 roku, ale rząd zdecydował, że będzie zero. Nie mamy złudzeń - bylibyśmy w komisji czy nie, rząd i tak zrobiłby to, co zamierzył wcześniej. Teraz rząd razem z pracodawcami planuje ograniczenie praw związkowych.

Mówi się m.in. o sądowym badaniu legalności strajku jeszcze w czasie jego trwania, prawie do lokautu i zwiększeniu reprezentatywności związków...

Jestem już przyzwyczajony, że kiedy tylko związki zawodowe zaczynają krytykować władzę, to od razu straszy się zmianą Ustawy o związkach zawodowych. Ale żadne straszenie nic nie da, bo my się nie boimy i wiemy, co robić. Jak słyszę senatora Libickiego, który dziwi się, jak pracodawca może finansować swojego wroga, czyli działacza związkowego, opadają mi ręce. To pokazuje, jakie jest myślenie niektórych polityków na temat związków zawodowych, choć pracodawca i związkowiec powinni być w zakładzie pracy partnerami.

Czy to prawda, że działacze związkowi za dużo zarabiają?

Ja i wszyscy zwykli obywatele mają prawo krytykować i oceniać polityków, którzy żyją za publiczne pieniądze, ale politycy nie mają prawa krytykować Piotra Dudy. Mnie bowiem oceniają członkowie związku, którzy składają się na moje wynagrodzenie. Moje wynagrodzenie jest jawne, można wejść na stronę internetową związku, zakładka Dokumenty, zakładka Uchwała finansowa i zobaczyć, ile związkowcy mi przyznali. Ta uchwała finansowa obowiązywała także moich poprzedników. Takie zarzuty są chwytem poniżej pasa.

Czy związki zawodowe stają się przeżytkiem, skoro należy do nich coraz mniej ludzi?

Do „Solidarności” należy prawie 700 tys. pracowników. Wszystkie partie razem wzięte nie mają tylu członków, ilu my mamy tylko w jednym regionie śląsko-dąbrowskim, gdzie jest ich 100 tys. Najwygodniej mieć parę tysięcy członków w partii, żyć za budżetowe pieniądze i uważać siebie za wybrańców narodu. Uważam jednak, że i w partiach, i związkach zawodowych powinno być więcej obywateli. Chodzi bowiem o to, żeby ludzie bardziej udzielali się społecznie, bo Polacy zamykają się w swoich domach. Spowodowane jest to m.in. tym, że politycy potrzebują nas tylko raz na cztery lata. A jak sami się organizujemy, chociażby do zbierania podpisów pod wnioskami referendalnymi czy projektami ustaw, to politycy wrzucają to wszystko do kosza, mówiąc, że oni wiedzą lepiej, co jest dobre dla społeczeństwa i sami podejmują decyzję. Właśnie to trzeba zmienić.


Nie ukrywa Pan, że chce doprowadzić do odejścia obecnego rządu. Ale jeśli nawet tak się stanie, to co dalej?

Każda kolejna władza, jeżeli będzie postępować tak samo jak rząd PO i PSL, może się spodziewać, że będziemy ją krytykować. Zresztą mówiłem to oficjalnie, także na kongresie PiS czy Solidarnej Polski - jeśli będziecie szli w kierunku społecznym, dostrzegać ważną rolę związków zawodowych, a w pracownikach widzieli ludzi a nie przedmioty, to zawsze znajdziecie w „Solidarności” przyjaciół; ale jeżeli będziecie skręcać w kierunku liberalnym, nasze drogi się rozejdą. Jestem otwarty na rozmowy z każdym, nie mam patentu na mądrość, ale gdzieś w połowie drogi trzeba się spotykać, bo jak na razie w naszej ojczyźnie, zgodnie z Konstytucją, gospodarka nie jest rynkowa, tylko społeczno-rynkowa. Problem w tym, że tej społeczno-rynkowej jest tylko 2 proc., a rynkowej reszta. 


Teczka osobowa

Szef „Solidarności”, były komandos

Piotr Duda (51 lat). Przewodniczący NSZZ „Solidarność” od 2010 r., przedtem - od 2002 r. był przewodniczącym Śląsko-Dąbrowskiej „Solidarności”. W związku zawodowym „Solidarność” jest od 1980 r., kiedy rozpoczął pracę jako tokarz w Hucie Gliwice. W latach 1981-1983 jako komandos służył w 6. Pomorskiej Dywizji Powietrzno-Desantowej, również w siłach ONZ w Syrii. Po służbie wojskowej wrócił do pracy w hucie. Od 1992 r. wybierany do władz związku w regionie śląsko-dąbrowskim i do Komisji Krajowej.

Interesuje się sportem i muzyką.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska