Wczoraj po raz pierwszy rodzice uczniów z Torunia powiedzieli głośne „nie” wdrażanej przez rząd PiS reformie edukacji. Wzorem rodziców z Zielonej Góry, Łodzi, Krakowa i Trójmiasta, zdecydowali się nie posyłać swoich dzieci na zajęcia.
Taki scenariusz ma się powtarzać 10 dnia każdego miesiąca aż do zakończenia roku szkolnego.
- Tu chodzi o rzecz najważniejszą - przyszłość naszych dzieci. One zasługują na najlepszą, nowoczesną edukację, bez politycznych indoktrynacji - przekonuje Monika Chmarzyńska, która wraz z grupą przyjaciół wzięła na siebie ciężar rozpropagowania rodzicielskiego strajku w Toruniu. Sama w piątek zaplanowała wycieczkę do Muzeum Narodowego w Warszawie wraz z córką, uczennicą piątej klasy.
Zobacz także: Saperzy na nowej Polnej! Rozminowanie placu budowy
Pustki w klasach
Za sprawą publikacji, m.in. w „Nowościach” i na naszej stronie internetowej, o akcji zrobiło się głośno.
Efekty tego zaobserwować można było wczoraj w toruńskich szkołach.
- Frekwencja jest mniejsza niż zazwyczaj - przyznaje Ewa Rojewska, dyrektorka Gimnazjum nr 21 przy ulicy Morcinka w Toruniu. - Część uczniów nie przyszła na lekcje z inspiracji rodziców, część wykazała się własną „inicjatywą”, skorzystała z okazji i opuściła zajęcia.
W Zespole Szkół nr 8 na Rubinkowie także dało się zauważyć skutki rodzicielskiego strajku, choć nikt tam do niego nie agitował.
- Statystki obecności na podstawie dziennika elektronicznego będziemy robić pod koniec dnia, więc wtedy poznamy szczegółowe dane. Jednak już na pierwszy rzut oka widać, że uczniów jest wyraźnie mniej - mówił w piątek przed południem Grzegorz Bortnowski, dyrektor „ósemki”.
- Szanuję prawa rodziców do wyrażania swoich opinii, ale ubolewam też nad tym, że uczniowie wiele tracą nie przychodząc do szkoły. Szczególnie w przypadku przedmiotów, które są tylko raz w tygodniu - mówi Izabela Ziętara, dyrektorka toruńskiego Gimnazjum nr 3. - Skala tego strajku jest dość spora. Mamy klasy, gdzie na lekcje przyszły tylko pojedyncze dzieci. To dezorganizuje pracę szkoły.
Lekcja demokracji
Za akcją protestacyjną stoją zwykli rodzice, niestowarzyszeni w żadnych organizacjach czy ruchach. Nie chcą reformy edukacji w forsowanej przez PiS formie, sprzeciwiają się kumulacji roczników w liceach w 2019 roku i indoktrynacji politycznej podczas lekcji historii.
Zobacz także: Sanepid przypomina o wiosennych porządkach
Domagają się też natychmiastowego wstrzymania reformy edukacji, szerokich konsultacji społecznych oraz uwzględnienia opinii niezależnych ekspertów.
Inicjatorzy protestu w inter-necie i na portalach społecznościowych namawiają rodziców, by pisząc dzieciom usprawiedliwienia nie ukrywali prawdziwych powodów ich nieobecności 10 marca. W sieci pojawił się nawet specjalny wzór takiego usprawiedliwienia.
- Uważam, że to dobra lekcja demokracji dla naszych dzieci. Mogą się przekonać, że każdy człowiek w wolnym kraju może wyrażać swój sprzeciw na różne sposoby - mówi jeden z Czytelników, którego 10-letni syn w piątek nie poszedł na lekcje.
Organizatorzy protestu liczą, że będzie on przybierał na sile. Chcą, by 10 kwietnia i maja szkoły były jeszcze bardziej puste.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?