Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Święta? Spędzamy je tylko w tradycyjny sposób

Piotr Bednarczyk
ILona Termińska zastąpiła na fotelu prezesa KS-u Toruń męża Przemysława, gdy ten został senatorem
ILona Termińska zastąpiła na fotelu prezesa KS-u Toruń męża Przemysława, gdy ten został senatorem Sławomir Kowalski
Rozmowa z Iloną Termińską, prezes Klubu Sportowego Toruń

Jaka była Pani pierwsza myśl, gdy mąż poinformował Panią, że zastanawia się nad kupnem klubu żużlowego?
To nie było dla mnie duże zaskoczenie. Nowe wyzwania to Przemka specjalizacja. Potraktował klub jak kolejną firmę. Na całość klubu składają się trzy czynniki: zawodnicy, kibice i organizacja, która musi zadziałać. Po głębokich przemyśleniach doszedł do wniosku, że klub można zarządzać jak firmę, może trochę inaczej niż zwykłą spółkę z o.o., ale z podobnymi założeniami.

Mieliście Państwo wcześniej styczność z żużlem?
Byliśmy sponsorem, chodziliśmy na mecze, a więc byliśmy zaangażowani jako kibice. Mocnym zapaleńcem żużlowym był mój tata. Gdy urodziły mu się dwie córki uznał, że dziewczyny do speedwaya nie pasują, wiec jako dziecko na żużel nie chodziłam. Jedynie opowiadał nam o nim. Po raz pierwszy na żużlu byłam jak powstała Motoarena, mąż z synem Olkiem chodzili jeszcze na stadion przy ulicy Broniewskiego. Jak już poszłam na pierwszy mecz, to do tej pory opuściłam może trzy-cztery, wyłącznie z przyczyn losowych, ewentualnie wyjazdów.

Długo trzeba było Panią namawiać, żeby objęła funkcję prezesa KS-u Toruń?

Mam dużo różnych funkcji, dla mnie to kolejne wyzwanie. Dużo w organizacji systemu pracy się nie zmieniło. Wiadomo, po której stronie leży decyzyjność, natomiast ja zajęłam się sprawami organizacyjnymi i nadzorem nad finansami. Sprawami związanymi z organizacją drużyny i jej pracy zajmują się menedżer Jacek Gajewski i właściciel.

W zeszłym sezonie zajmowała się Pani m. in. grupą podprowadzających i cheerleaderek. Pani mąż narzekał, że to Pani hobby sporo go kosztuje...
- To były dwie sekcje, które zostały włączone do FST Sport Teamu, naszego stowarzyszenia. Jeśli chodzi o dziewczyny podprowadzające, to polega to na tym, że prowadzimy nabór, dziewczyny uczą się tańczyć, występują na Motoarenie, są częścią tego fajnego wydarzenia, jakim jest mecz żużlowy. Cheerleaderki, jako sekcja akrobatyczna, miały uatrakcyjniać spotkania, mimo krótkich przerw w zawodach. W tej chwili jednak w Toruniu są aż cztery takie sekcje. Bardzo ciężko znaleźć dziewczyny, a do tego koszty utrzymana sekcji są bardzo duże, pokrywaliśmy je w całości. Mieliśmy profesjonalnych trenerów, ostatnio był nim Artur Cieciórski. Widziałam postęp, ale pojawił się problem ze znalezieniem tancerek, które mają już spore umiejętności. Zostało nam dziewięć dziewczyn. Nie byliśmy obecnie w stanie skompletować 20-25-osobowego zespołu, mimo że cały czas robiliśmy nabory. Niestety, musiałam podjąć decyzję o rozwiązaniu zespołu. Szkoda, bo ta dziewiątka dziewczyn jest wspaniała. Na pewno będę chciała ją zaktywizować na innym polu na Motoarenie.

Podprowadzające jednak zostają?
Przeprowadzimy kolejny casting. Chcę, aby te dziewczyny zintegrowały się z klubem, czuły atmosferę meczu. Wcześniej zresztą też tak było, pilnowała tego Marcelina Rutkowska. Natomiast był to pierwszy nabór, nowy klub... Szanse mają wszystkie ładne, inteligentne i wysportowane dziewczyny.
Toruńskie podprowadzające nieco się różniły od reszty koleżanek z kraju, które przeważnie ubierane są w obcisłe, czarne stroje. Kto był pomysłodawcą oryginalnych ubiorów?

Podprowadzające faktycznie kojarzyły się dotąd, nieładnie mówiąc, z lateksem. Chodziło nam o podkreślenie elementu kobiecości, a nie seksualności. Mieliśmy różne pomysły, w zależności od konwencji meczów, które miały zawsze jakąś myśl przewodnią. Stąd wzięły się np. stroje kowbojskie albo na Dzień Dziecka.

Co najbardziej zapadło Pani w pamięci z minionego sezonu?
Chyba rozbity motocykl Taia Woffindena w pierwszym meczu, lądujący na trybunach. To był dla mnie straszny szok. Przeważnie ogląda się jadących żużlowców, a ja wtedy patrzyłam, jak motocykl leci do góry, jak jakiś mężczyzna odciąga jakąś panią... To było straszne. Było też dużo fajnych zdarzeń, meczów, zaskakujących sytuacji, nasi sportowcy dostarczyli nam dużo emocji.

A propos - ma Pani jakiegoś ulubionego żużlowca?

Nie, wszystkich bardzo lubię. Z niektórymi mam większy kontakt, z innymi mniejszy, natomiast wszyscy z nich to fajni, młodzi ludzie, fascynaci tego, co robią. I to jest ważne, bo nie wystarczy sama ciężka praca, musi być ona poparta fascynacją, zaangażowaniem, emocjami i adrenaliną. I chłopaki to mają.

Zdarzają się w Pani rodzinie jakieś spory na temat żużla? Kto częściej stawia na swoim?

Nie ma takich sytuacji. Oczywiście dyskutujemy w domu na temat żużla, ale mamy taką zasadę, że polityka musi być spójna. Jest podział, ja mam określone zadania i je wykonuję. Choć mam swoje zdanie na różne tematy i jeśli mi się coś podoba lub nie, to wyrażam swoją opinię na ten temat. Zawsze staramy się podjąć decyzję jak najlepszą dla klubu.

Kto był pomysłodawcą nowej nazwy drużyny - KS Get Well - promującej fundację, która pomagać będzie doświadczonym przez los żużlowcom?

Darcy'ego Warda traktowaliśmy jak swojego wychowanka, wręcz jak członka rodziny. Przytrafiła mu się tragedia. Nie był to pierwszy taki wypadek w żużlu, ale wywołał on ogromny oddźwięk. Aż chciało się pomóc. Po pierwszych akcjach charytatywnych które zorganizował Marcin Kurzawski, sprzedażach koszulek, koncertach, zbiórkach pieniędzy, które były bardzo emocjonalne, trzeba teraz to wszystko uporządkować i stosować racjonalne, zrównoważone środki, które będą wspierały długofalowo zarówno Darcy'ego, jak i pozostałych żużlowców, którzy stracili zdrowie. Stąd wzięła się koncepcja powstania fundacji. Nazwa drużyny jest może zaskakująca, ale dzięki niej tworzy się markę, która wspiera fundację. A to się będzie przekładało na pieniądze.

Za chwilę święta. Jak spędza je rodzina Termińskich? Nowocześnie, jadąc na narty, czy tradycyjnie?

Zdecydowanie tradycyjnie. Święta Bożego Narodzenia to fajny czas, który spędzamy rodzinnie. Wigilię spędzimy u moich rodziców. Oprócz nich będzie siostra mojego męża, moja siostra z rodziną. Niestety, rodzice Przemka już nie żyją. Będzie tradycyjnie - przy rybie, dzieląc się opłatkiem i śpiewając kolędy w miarę naszych możliwości. Szkoda, że ani ja, ani moja siostra, nie stałyśmy u Boga w kolejce po słuch muzyczny, wygląda to strasznie, jak śpiewamy, ale staramy się, jak możemy. Przede wszystkim w święta odpoczywamy. Ten rok był dla nas bardzo ciężki - kampania wyborcza męża, praca w klubie, czas skompletowania składu, rozliczeń finansowych w klubie i w firmach. Pracy było bardzo dużo. Dlatego czekamy już na ten moment oddechu wyluzowania, zwolnienia tempa, nawet jeśli miałoby to trwać tylko kilka dni.

Kto zajmuje się kupowaniem prezentów, ubieraniem choinki, przygotowaniami do świąt?

Obowiązki są podzielone. Choinkę zawsze kupowali mężczyźni, choć w tym roku był wyjątek i ja ją przywiozłam, bo weszła tylko do mojego samochodu. Ubierają ją dzieci, nawet jak były małe to robiły. Zasada jest taka, że mogą to zrobić jak chcą i jak ubiorą, tak już pozostaje. Pamiętam sytuację, jak Olek miał bodaj niecałe dwa latka. Bombki tradycyjnie chowam do kartonów po ksero, polecam ten sposób. I Olek wziął ten karton, ale go upuścił. Trochę bombek się zbiło, był przerażony, ale powiesił resztę i też było dobrze. A Natalka, jak była malutka, bardzo lubiła obserwować światełka i bombki. Jeśli chodzi o pozostałe rzeczy, to nie ukrywam, że mam o tyle fajną sytuację, że idziemy na Wigilię do rodziców. Odpadają mi wszystkie sprawy związane z gotowaniem, bo to spadło na moją mamę. Ja przygotuję ciasta, a siostra rzeczy "mączne" i sałatki.

Podział pracy i organizacja jak w firmie...
Tak, trochę to tak wygląda. Dzięki dobrej organizacji, przy takich obowiązkach, jakie mamy, przy dzieciach, przy prowadzeniu firm, potrafię sobie wygospodarować jeszcze czas dla siebie - pobiegać, pójść do siłowni. Bez dobrej logistyki nie da się żyć, ona ułatwia nam życie. Wracając do prezentów, to każdy ma swoją tajemnicę, by Święty Mikołaj przyniósł ją jako zaskoczenie dla innego członka rodziny.

Jakie są Państwa ulubione potrawy?

- Uwielbiam ryby, koniecznie z ośćmi: śledzie, karpie... One mają zupełnie inny smak.Staram się uczyć je jeść moje dzieci. Lubię też zupę grzybową z łazankami, ona rewelacyjnie pachnie. Mąż również lubi ryby, ale raczej w formie filetów. A do tego pierogi, zupy. Mamy zbliżone smaki kulinarne.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska