Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tajemnica karnej celi w Potulicach

Grażyna Ostropolska
„Jest 8 stycznia 2008 roku. Założono mi na głowę kask, rozebrano do naga i kazano stać przy takiej szybie. Rzeczy zostały ze mnie zerwane. Kopano je po brudnej podłodze. Byłem zapięty w pasie kajdankami, popychany. Prosiłem, żeby się uspokoili, chciałem rozmawiać...”.

„Jest 8 stycznia 2008 roku. Założono mi na głowę kask, rozebrano do naga i kazano stać przy takiej szybie. Rzeczy zostały ze mnie zerwane. Kopano je po brudnej podłodze. Byłem zapięty w pasie kajdankami, popychany. Prosiłem, żeby się uspokoili, chciałem rozmawiać...”.

<!** Image 2 align=right alt="Image 79362" sub="Rys. Łukasz Ciaciuch">To fragment dziennika Przemysława W., więźnia zakładu karnego w Potulicach. Przyniosła go do naszej redakcji Maria W. (nazwisko do wiadomości redakcji), matka skazanego.

- Tak ukarano syna za to, że ośmielił się napisać do dyrektora skargę na oddziałowego - twierdzi. Chce wiedzieć, dlaczego jej dorosłe dziecko (syn ma 26 lat) tak upokorzono. „Jeżeli w takich warunkach i wśród takich oddziałowych przebywają skazani, nie dziwię się, że popełniane są tam nawet zabójstwa” - napisała do Okręgowego Inspektoratu Służby Więziennej. Zażądała, by przejrzano nagrania z monitoringu celi. W lutym otrzymała informację, że toczy się w tej sprawie postępowanie wyjaśniające. Właśnie dobiegło końca.

- Nie stwierdzono, by funkcjonariusze służby więziennej naruszyli obowiązujące przepisy - podaje jego wynik płk Waldemar Oleksiak, dyrektor Okręgowego Inspektoratu Służby Więziennej w Bydgoszczy. - Przejrzeliśmy film z monitoringu celi, w której przebywał skazany i zapewniam, że nie był on szykanowany ani bity. Zwróciliśmy jedynie uwagę na niewłaściwe postępowanie z odzieżą więźnia. Funkcjonariusz przesuwał ją po podłodze nogą, a...

mógł to zrobić inaczej

- Mogłam przewidzieć, że jeden funkcjonariusz za drugim będzie obstawał - Maria W. nie kryje rozczarowania wynikiem inspekcji. Wierzy synowi. Ma wobec niego poczucie winy. Uważa, że to z jej powodu syn podpadł oddziałowemu. I tak to przedstawia: - 5 stycznia pojechałam do Potulic, ale do widzenia nie doszło. Funkcjonariusz oznajmił, że syn odmówił spotkania się ze mną.

Kobieta była w szoku, bo taka sytuacja zdarzyła się pierwszy raz. Godzinę później Przemek do niej zadzwonił. - Powiedział mi, że chciał przynieść na widzenie dokumenty, które dostał z sądu - relacjonuje Maria W. - Oddziałowy mu nie pozwolił. Syn nie rozumiał dlaczego, bo wcześniej takiego zakazu nie było. Jego pytania o powód skończyły się wycofaniem zezwolenia na widzenie ze mną.

- Ustaliśmy, że skazany nie chciał pokazać oddziałowemu, jakie dokumenty z celi wynosi - podaje nieco inną wersję Waldemar Oleksiak, dyrektor OISW. Tłumaczy, że niezastosowanie się więźnia do poleceń oddziałowego traktowane jest jako rażące nieposłuszeństwo. Stwarza zagrożenie dla bezpieczeństwa jednostki penitencjarnej, w której więzień przebywa. Funkcjonariusze służby więziennej mają wówczas prawo zastosować środki przymusu bezpośredniego. W sytuacjach szczególnych mogą użyć siły fizycznej, a nawet broni gazowej. Skazanemu Przemysławowi W. zaaplikowano pobyt w celi pod specjalnym nadzorem.

- Oni mnie w tej celi prowokowali. Chcieli udowodnić, że jestem niebezpieczny wariat i...

stwarzam zagrożenie...

Tak uważa Przemysław W. W swoim więziennym dzienniku tak opisywał te rzekome prowokacje: „Szykanowanie mnie przez oddziałowego było na porządku dziennym. Kiedyś mi nawet zakomunikował, że jak on będzie chciał, to ja „zjadę” ze szkoły. Wiedział, jak bardzo mi na nauce zależy. Po tym, jak uniemożliwił mi widzenie z matką i pokazanie jej sądowych dokumentów, poprosiłem o spotkanie z dyrektorem zakładu. Chciałem się poskarżyć. 7 stycznia zabrali mnie z lekcji dwaj funkcjonariusze. Pytali, czy mam pretensje do oddziałowego i czy na pewno chcę to wyjaśniać z dyrektorem. Potwierdziłem. 8 stycznia o godz. 10, tuż przed wyjściem do szkoły, udało mi się przekazać wychowawcy list. Był w kopercie zaadresowanej do dyrektora”.

Przemysław W. pisał właśnie sprawdzian z matematyki, gdy zabrali go z lekcji funkcjonariusze.

<!** reklama>- Spytali, czy w kopercie, którą dałem wychowawcy, jest skarga. Radzili, bym się zastanowił, co robię, bo przecież chodzę do szkoły - wspomina Przemysław W. - Polecono mi wrócić do celi i spakować się. Miałem zostać przeniesiony na inny oddział. Chciałem, żeby ktoś mi tę decyzję wytłumaczył. Wyjaśnił, dlaczego nie mogę porozmawiać z dyrektorem. Nikt nie umiał mi na te pytania odpowiedzieć. Albo nie chciał. Z nerwów powiedziałem, że jak ja nie mam w tym zakładzie karnym żadnych praw, to się powieszę. To zadziałało na nich, jak czerwona płachta na byka.

Mężczyzna przekonuje, że wykręcono mu ręce. Siłą zawleczono do „sali tortur”. Tak określa celę, w której umieszczani są krnąbrni lub agresywni więźniowie. Stał w zimnym pomieszczeniu nagi, w kajdankach i kasku.

- Co godzinę ktoś przychodził i pytał, czy zmieniłem decyzję i czy nadal mam jakieś pretensje - relacjonuje. Twierdzi, że sam zachowywał się spokojnie. Chciał tylko porozmawiać z kimś o swoich problemach. Prosił o to strażników. Bez skutku. - Mówiłem, żeby mnie wypuścili, bo muszę dokończyć referat z biologii. Błagałem o lekarza - chciałem, by dał mi zastrzyk, po którym mógłbym spokojnie zasnąć. Oglądano mnie jak dzikie zwierzę w klatce.

Przemysław W. poprosił o ubranie, bo w celi było przeraźliwie zimno. - W nocy dostałem brudny materac i koc. Co godzinę budzono mnie, ściągano z tego materaca, szarpano, ustawiano pod ścianą - dodaje mężczyzna. - Myśleli, że się będę rzucać, krzyczeć, ale ja nie dałem się im sprowokować.

9 stycznia około godz. 11 skazany opuścił karną celę. Do jego akt dołączono wpis: „Osadzony zagraża bezpieczeństwu zakładu karnego”. Przeniesiono go do więzienia w Fordonie. Nie miałby nic przeciw takiej karze, gdyby nie fakt, że w bydgoskim zakładzie nie ma szkoły. Maria W. jest przekonana, że zakaz kontynuowania nauki to dla jej syna największa tragedia. - Widziałam jego oceny - mówi. - Biologia, historia, fizyka i informatyka - piątki, z innych przedmiotów - czwórki. Nauczyciel niemieckiego powiedział mi, że Przemek to uczeń ambitny i...

wie, do czego dąży

Maria W. nie ma też wątpliwości, że pozbawienie jej syna prawa do nauki to kara niesprawiedliwa. Nieadekwatna do przewinienia.

- Przecież on tylko ośmielił się napisać skargę do dyrektora. Na szykany, których w jego więzieniu doświadczył - przekonuje matka.

Dyrektor Okręgowego Inspektoratu Służby Więziennej ostro protestuje przeciw nazywaniu karą tego, co spotkało Przemysława W.

- Został wycofany z nauczania, bo nie wykonał polecenia oddziałowego, a także nie poddał się kontroli. Swoim zachowaniem zagroził bezpieczeństwu w zakładzie karnym i stąd wniosek do komisji penitencjarnej, która oceniła zachowanie więźnia - Waldemar Oleksiak uważa, że dyrektor Zakładu Karnego w Potulicach dokonał właściwej analizy zdarzenia. Nie rozumie przy tym zainteresowania dziennikarzy. Sam do niedawna kierował Zakładem Karnym w Płocku, w którym dyscyplinowanie więźnia w celi odosobnienia nie należało do rzadkości. Sprawa Przemysława W. jeszcze się dla niego nie kończy. - Wnioskujemy o zbadanie tego więźnia w ośrodku diagnostycznym. Uznaliśmy, że W. często konfabuluje i chcemy poznać stan jego zdrowia.

„Jako niebezpieczny, mam teraz osobne spacery, co jest bzdurą. Rozmawiałem z psychologiem i wciąż podsuwano mi kartkę do podpisu, że zgadzam się jechać na badania. To jest taka...

zagrywka

Stosują ją w zakładach karnych, gdy chcą się pozbyć jakiejś osoby” - pisze Przemysław W. w swoim dzienniku.

- On nie ma choroby psychicznej - zapewnia matka. Przyznaje jednak, że o stan zdrowia syna bardzo ją niepokoi. - Dwa tygodnie temu Przemek stracił przytomność i trafił do więziennego szpitala.

Od lekarza Maria W. usłyszała, że syn jest na obserwacji i nie zdiagnozowano jeszcze choroby.

Sądowy wyrok (6 lat za oszustwa) dowodzi, że Przemysław W. aniołem nie jest. Z jego akt wyłania się barwny życiorys. Konflikty z prawem, kłopoty rodzinne. Żona oskarża go o znęcanie psychiczne, jej konkubent o groźby karalne. Teraz są razem, a wraz z nimi dwójka dzieci państwa W. Przemysław W. od dwóch lat ich nie widział. Chce dzieci odzyskać, zmienić dla nich swoje życie.

- Stąd pęd Przemka do nauki. I cel: uczciwa praca na wolności - twierdzi jego matka. Na wolności jej syn skończył tylko zawodówkę, w Potulicach uczył się w liceum, marzył o maturze. - Pozbawianie go prawa do nauki to przerwanie jego resocjalizacji. Napisała to w liście do dyrektora Okręgowego Inspektoratu Służby Więziennej. Liczy, że syn dostanie drugą szansę. A ona w spokoju spędzi wielkanocne święta.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska